hana

11.3K 778 213
                                    


a/n:  pomysł powstał, gdy wylewałam wodospad łez po obejrzanej dramie -  jednak pytanie brzmi, czy coś takiego wam pasuje i czy chcecie dalsze części?  będzie to raczej krótka seria, i tak - to będzie angst i trochę fluffu jak mi się uda. 


Życie od zawsze było nierozerwalnie związane z istotą śmierci

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Życie od zawsze było nierozerwalnie związane z istotą śmierci.

Śmierć istniała już od samego początku. Istniała od stworzenia zalążku świata, aby po cichu przypominała żyjącym, jak cenne jest ich życie. Życie jest w szczególności ukochane przez żyjących, natomiast śmierć często bywa przez innych opluta syndromem feralnego rajzefibera, którzy boją się tej ostatecznej podróży. Gorączkują się, gdy tylko dochodzi do nich ta ponura myśl, że nadejdzie kiedyś ten właściwy dzień... dzień, w którym spotkają się oko w oko ze swoim największym strachem.

Gdzieś między Niebem a Ziemią istnieje nicość. Zapomniane przez wszystkich pustkowie, do którego tylko czasami, raz na kilka stuleci, trafiają zbłąkane i zniesione silnymi porywami wiatru świadectwa ludzi oraz wspominki o ich osiągnięciach, smutkach lub swego rodzaju kontrakty.

I właśnie z powodu jednego, zapomnianego przez wszystkich kontraktu - los tej dwójki się skrzyżował. 


- See ya -

Chłopiec miał pięć lat, gdy po raz pierwszy Go spotkał.

Bawił się zielonym samochodzikiem-jeepem, któremu brakowało jednego z przednich plastikowych kółek, a drzwiczki w zabawce nie chciały się domykać. Zdezelowany przedmiot, w rączkach małego brzdąca, nie był najlepszym pomysłem.

Bez żadnej opieki dorosłego, maluch siedział na poplamionym kocyku w odcieniu spranej bieli i bosymi stópkami zatapiał raz po raz palce u nóg w zimnym piasku na pusańskiej plaży. Miał na głowie granatowy berecik - dokładnie taki sam, jakie nosiły inne berbecie w jego wieku - i podkoszulkę. Zieloną w białe, marynarskie paski.
Słodki, prostokątny uśmiech nie schodził z jego rumianej buzi i jego duże ślepia, tylko od czasu do czasu, wyczekująco spoglądały w stronę większej grupy, jaka zebrała się nad linią brzegową.

I to właśnie tego dnia... tego właściwego dnia,
miała mu zostać złamana, po raz pierwszy, dana obietnica.

○○○


Naciągając rondo czarnego kapelusza po linię ciemnych brwi, obrócił w smukłych i bladych, niczym pajęcza nić, palcach czarną kopertę. W momencie gdy ją otwierał, czas się niezauważalnie dla innych śmiertelników zatrzymywał i po chwili godzina śmierci, lśniącymi cyframi, wypalała się błękitnym płomieniem na śnieżnobiałej karcie z delikatnym tłoczeniem na jej odwrocie.

fate;  jjk x kthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz