~28~"Kocham cię, wariacie"

104 27 12
                                    

Cała się trzęsę i nie potrafię zapanować nad swoim ciałem. Czuję jak Jacob chwyta mnie za rękę, co odrobinę dodaje mi otuchy. Idziemy prosto do gabinetu Juliana ze świadomością, że go zawiedliśmy. Wiemy, że nie ma już odwrotu i za parę minut oboje będziemy bezrobotni. Boje się jak cholera, ale o dziwo nie czuję wyrzutów sumienia, a powinnam je czuć. Prawda jest taka, że nawet najlepszy dzień w pracy nie zastąpi mi Jacoba. Mojego Jacoba, któremu dałam drugą szansę i bez którego nie jestem w stanie funkcjonować.

- Ej, spokojnie - szepnął mi do ucha, nie puszczając mojej dłoni.

- Chyba mam atak paniki - wyjąkałam, a brunet nagle zatrzymał się.

- Chodź do mnie - rozłożył ramiona i zamknął mnie w żelaznym uścisku. - Wiem, że ta praca jest dla ciebie ważna - mówił cicho, głaskając mnie po włosach.

- Ty jesteś ważniejszy - przyznałam, na co moje policzki oczywiście musiały się zarumienić.

- Miło mi to słyszeć - powiedział. - Uspokoiłaś się chociaż trochę?

- Odrobinę - odsunęłam się od niego w momencie, kiedy drzwi gabinetu otworzyły się i stanął w nich Charles.

- To już drugi romans w ciągu dwóch dni - zaśmiał się perfidnie. - Tych pierwszych nietrudno było przyłapać, bo miziali się na każdym kroku, ale z wami było ciężej.

- To ty mu powiedziałeś? - spytałam, czując, że zaczynam tracić cierpliwość.

- Widziałem raz jak się przytulaliście i od razu wiedziałem, co się kroi. Na początku Julian nie chciał mi wierzyć, ale jak was zobaczył, to więcej do szczęścia nie było mi trzeba - uśmiechnął się złowieszczo w moją stronę. - Oczywiście byłbym skłonny zachować wasz sekret w zamian za - tutaj spojrzał na mnie nieprzyjemnym wzrokiem - Chyba byś się nie obraził, gdybym wypożyczył na noc twoją dziewczynę, co?

Jacob napiął mieście i już miał zamiar podejść do niego - i jak sądzę - spuścić mu łomot, ale w porę chwyciłam go za ramię.

- Daj spokój, nie warto, a zresztą i tak bym się nie zgodziła - mruknęłam, ale mojemu chłopakowi to najwyraźniej nie wystarczyło.

- Chodźmy do tego Juliana, bo zaraz przestanę nad sobą panować - wyciedził groźnie, a ja kiwnęłam głową. - Co za parszywy szczur!

- Jacob, teraz to ty się musisz uspokoić - zacisnęłam dłoń na jego ramieniu i zmusiłam go, żeby patrzył mi w oczy.

- Słyszałaś co powiedział. Nie dość, że Julian dowiedział się o nas przez tego parszywca, to na dodatek... - wziął wdech. - Zabiłbym go, gdyby coś ci zrobił.

- Jaacob - przeciągnęłam. - Nigdy bym cię nie zdradziła, a Charles może sobie tylko pomarzyć... Albo lepiej nie.

Wypuścił powietrze, a ja ułożyłam dłoń na jego policzku.

- Już? Lepiej się czujesz? - spytałam troskliwie.

- Dam radę, a ty? - spojrzał na mnie z troską.

- Jest okej - pokiwałam głową.

To teraz pora zmierzyć się z Julianem.

***

Siedzimy naprzeciwko naszego szefa, który patrzy na nas niecierpliwie, oczekując wyjaśnień. Boję się, że cokolwiek powiem i tak zadziała na moją niekorzyść. W sumie to i tak jestem w dupie.

- Nie spodziewałem się, że w tak krótkim czasie stracę tylu dobrych pracowników - przemówił jako pierwszy, a po moich plecach przeszły ciarki. - Emily, z tej racji, że pracujesz... Pracowałaś tutaj dłużej, domagam się wyjaśnień właśnie od ciebie.

Moja Kretynka |delena|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz