rozdział 3

651 86 66
                                    

Po skończonym dniu w szkole ustaliłem z Frankiem godzinę, o której mamy się spotkać.
Padło na siedemnastą.

Pożegnałem się z nowym i ruszyłem w stronę swojego mieszkania.
Droga nie zajęła mi dużo czasu, maksymalnie piętnaście minut. Mieszkałem stosunkowo niedaleko szkoły.

Gdy dotarłem do bloku, w którym mieszkałem, otworzyłem drzwi, udałem się na trzecie piętro, a potem prosto do mieszkania.
Rzuciłem plecak w kąt przedpokoju, zdjąłem trampki oraz kurtkę i ruszyłem w stronę kuchni.
Zaparzyłem kawę i poszedłem z gotowym napojem do pokoju, po drodze zbierając czarny plecak.

Plecak został ponownie rzucony, tym razem na łóżko, które było nie ścielone od conajmniej trzech dni. Chwyciłem za szkicownik i zacząłem rysować Franka. A przynajmniej się starałem. Zaintrygował mnie swoją urodą. Miał piękne, złote tęczówki, idealne usta, czarne, niezbyt długie włosy, szczupłą sylwetkę i był niski. Uroczy. Słodki. Jak mały kotek. A ja uwielbiam kotki. Są małe, puchate, milutkie i po prostu genialne.

***

Siedem. Siedem jebanych razy. Siedem jebanych razy próbowałem narysować jego twarz. Była zbyt idealna, żeby to wyszło. Przy ósmym - oczywiście bezefektownym - razie poddałem się i zacząłem rysować ciało.
I ucieszyłbym się, gdyby chociaż to mi wychodziło.
Najwidoczniej, Frank Iero był zbyt perfekcyjny, żeby nawet mi rysowanie go nie wychodziło.
Postanowiłem zostawić szkic na później i zająć się czymś innym.
Mieszkam sam, więc nie mam dużo do roboty. Tylko, kiedy jestem u rodziców mam możliwość porobienia czegokolwiek z bratem.
Ale życie samemu ma też swoje plusy; nikt ci nic nie każe, nie mówi, co masz robisz, nie zostawia otwartych drzwi po wyjściu z twojego pokoju, możesz posiedzieć sam i nikt ci nie przeszkodzi w myśleniu.
No chyba, że to będzie jeden, mały i uroczy chłopak w twojej głowie.
Można by te plusy wymieniać w nieskończoność.
Odłożyłem ołówek oraz szkicownik i wziąłem do ręki książkę.
Może dam radę chociaż cokolwiek przeczytać.

Na lekturze także nie umiałem się skupić. Nienawidzę go.

Wiedząc, że już nic mi nie wyjdzie położyłem się i po chwili zasnąłem, czego nie miałem w planie.

___________________

Obudziłem się.
Przed hałas, dochodzący z przedpokoju. Ktoś dobijał się do moich drzwi.
Wstałem z łóżka i ruszyłem zobaczyć kto tak bardzo chce wejść do mojego mieszkania.
Idąc do źródła hałasu usłyszałem coś niewyraźnego, nie zwróciłem na to uwagi. Gdy dotarłem do drzwi przekręciłem klucz, chwyciłem za klamkę i otworzyłem je. Do środka wpadł Frank, tak szybko, jakby od tego zależało jego życie.
Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, zapytać o cokolwiek zostałem przyparty do ściany. Trzymał mnie za nadgarstki, które ułożył po obu stronach mojej głowy.

Nie wiedziałem co robić.

Chciałem zapytać, co on robi, dlaczego tak wbiegł do mieszkania i dlaczego do mojego, ale nie było mi to dane.
Zbliżył się do mnie, powiedział "Shh, bądź cichutko." i złączył nasze usta.

__________________

Obudziłem się o szesnastej dwadzieścia. Włosy przykleiły się do mojego czoła przez pot, a ja sam nie wiedziałem co się właśnie stało.

Chwyciłem za telefon, słuchawki oraz klucze. Udałem się do przedpokoju, aby ubrać trampki i kurtkę, a następnie poszedłem pod dom Franka, na adres, który mi wysłał.


dwa rozdziały na raz
beng beng beng

.look alive, sunshine. | frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz