a/n: kocham was wszystkich, urocze pysiule
Taehyung nigdy nie przypuszczał, że pierwsze co zrobi w Paryżu to grzeczne siedzenie na starym, mahoniowym biurku Ponurzastego, wśród ceramicznych, dziwnych dzbanków z zakurzonymi pokrywami. Próbował sobie wmówić, że w środku tych naczyń znajduje się wyłącznie zimny piasek, dokładnie taki sam jak znad dzikich plaż, bo jego głupi Żniwiarz musiał go oczywiście postraszyć, że w środku znajdują się jeszcze głupsze prochy jakichś starych ludzi. I że ma się zachowywać cicho. I nie bawić się ludzkim piaskiem, jak brzydko nazwał to coś we wnętrzu jednego z ceramicznych mis.
Wytykając nieco koniuszek języka, przejechał ostrożnie paznokciem po krawędzi jednej z pokryw i wzdychając z niechęcią, po chwili jęknął cicho, gdy zimne palce Jeona wylądowały na jego karku.
- Taehyung, nie dotykaj.
- Bo co - burknął w odwecie mniejszy, ale posłusznie cofnął rękę od urny i ułożył ją na swoich kolanach, żeby zaraz unieść chudziutkie nogi oraz niczym zbity szczeniaczek, wsunął ręce pod swoje uda. Majatając nogami w powietrzu, wywrócił oczami na kolejny już zakaz, jaki usłyszał od niego w ciągu zaledwie paru minut [bo Jungkook zabronił mu już przeklinać, biegać i wchodzić do otwartych trumien i nie kraść z nich tych miękkich poduszeczek!] i ułożył z warg dzióbek, aby chociaż cokolwiek zagwizdać w tymże ponurym miejscu - i jak na zawołanie, ręka Jungkooka magicznie odnalazła pulchne usteczka znudzonego blondasa.
- Nie gwiżdż, okropny dzieciaku. Pięć minut nic nie rób, dobrze?
Nieco chrapliwy głos jego Ponuraka przyjemnie rozbrzmiał nieopodal jego prawego ucha i nie mógł nic zaradzić na to, że jego zimny, ciężki oddech, tak rozkosznie połechtał wszystkie, te zaledwie milimetrowe włoski na jego karku.
"Więc mógłbyś mnie jakoś zająć, a nie siedzieć z nosem w rejestrze umarłych, grabarzu." - Pomyślał z nieco marudną miną i skrzywił się, gdy do jego uszu dobiegło ciche prychnięcie. Poczuł jak kościste palce, niczym stado małych pajączków, przesunęły mu się wzdłuż karku, podczas gdy druga łapa Ponuraka nadal chowała jego usteczka przed wzrokiem całego świata. I odchylając, pod naporem siły Śmierci, nieco głowę, na widok pochmurnej miny Jungkooka, uniósł lekko brew do góry.
- Pięć minut.
Powtórzył znowu Starszy i z dziwną miną, ucałował odsłonięte przez włosy czółko nieletniego. I nim Taehyung zdołałby chociaż mrugnąć lub przynajmniej jakoś brzydko nazwać jego zamiłowanie do pracoholizmu w stosunku do ogarniania martwych, tak jego wysoki towarzysz - i porywacz w jednym - zwyczajnie się rozpłynął, jakby bezszelestnie wtapiając się w jeden z wielu cieni, które najpewniej zostały utkane przez paryską noc.
- Głupi Ponurak.
Wymruczał sam do siebie po niecałych dwóch minutach i zeskakując z biurka, spojrzał przez ramię na upiorne - według niego - naczynka z prochami i pokazując im fakasa, niczym za dawnych dziecięcych lat, uśmiechnął się lekko do siebie. Bo przecież ta ceramika nie odwzajemni mu się tym samym.