- Uważaj jak chodzisz.
- Czekaj, czekaj. To ciebie widziałem na pogrzebie.
- Widziałeś? Albo przyglądałeś mi się?
- Zadziorna widzę. Do tego lubi podglądać chłopaków w kiblu.
- To nie tak
- No chyba że weszłaś z ciekawości, to rozumiem.
- Problemy z... nieważne.
- Chłopakiem?
- Nie twój interes.
- Emily, śniadanie! - usłyszałam radosny głos mojej babci, do której przyjechałam tydzień temu.
Śniadanie, o nie.
- Idę! - odkrzyknęłam.
Muszę coś szybko wymyślić, by nie jeść tego przeklętego śniadania.
Zakręciłam wodę i wyszłam z kabiny, przy okazji prawie poślizgnęłam się, ale w porę złapałam równowagę. Powoli nałożyłam na siebie bieliznę i podeszłam do podłużnego lustra. Zmieniłam się przez te dwa lata...
Włosy niegdyś kasztanowe dzisiaj ciemno brązowe, niektórzy nawet myślą, że są czarne. Pff... Daltoniści. W dolnej wardze miałam kolczyk, w którym byłam zakochana. Tyłek bardziej mi się zaokrąglił, tak samo jak cycki, z których byłam najbardziej zadowolona. Niestety reszta mojego ciała nie podobała mi się.
Zdecydowanie powinnam schudnąć.
Nie mogąc dłużej patrzeć na siebie, zaczęłam się ubierać. Owinęłam sobie bandaż na nadgarstkach i nałożyłam na to rękawiczki na jeden palec, które sięgały mi do łokcia. Nigdy bez nich nie pokazywałam się. Poczesana i ubrana, zeszłam na śniadanie, którego chciałam za wszelką cenę uniknąć. Schodząc po schodach, zauważyłam moją babcię, która uśmiechała się od ucha do ucha, ja niestety nie potrafiłam się tak uśmiechać. Z ogromnym trudem zmusiłam się na delikatny uśmiech.
Wiem jak ułożyć rysy twarzy, żeby nikt się nie zorientował.
Niestety moją babcię nie nabiorę.
- Alice jeszcze śpi? - zapytałam na wstępie.
- Wczoraj zabalowałyście, moje panie - zmierzyła mnie wzrokiem.
- Nie piłam - odpowiedziałam szybko.
- Przynajmniej tyle - westchnęła i zlustrowała mnie. - Emily, widzę , że jesteś smutna.
Już od dwóch lat, babciu.
- To nic - westchnęłam.
- Chodzi o tego chłopaka? - zapytała, a ja zmarszczyłam brwi.
- Skąd..?
- Alice mi wszystko powiedziała - pogładziła mnie po ramieniu.
Odruchowo moja świadomość podsyłała mi obrazy z przed dwóch lat, przez które już miałam łzy w oczach, a w sercu poczułam kłucie. Szybko odgoniłam niechciane wspomnienia i z westchnięciem położyłam ręce na blat.
- Nigdy nie zrozumie mody na te rękawiczki - powiedziała, a ja poczułam jak serce zaczyna mi szybciej bić.
Kuźwa, może coś się domyśleć.
- Lubię taki styl - powiedziałam szybko.
- Och no dobrze - mruknęła. - Co byś chciała zjeść?
Tylko nie jedzenie!
- Zostanę przy jogurcie - uśmiechnęłam się sztucznie, po czym wyjęłam produkt z lodówki.
- Ten jogurt ci wystarczy? Śniadanie to najważniejszy posiłek. Na pewno nie chcesz kanapki? - przymrużyła oczy, a ja pokręciłam głową. - Jak chcesz, ale nie pochwalam tego.
Babciu, jogurt to życie.
Przynajmniej dla mnie.
- Nie jestem głodna - skłamałam i wpakowałam łyżeczkę do buzi.
- Skarbie, ale ty nic prawie nie jesz - zmarszczyła brwi.
- Jem - palnęłam szybko. - Babciu, skończmy ten temat, dobrze?
- Niech ci będzie - westchnęła. - W takim razie, kim jest ten chłopak?
Odwróciłam wzrok od babci, a przed oczami pojawiły mi się wspomnienia. Znowu poczułam kłucie, a w brzuchu, aż mnie skręcało. Mój oddech przyśpieszył, tak samo jak klatka piersiowa. Od tego wszystkiego odechciało mi się nawet tego jogurtu.
- Nie powinnaś o to pytać - zamoczyłam łyżeczkę w jogurcie.
- Odkąd przyjechałaś, jesteś taka nieobecna, właściwie to od zawsze taka byłaś. Myślę, że coś się musiało stać w twoim życiu, ktoś musiał cię bardzo skrzywdzić, bo widzę jak się zachowujesz.
Tak, skrzywdził mnie.
To przez niego chciałam i... chcę się zabić.
Raz nawet próbowałam, ale Alice zdążyła.
Ale to nie zmienia faktu, że w końcu to zrobię.
Bo mam dosyć życia i go.
To przez niego mam depresję.
To przez niego sprawiam sobie ból.
To przez niego prawie się zabiłam.
To przez niego mam kompleksy i nienawidzę siebie, i swojego ciała.
To wszystko przez jedną osobę, która doszczętnie zjebała mi życie.
- To jest... bardzo skomplikowane - udało mi się powiedzieć.
- Może lepiej ci będzie jak się wygadasz - położyła ręce na moje barki.
Nie da mi spokoju.
Przynajmniej wiem już po kim jestem taka uparta.
- Wiesz skarbie, ja z moim mężem, a twoim dziadkiem, zrywaliśmy chyba z trzy razy, a teraz jesteśmy małżeństwem po stażu. Widzisz jakie życie jest nieprzewidywalne! A wszystko zaczęło się w trzeciej klasie liceum - uśmiechnęła się, a ja spoważniałam.
U nas też się tak zaczęło.
- Co za zbieg okoliczności. Dobrze, to co chcesz wiedzieć? - spytałam i od razu pożałowałam.
- Kim jest Jacob Salvatore?
No i jest prolog :D
CZYTASZ
Moja Kretynka |delena|
RomanceDla Emily ktoś taki jak Jacob Salvatore nie istnieje. Nienawidzi go i chce zapomnieć, a to nie będzie takie proste, szczególnie, gdy jest na niego skazana w pracy i codziennie musi go widzieć. A on nie zamierza się poddać i robi wszystko, żeby ją od...