a/n: nie mam nic na swoją obronę, powiem tylko tyle, że bardzo was kocham ):
- Taehyung, to jest bardzo, bardzo kiepski pomysł.
Brunet, ściskający w swojej dłoni zimną puszkę coca-coli, jęknął i, próbując nieco podciągnąć do góry obszerny kaptur, który figlarnie zakrywał mu oczy, szturchnął drobniejszego od siebie chłopca.
To nie tak, że go nie lubił.
Był jego przyjacielem i często z radością przyklaskiwał na różne, przedziwne pomysły Kima, ale teraz naprawdę zżerały go od środka nerwy - zwłaszcza, że młodszy dobrą godzinę temu rzucił w niego jakimiś ciemnymi ciuchami, jakby sam szykował się co najmniej na wstąpienie do sekty i jedzenie kociąt albo na śmiertelnie nudny pogrzeb.
Nie wiedział, co go czeka, gdy wciągał na grzbiet ciemną pelerynę niczym worek pokutny i popijał swoją zimną coca-colę, bezradnie gapiąc się na jakąś opuszczoną kawiarnię. Co jakiś czas zerkał tylko na podskakującego w miejscu Taehyunga, który nawet nie zawracał sobie głowy podciąganiem szerokich rękawów bogatego, czarnego płaszcza wyszywanego na ramionach srebrnymi nitami.
- Ej, chingu! - szepnął do niego Park. Gdy wreszcie skupił na sobie uwagę mniejszego, Bogum zmarszczył lekko nos, jakby nie wiedząc, o co go w pierwszej kolejności zapytać.
Zadał mu więc najłatwiejsze dla siebie pytanie.
- Nie powinniśmy nadal przebywać na Jeju? Ten twój grabarz chyba coś tak mówił, że do dzisiaj mamy tam zostać, bo on załatwia swój biznes, prawda? Nie pokręciłem nic? - mruknął z niemałym wahaniem w swoim głosie i, starając się zbyt mocno nie utonąć w błyszczących ślepiach młodszego kolegi, przełknął niepewnie ślinę i zaraz znowu zatopił swoje usta w lepkiej, brunatnej słodyczy, która niczym płynny lód spłynęła mu prosto do żołądka.
Taehyung tylko prychnął dziwnie rozradowany na te słowa.
- O! Mówiłem ci, że Kosiarka jest grabarzem? Czy on tak się przedstawił, gdy zatelefonował do ciebie i zasugerował to dziecinne porwanie mnie? - Tutaj wskazał na siebie palcem i zaraz zrobił oczywistą minę, jednocześnie przewracając na to oczami. - Ale, oczywiście, za moją zgodą, bo inaczej to on by spał w trumnie, a nie ja? - dokończył z niewinnym półuśmiechem, jakby tylko on znał tajemnicę prywatnego żartu, jaki dzielił ze swoim Jungkookiem.
- A jego biznes, to również mój biznes, proste. Raczej mnie nie zje przy wszystkich, bo go trochę wykulturowałem do żywych i już przestał warczeć na większość. W sumie Jungkook to taki trochę większy kot. Sam porównuje się do lwa, gdy w rzeczywiści jest pociesznym kotkiem, którego trzeba głaskać czterdzieści razy na minutę, aby przestało go w środku boleć, że znowu zrobię jakąś głupotę.
- G-głaszczesz grabarza, Taehyung? A jak cię zarazi jakimś trupim jadem czy coś? Albo on zjada ludzi jak zombie? Może jest kanibalem? Kim Taehyung, jako twój przyjaciel zabraniam ci się z nim zadawać! A co będzie, jak zabierze cię na wycieczkę i, nie daj Boże, pojedziecie gdzieś pociągiem jak w tym strasznym filmie o pociągach i zombie? Taehyung, to się działo przecież w Busan! To znak, że on też może mieć coś z tym wspólnego - powiedział poważnie Bogum, drugi (zaraz za Taehyungiem) najwięszy maniak gier komputerowych, strzelanek i krwawych filmów.
- Może to znak, że ja też już mogę stać się pełnoprawnym zombie, wraaaagh - zajęczał żartobliwie w odpowiedzi Taehyung i zaraz machnął na Boguma ręką, jednocześnie wskakując na niski krawężnik.