Tato...

95 12 5
                                    

( Perspektywa Natashy )

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

( Perspektywa Natashy )

Mama z samego rana pojechała do studia. Zawsze tak robi jeśli ma problemy, próbuje przed nim uciec w pracy co można powiedzieć wpędziło ją delikatny pracoholizm. 

Zjadłam lekkie śniadanie, po czym poszłam się ubrać. Stare wytarte rurki, i do tego jakiś luźny top. Po czym spojrzałam na Mikleo, który ciągle chodził po domu i pilnował...sama nie wiem czego. 

- Wychodzę na przejażdżkę, wiesz co masz robić kiedy nas nie ma i zagoń do roboty tamte lenie - powiedziałam do wielkiej pantery. Wyszłam z domu i poszłam do stajni. Były tam dwa piękne konie, ogier i klacz. Matka i syn. 

Klacz wyprowadziłam ze stajni do zagrody w której może swobodnie chodzić i skubać trawę lub siano z pasieki, gdzie było poidło

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Klacz wyprowadziłam ze stajni do zagrody w której może swobodnie chodzić i skubać trawę lub siano z pasieki, gdzie było poidło. Mama rzadko ostatnio poświęca czas Lily. 

Osiodłałam czarnego ogiera, dosiadłam go i ruszyłam prosto do lasu. Ale coś było mocno nie tak, czułam że ktoś mnie obserwuje i chyba nie tylko bo co i rusz Sorey dawał znać że coś go niepokoi. Z każdą chwilą coraz bardziej. 

Rozejrzałam się wkoło siebie, niczego nie dostrzegłam, mimo że ktoś ewidentnie mnie obserwuje. Dostrzegłam jedynie kruka siedzącego na gałęzi sosny. 

Pochyliłam się nad ogierem i pogłaskałam go. - Uspokój się - szepnęłam do niego. Nie wiem co się chwilę potem stało ale gdy po lesie rozeszło się krakanie tego ptaka. Sorey on stanął na tylnych kopytach przerażony, zarżał przeraźliwie. Wtuliłam się w jego szyje ale ogier przechylił się w tył i oboje runęliśmy na ziemie. Nie wiem jak to się stało że nie zostałam zmiażdżona przez niego ale nie ważne. Ważniejsze że mój wierzchowiec w popłochu wstał o uciekł Bóg wie gdzie. 

Podniosłam się z ziemi i otrzepałam. Zaklęłam siarczyście po czym pobiegłam za wystraszonym zwierzęciem. Nie daruje sobie jeśli coś mu się stanie. Czułam jego zapach, biegłam za ogierem. Udało mi się go znaleźć ale jak na złość, był zaplątany w drut kolczasty. Szarpał się i cały czas ligał, przez co jeszcze bardziej się kaleczył. 

- Może zaproponuję pomoc panience ? - usłyszałam męski głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę wysokiego i smukłego. Jego czarne jak noc włosy opadały na czoło. Wydaje mi się kimś znajomym co więcej czuje z nim jakąś nieznaną więź. Cofnęłam się jak najszybciej od mężczyzny. Tata...Długo nie czekałam aż potwierdził moje myśli i przeczucia.

- Jesteś tak piękna jak twoja matka... - powiedział podchodząc ze mną do wierzchowca, który nie miał już dalej się szarpać. Złapałam jego uprząż. Wszędzie było mnóstwo jego krwi. Mężczyzna także zbliżył się do nas. Przychylił się przy kopytach konia i wystarczył jeden jego ruch palcem a cały drut zaczął się rozpadać, szybko uwolniliśmy mojego przyjaciela.

Szliśmy powoli w kierunku domu, gdzie mogłam opatrzyć wierzchowca. - To byłeś ty. Miałam cztery latka kiedy spotkałam cię w Stambule...

- Tak, prawie udało mi się was złapać ale twoja mama znalazła jakiś sposób abym nie mógł was wyczuć a gdy zaczęła stosować sztuczki voodoo ostatecznie straciłem możliwość wyczucia ciebie lub jej. 

W trakcie tego spaceru chwile rozmawialiśmy. Ale w końcu musiałam o to zapytać. - To co było na kartce. To była prawda ? Czy może bawisz się jej uczuciami ? - zapytałam, nie ufam demonom tak samo jak mama. I nawet jeśli to mój ojciec to nie pozwolę mu skrzywdzić kobiety, która mnie wychowała. 

- Jesteś tak samo nie ufna. Ale to co było na kartce było prawdą i nadal jest...- powiedział cicho spuszczając wzrok na ziemie. 

Doszliśmy do stajni, tam razem opatrzyliśmy okaleczonego Sorey'a. Tak zdecydowanie był moim ojcem. Czuje że wiąże mnie z nim jakaś więź. Po długiej rozmowie postanowił że musi już wracać. Wyszedł ze stajni, ja chwilę potem przyprowadziłam klacz do domu. Dziś wieczorem siedziałam w boksie razem z Sorey'em. Siedziałam oparta o jedną ze ścian a on leżał obok, trzymając swój łeb na moich kolanach. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. 


( Perspektywa Mikeili ) 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

( Perspektywa Mikeili ) 

Obudziłam się rano. Jak dobrze że dziś piątek. Zarzuciłam na ramiona szlafrok i poszłam do kuchni tam. Zrobiłam śniadanie dla Natashy i zaniosłam je do stajni. Tak, wiem o tym co się wczoraj wydarzyło. Obudziłam ją po czym wróciłam do posiadłości. O wizycie pewnego demona też wiem. Nie ukryje się przede mną nawet gdyby chciał. Ale nic mi do tego przyszedł do Natashy a nie do mnie. To co było między nami...umarło kilkaset lat temu. Szłam powoli do swojej sypialni. 

Zatrzymałam się na chwilę przy uchylonych drzwiach do gdzie hrabia Phantomhive prowadził swoje ciemne sprawy. Stół do bilardu. Na samo wspomnienie poczułam na ciele dreszcz, przygryzłam paznokieć, oczami wspomnień wracając do tamtej pamiętnej nocy. Westchnęłam cicho, powinnam chyba wreszcie zapomnieć, było już tak blisko aby wreszcie pozbyć się tych wspomnień ale musiał wrócić. 

Oh ile bym dała żeby jeszcze raz....Nie! Muszę wreszcie się ogarnąć, to już się nigdy nie stanie! Nawet jeśli ja go kocham...to on nie kocha mnie. Nie pozwolę znowu zrobić z siebie zabawki

Sebastian jest na tyle starym demonem że nie potrafi kochać...Ukryłam twarz w dłoniach...

CurseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz