- Zazdrość to coś co demony wywołują. A nie odczuwają....- Powiedziałam do czarnego kota. Pogłaskałam swoją klacz. " Tak masz rację ale Sebastian nie jest do końca demonem. Tylko upadłym aniołem, a nawet w sumie synem upadłego anioła" upierał się Mikleo. Westchnęłam ciężko, miał w sumie racje. Ale mniejsza z tym. Zawróciłam klacz i galopem popędziliśmy do domu. Lily miała już 35 lat. Ale nadal miała się w świetnej formie, Sorey jest 10 lat młodszy. Klacz zwinnie omijała wszelkie przeszkody. Po dojechaniu do stajni, rozsiodłałam ją i umyłam, po czym poszłam do domu. Wzięłam gorącą kąpiel. Mimo iż mam w sobie kota to nie mam jakiejś fobii przed wodą. Poniekąd tygrysy kochają wodę. A skoro mowa o kotach to...- Bastet. Czy tym razem też mam w planach po moim spotkaniu z Sebastianem zabić nie winnych ludzi?- Zapytałam samej siebie. Nie odpowiedziała mi, czyli odpowiedź brzmi tak. Ehh co ja z nią mam...Ale odpowiedziała mi cisza, nie słyszałam jej głosu w swoim umyślę. Cóż nie wiem czy powinnam się przejmować.
Wyszłam z łazienki owinięta tylko ręcznikiem, na głowie miałam turban. Weszłam do garderoby aby wybrać coś w czym mogłabym iść na wylicytowaną przez Sebastiana kolacje. Mój wybór padł na biało-czarną suknie. Wydała mi się najodpowiedniejsza. Gdy zakończyłam swoje przygotowania, był już niemal czas do wyjścia....
Zeszłam do salonu gdzie przebywała moja najdroższa córka. I Cztery duże koty. - I jak? Wyglądam jakoś znośnie? - zapytałam żartem swojego dziecka, ta po chwili poderwała się z kanapy i podeszła do mnie.
- Mamo, wyglądasz pięknie. - skomplementowała mnie Natasha. Uśmiechnęłam się i podziękowałam. Było już dość późno. Ale Sebastian był jak zwykle punktualny. Gdy go zobaczyłam w drzwiach, aż serce mi stanęło. Po tylu latach i znowu to samo. Ja nigdy się chyba nie nauczę, ale cóż żyje się raz. - Istnieje na tej ziemi, kobieta, która była wstanie przejść obok ciebie obojętnie? - zapytałam wyrzucając komórkę z torebki. Moja praca uwielbia mi przeszkadzać w takich właśnie chwilach.
- Była ale udało mi się podbić jej serce... - odpowiedział z tym swoim charakterystycznym spokojem. Czułam jak jego wzrok wędrował po mojej osobie. Już od dawna, przestało mnie to peszyć. - Jak każdej, prędzej czy później. Każda pada ci do stóp - powiedziałam dość zaczepnie. Widziałam kątem oka jak Natasha wraz z kotami znika z mojego pola widzenia.
Sebastian podszedł do mnie, delikatne ujął dłonią moją brodę i skierował tak abym spojrzała w jego oczy, które przez chwilę zalśniły tym swoim charakterystycznym demonicznym blaskiem. Zaśmiał się gardłowo, pod nosem. Nie odrywając wzroku ode mnie. - Szkoda, że na ciebie to nie działa. Dał bym wszystko za ciebie
- Zadziałało kiedyś. Nie różnie się niczym od kobiet, które do tej pory weszły ci w ręce. Tylko trochę dłużej egzystuje na tym ponurym świecie. - odpowiedziałam niemal natychmiast, wyrywając mu się. Odsunęłam się od niego. Po czym szybko zmieniałam temat.
- Mam nadzieje że lubisz gdy ktoś ci robi zdjęcia...- westchnęłam okrywając ramiona kaszmirowym szalem. - Ta kolacja we dwoje, będzie idealna dla wszelkiego rodzaju magazynów. Cały czas będą nas śledzić...
- Nie martw się kotku, zająłem się tym - odpowiedział pewny siebie jak zawsze. Czasem sobie myślę, czy taki demon jak on w ogóle potrafi zwątpić w swoje możliwości. Uniosłam brew. Patrząc na niego zaskoczona jego słowami. - Ostatni raz gdy powiedziałeś do mnie kotku był kiedy, wzięłam karę May-Lin za zniszczenie zastawy na siebie...- odpowiedziałam wracając wspomnieniami do tamtego dnia.
( Wspomnienie Mikeili)
Praca w domu Phantomhive jest ciężka. Hrabia ma swoje humory. Ale dziś podejmował ważnych gości. Ja i May na rozkaz Sebastiana miałyśmy przygotować jadalnię. Oczywiście ciążyła na mnie odpowiedzialność, za bezpieczeństwo wszelkiej szklanej zastawy w tym domu. Już nie jednokrotnie musiałam ratować delikatną porcelanę panicza, przed kontaktem z podłogą.
- May rozłóż srebra. Pójdę po kwiaty i zajmę się talerzami. - Wyszłam do ogrodu po kwiaty, które czekały na mnie ścięte przez Finniego. Gdy szłam z powrotem. Usłyszałam huk tłoczonego szkła. Czułam jak krew spłynęła mi z twarzy, pobiegłam do jadalni, gdy zobaczyłam May-Lin wśród potłuczonych talerzy. " Ciel ją zabije..." usłyszałam w głowie. Miała racje. Podeszłam do niej, postawiłam kwiaty na stole.
- May prosiłam przecież abyś rozłożyła sztućce na stół, nie mówiłam ci o talerzach - powiedziałam, klękając przy niej. Sprawdziłam czy się nie pokaleczyła.
- Długo cię nie było, a wiem że nie mamy za wiele czasu. Co teraz Mikeila? - zapytała delikatnie roztrzęsiona dziewczyna. Westchnęłam delikatnie - Idź zobaczyć sypialnie dla gości, ja coś wymyślę.
- Ale talerze...nie ma innych....- upierała się przy swoim. - Idź stąd, coś wymyślę - powiedziałam ostrzej, aby dotarło do niej. Uciekła. Ja uklęknęłam i zaczęłam zbierać skorupy z ziemi. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Ciela i Sebastiana. Dzieciak był wściekły za to demon...rozczarowany? Tak wyglądał jego wzrok ale to dobrze, niech myślą że to moja wina. Mam dość patrzenia jak May-Lin ciągle jest besztana to przez jednego to przez drugiego. To była jedyna zastawa panicza, tym razem nie skończyłoby się na zbesztaniu.
Opuściłam wzrok - Wybacz mi hrabio...- Powiedziałam ze skruchą w głosie. Sebastian zapewne domyśli się prawdy. - To była moja jedyna zastawa, co teraz zrobisz? - zapytał. Czułam jak Bastet próbuje nade mną zapanować. Zacisnęłam dłoń na odłamku szkła. Moje oczy przez chwile zmieniały notorycznie kolor ale ostatecznie pozostałam sobą.
- Coś wymyślę, naprawię swój karygodny błąd... - powiedziałam dalej się kuląc przed nim. Ale przerwał mi. - Zamilcz! Wiesz ile to wszystko kosztuje?! - Nawet się nie zorientowałam kiedy zostałam uderzona w twarz. Ten mały ma ciętą rękę. Włosy opadły do przodu zasłaniając mnie. " Dlaczego pozwalasz mu na to !? To nie ty zniszczyłaś zastawę!!!" krzyczała Bastet.
- Tak, wiem paniczu...- powiedziałam cicho. " Tak wiem. Ale inaczej ukarzę May-Lin" - Sebastian, wymierz jej stosowną karę - rzucił chłodno młody hrabia. Włoski na karku stanęły mi dęba. Zerknęłam na Sebastiana. Ale nic co mi zrobi nie zaszkodzi mi tak bardzo jak May. Wróciłam do zbierania odłamków talerzy
Ciel poszedł, a Sebastian stał przy mnie w milczeniu. Gdy skończyłam chwycił mnie za ramię i zaczął ciągnąć do piwnicy. Nagle Bastet przejęła nade mną kontrolę. Wyrwała mu się. Zasyczała w ostrzeżeniu. Jednak bardzo szybko upadłam na kolana przed nim, kiedy jego pięść uderzyła mnie w brzuch. Jęknęłam z bólu, po czym zostałam wyprowadzona do piwnicy. Drzwi zakluczył za sobą.
Stanął za mną. Położył dłonie na moich ramionach, moje ciało zadrżało gdy poczułam jak materiał mojego stroju opada. Zostałam przywiązana grubymi linami do ściany. Przecięcie zajęłoby dłuższą chwilę nawet dla moich pazurów. Zdjął swoją marynarkę i położył na jednym z regałów. Zamknęłam oczy, czekając na jego karę. Po chwili poczułam na policzku jego dłoń.
- Spójrz na mnie....
___________________________________________________________________
Wiem rozdziału nie było diabelsko długo. Ale zrozumcie mnie. Praca i te sprawy. Pozdrawiam was wszystkich kochani.
Dziś pisałam do piosenki....
CZYTASZ
Curse
FantasíaMikeila była spokojnie żyjącą kobietą w XIX wiecznej Anglii, jednak pewnego dnia wszystko zostaje zniszczone...Co było dalej zobaczcie sami :P