rozdział 6

486 70 22
                                    

Na lekcji siedziałem, jak zwykle, na końcu klasy, szkicując coś, czego nie byłem w stanie określić, na marginesie jednego z zeszytów. Frank dosiadł się do mnie ponownie i usiłował nawiązać jakikolwiek kontakt. Nie udawało mu się to, więc zrezygnowany i lekko oburzony wyprostował się i z obrażoną miną został tak do końca lekcji, a ja mogłem kończyć spokojnie rysunek. Kiedy zadzwonił dzwonek, wstałem i wyszedłem z klasy, Frank zaraz za mną.

– Co ty taki małomówny się zrobiłeś? – zapytał nadal naburmuszony.

– Zawsze taki jestem. – odpowiedziałem, nie patrząc się w jego stronę.

– Wczoraj taki nie byłeś.

– Może miałem lepszy dzień. Każdy takie może mieć. – chciałem przyspieszyć kroku i go wyminąć, ale uniemożliwił mi to, łapiąc mnie za ramię.

– Gerard, proszę.. – powiedział spokojnie. – Dobrze wiesz, że nikogo tu nie znam oprócz rodziców. Nie zostawiaj mnie, błagam. Nie chcę być znowu sam.

– Frank.. – westchnąłem. Dlaczego on to robi? – Nie zostawię cię.

– Dziękuję. – lekko się uśmiechnął. Ma piękny uśmiech. – Uch, co teraz mamy? – zmrużył lekko oczy, zastanawiając się.

– Wuef. – ponownie westchnąłem. – Boże święty, kto stworzył taki przedmiot? Wychowanie fizyczne? Kto wymyślił tą nazwę? To powinno się nazywać "rzucanie piłkami w ludzi na każdej lekcji". – stwierdziłem z oburzeniem w głosie, na co Frank się zaśmiał.

– Chodź, bo się spóźnimy. – Iero cicho się zaśmiał.

– Idę. – wymamrotałem pod nosem.

***

Ponownie spóźnieni weszliśmy na salę, gdzie wuefista omawiał to, w co będziemy dzisiaj grać. Czyli w to, co zwykle - zbijak.
Miałem to szczęście, że dziś nie wziąłem czegokolwiek, w czym mógłbym ćwiczyć. Gorzej z Iero. Szczerze mówiąc, bałem się, że zostanie najzwyczajniej obrzucony piłkami, ale gdy tylko usiadłem na ławce, poczułem jedną na lewym policzku i usłyszałem śmiechy chłopców z klasy. Frank miał jednak więcej szczęścia na boisku.
Po około piętnastu minutach ciągłego obrywania piłkami, zobaczyłem Franka podchodzącego do nauczyciela. Powiedział mu coś, na co trener skinął głową, po czym wyszedł z sali.
Nie wracał już od dobrych dziesięciu minut, więc nauczyciel wysłał jednego z uczniów, aby sprawdził, gdzie jest Iero. Chwilę później usłyszałem stłumiony krzyk.

– Zawołaj go! On ma tu przyjść, rozumiesz?! On, nie ty! No idź po niego! – Frank krzyczał zza ściany, a wszyscy tylko patrzyli na drzwi ze zdziwieniem. Niedługo po tym stanął w nich Josh, patrząc się na mnie.

– On chce, żebyś do niego przyszedł. Teraz. – powiedział, wpatrując się we mnie dziwnym wzrokiem. Wstałem z ławki i ruszyłem w stronę szatni, ignorując ostrzeżenia trenera. Gdy przekroczyłem jej próg, zastałem tam kulącego się i kołyszącego Franka. Podszedłem szybkim krokiem do niego, a kiedy uniosłem jego głowę, zobaczyłem łzy. Usiadłem przy nim i zacząłem wypytywać go, co się stało, dlaczego płacze, czemu ja miałem przyjść i tym podobne rzeczy.

– Gerard, ja się boję.. – wyjąkał przez płacz. Zapytałem czego się boi. – Nie wiem, Gerard.. Wszystkiego. Boję się. – zaczął się ponownie kołysać. – Nie wiem, co się dzieje, pomóż mi, proszę. – błagał. – Zabierz mnie stąd, Gerard. – powiedział o wiele głośniej, a ja go tylko przytuliłem i próbowałem uspokoić. Oddychał nierówno i bardzo szybko, pogłaskałem go lekko po plecach.

– Chodź. – wyszeptałem, pomagając mu wstać. – Pójdziemy stąd. – chwyciłem za plecak, Frank zrobił to samo ze swoim. Podtrzymywałem go lekko, na wszelki wypadek, gdyby coś się stało. Znam go od wczoraj, ale w życiu bym nie pomyślał, że zobaczę go kiedykolwiek w takim stanie.
Cicho wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Nie mogę go tak zostawić samego. Nie teraz.

__________

ale to jest długie, wow

.look alive, sunshine. | frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz