- Siedem dni?
Czterdziestu Ponurych Żniwiarzy powtórzyło szeptem krótki rozkaz Kapelusznika Jeona, który siedząc w wysokim i czarnym fotelu, skrzywił się mocno na widok twarzy swoich podwładnych, obecnie wygiętych w typowym dla nich ponuractwie. Stukając kościstymi palcami w blat dębowego biurka, krótkim charknięciem potwierdził swoje niebotycznie wysokie żądania.
Odsuwając zakrwawioną szmatę od swojej twarzy, która w rzeczywistości okazała się być haftowaną, wysokiej klasy jedwabną chustką, westchnął uciążliwie, gdy ciepła jucha na nowo puściła się z jego nosa, tryskając przy tym na stos białych pergaminów.
Pot perlił się tuż przy jego skroniach, niestety nie mając drogi ucieczki w jego grubej grzywce - bowiem jego maluch, jeszcze ubiegłej nocy, postanowił wysmarować mu czarne pióra jakimś lepkim świństwem, co spowodowało uniesienie jego włosów tuż u nasady czoła i sklejenie ich niczym klejem, tym samym czyniąc z niego marną podróbkę Joe Blacka.
Wysmarowane na czarno oczy zerknęły z niechęcią na gwałtowne poderwanie się sześciu z czterdziestu tu obecnych Żniwiarzy, którzy w trymiga zjawili się u jego boku, ścierając swoimi dłońmi, okrytymi w skórzane rękawiczki, gorącą posokę, leniwie skapującą z jego brody.
- Dajesz nam siedem dni na unicestwienie ponad pięćdziesięciu zbłąkanych dusz? Czy to przez to, że siódmego dnia ma się zjawić u nas Rada Śmierci? - zapytał Jeona jakiś chłystek, najwidoczniej jeden z najmłodszych Ponuraków. Niekumaty młodzieniec przełknął nerwowo ślinę, napotykając znudzone spojrzenie swojego admirała wśród wszystkich Żniwiarzy w ich kwaterze i pochylając w szacunku głowę przed zakrwawionym, dodał:
- Dam z siebie wszystko, aby złapać uciekinierów!
Najważniejszy rangą Ponurak przymknął tylko oczy i gestem głowy dał znać, aby gromadka Kapeluszników opuściła wreszcie jego oazę spokoju. Mieli zostać w pomieszczeniu tylko ci najważniejsi, którym nie trzeba było nawet o tym wspominać.
Gdy szeregowcy wreszcie wyleźli na zalany półmrokiem korytarz, Jungkook przekrzywił leniwie głowę do boku i wyciągając z szuflady kolejny egzemplarz haftowanej chustki, przytknął ją z pewną nostalgią do cieknącego nosa.
- Prawie jak za dawnych czasów, co stary? - wypalił z rozbawieniem jego najbliższy współpracownik, Żniwiarz Hoseok, bezwstydnie siadając na kancie biurka swojego przełożonego. Tuż za nim, z posępną miną, przystanął Żniwiarz Yoongi, ramię w ramię z innym współpracownikiem, ale tym razem płci pięknej, bo obok Ponurej Żniwiarz Lee.
- Arrrgh - wywarczał Jungkook w odpowiedzi na głupawe docinki swojej prawej ręki w tej brudnej robocie i rzucając okiem na pozostałą dwójkę, która dziwnie cicho milczała, zgrabnie wywindował brew do góry. - Nie chciałem o tym mówić tamtej zgrai nieudaczników, ale siedem z pięćdziesięciu zagubionych dusz złamało odgórnie panujące reguły w pośmiertnym życiu i zdołało opętać ciała innych. Z raportów, które przyszły o świcie, odnotowano siedem cudownych zmartwychwstań - wycharczał niemrawo i obracając się w swoim fotelu, odchylił się razem ze swoim siedziskiem nieco do tyłu i po chwili położył nogi na biurko, dalej kontynuując. - Nigdy nie pochwalałem wejścia w życie tej całej telefonii i internetu, czym się tak zachwycają ludzie, ale dzięki nim wiemy, gdzie mamy szukać uciekinierów, których trzeba poddać natychmiastowej eksterminacji. Siedem dusz opętało ciała zmarłych, więc zasady ich złapania nie uległy zmianie, odkąd ustalenia wyeliminowania w tego rodzaju sprawach zostały podane w ostatniej kodyfikacji, jakie ustaliła Rada Śmierci w ubiegłym stuleciu. Załatwcie to po cichu, nie zamierzam potem każdemu psu z osobna czyścić pamięci, tylko dlatego że zapaskudzicie ulicę. Pytania? - wymruczał monotonnym głosem i krzywiąc się po raz enty tej nocy, odsunął wreszcie od swojego nosa jedwabną chustkę. Bladymi palcami przesunął po nieco napuchniętym grzbiecie i niedbale wyrzucił pobrudzony jedwab do otwartej szuflady.