a/n: wyjaśnienie mowy kwiatów pod rozdziałem!
/ once again -
Zimą, trzy lata później, ponownie się spotkali.
Ośmioletni chłopiec stracił swoje pulchne, dziecięce policzki i jak na swój wiek, zaczynał już powoli wyglądać niczym mały dorosły zwłaszcza, gdy stojąc nad jasną trumną, z powagą wciągał policzki. Przez te trzy lata włosy u dziecka mocno pociemniały i przybierając odcień błyszczącej, gorzkiej czekolady; ładnie się odcinały od pergaminowej skóry małego człowieczka. Pogrzebowy strój był porządnie wyprasowany i w oczy Ponurego Żniwiarza raziła tylko jego śnieżnobiała bandana, która zakrywała jego czoło, a momentami znikała pod grubą grzywką chłopca.
Jednak i z tej odległości potrafił dostrzec, że mały buntownik musiał ją ręcznie ozdabiać koślawymi czaszkami i skrzyżowanymi piszczelami.Cmentarz przed południem, do pewnego stopnia, wyglądał naprawdę dostojnie. Śnieżny puch łagodnie osiadł na białych marmurkach i skrzył się na cmentarnych płytach. Ukrywał pod drobinami śniegu gruby kurz zapomnienia i dawał poczucie jakby zakończenie tego roku, mieli wszyscy w spokoju świętować.
I zmarli, i żywi.○○○
Z tej racji, Żniwiarz dzisiaj nie zabrał ze sobą czarnego kapelusza.
Otulony w swój czarny, obszerny płaszcz i ubezpieczony w skórzane rękawiczki błądził po cmentarzysku, wyglądając przy tym jak kolejna persona osnuta woalem żałoby. Gdy ciekawskie spojrzenia innych nie dosięgały jego sylwetki, wtem wyciągał dłoń w stronę zmarzniętej ziemi i w rozbłysku jasnej poświaty brał, dosłownie, z powietrza przeróżne kwiaty, które potem układał na zapomnianych grobach.
Inne osoby mijały go, gdy opuszczały jedną z cmentarnych alejek.
Dorosłe osoby podświadomie wyczuwały w nim wroga, więc gromadka żałobników, zmierzająca do bramy - aby przejść tuż obok niego - zbijała się w małe grupki niczym potulne owieczki i dosłownie prześlizgiwała się koło niego z bijącym w gardle sercem. Jakby Żniwiarz był czyhającym na nich złym wilkiem, który tylko czeka, aby upolować jakąś zbłąkaną duszyczkę. Wykrzywiając lekko wargi na wyczuwalną z ich strony pogardę, jak i mieszankę strachu przed nim, wyprostował się kunsztownie i nie zachowując się zbyt profesjonalnie, jak na swój pogmatwany zawód, pokazał do pleców żałobników środkowy palec.— Daebak! — pisnął wtedy chłopięcy głos za jego plecami i nie musiał się odwracać, aby nie domyślić się, że tylko jeden smarkaty mógłby podejść do Ponurego Żniwiarza. Dla bezpieczeństwa uchylił się od jego drobnej i wyciągniętej w jego stronę dłoni oraz rzucił mu przelotne spojrzenie. Ostrożnie podparł się o stary nagrobek i omijając rękę ośmiolatka, prychnął cicho.