Cztery

1.8K 162 43
                                    

To, co kocham najbardziej, kiedy zaczyna się lato, to bezczynne leżenie na trawie i obserwowanie błękitnego nieba. Dla innych może się to wydawać nudne i bezsensu, ale w ten sposób odczuwam upragniony spokój i jedynie tak potrafię się zrelaksować.

Przymykam powieki i przeciągam się na trawie, słysząc przyjemny dla ucha śpiew ptaków, ale to wspaniałe uczucie zostaje przerwane, gdy dociera do mnie zduszony śmiech. Otwieram szeroko oczy i unoszę głowę, celując zakłopotane spojrzenie w chłopaka, który rękoma opiera się o ogrodzenie.

- Odkąd cię spotkałem, znów potrafię się śmiać. Nikt nie jest w stanie mnie rozbawić. Masz dar - odzywa się, kiedy z kieszeni wyciąga paczkę żelek o kształcie misiów. - Idziesz się ze mną objadać, czy wolisz dalej leżeć na trawie w sobotnie popołudnie i obserwować niebo, na którym nawet nie ma chmur - twierdzi, unosząc twarz. - Jesteś niezwykła, skoro nie zasnęłaś z nudów.

- To relaks - tłumaczę się, obserwując uśmiech na jego twarzy, którym powoduje, że przyjemne ciepło znów zalewa moją lewą pierś.

Podnoszę się z trawy i otrzepuję spodnie, nerwowo zerkając w stronę domu.

- Powiem tylko babci, że wychodzę i za chwilę dołączę do ciebie - zwracam się do niego, kiedy szybkim krokiem kieruję się do drzwi. On jedynie wzrusza ramionami i przytakuje w odpowiedzi.

Wchodzę do środka i zatrzymuję się jak sparaliżowana, kiedy wpadam na babcię, która obserwuje nowego kolegę przez okno w kuchni. Unosi brew i przez chwilę patrzy na mnie z uznaniem.

- Fajny jest. Za moich czasów nie było tak przystojnych młodzieńców. - Jestem zaskoczona, że reaguje w ten sposób. Inne babcie są nieufne i wypędzają chłopaków sprzed domu, jakby co najmniej mieli oni w sobie szatańskie nasienie. Wiem to, ponieważ wiele razy słyszałam skarżące się dziewczyny z mojej klasy, które myślały, że pod opieką babci będą miały większy luz, niż u rodziców. - Zabiera cię na randkę?

- Co? Nie! - protestuję szybko, czując, że się czerwienię. - To kolega i po prostu idę objadać się z nim słodyczami.

- Naturalne randki są najfajniejsze. Najwięcej z tego wychodzi - mówi z rozbawieniem w głosie.

- To nie jest randka, przysięgam.

- Ale przecież nic nie mówię. Cieszę się, że tak przystojny chłopak przychodzi pod nasz dom. Przypomina mi to moje młodzieńcze czasy. Jedna różnica jest taka, że co tydzień przyprowadzałam innego.

- Czy to jest powód do chwalenia się? - Jestem przerażona jej luźnym podejściem do tego tematu. Wydaję mi się, że ona cieszy się z tego powodu bardziej, niż ja.

- Jeśli zbliżycie się do siebie, to z chęcią go poznam. Pamiętaj, żeby zaprosić go któregoś dnia na obiad.

Gdyby tylko babcia wiedziała, z jakimi problemami on się zmaga... Nie wiem, czy byłaby taka chętna go poznać, skoro ciągną się za nim niemałe kłopoty.

- Wychodzę. Nie wrócę późno - oznajmiam, kiedy wkładam telefon do kieszeni spodni, po czym chwytam za klamkę, by wyjść na zewnątrz. - I naprawdę, to nie jest randka.

- Przestań mi się tłumaczyć. Idź i baw się dobrze, ale mimo wszystko bądź ostrożna. Z chłopcami trzeba uważać.

Przewracam oczami i pośpiesznie zamykam za sobą drzwi, by przypadkiem coś głupiego nie przyszło jej na myśl. Gorzej będzie, jeśli wyjdzie za mną i krzyknie do Jungkooka jakimś nieodpowiednim tekstem i spalę się ze wstydu.

Szybkim krokiem podchodzę do niego i zamykam za sobą furtkę.

- Skąd takie tempo? Czyżbyś nie miała pozwolenia na wyjście ze mną i próbowała potajemnie uciec z domu? - pyta z rozbawieniem w głosie, wkładając kolejny żelek do ust. Podsuwa mi paczkę, ale nie zwracam na to uwagi i poganiam go, żeby się pośpieszył, zanim staruszka zrobi mi kawał. - Jesteś uziemiona? Masz zakaz wychodzenia z domu?

Skrzydlata młodość ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz