rozdział 11

542 67 64
                                    

Na długiej przerwie zaczepiłem Mikey'go. Brat zaciągnął mnie na bok korytarza. Przecież jak on, król szkoły, może się zadawać z taką porażką jak ja.

– Co mam przynieść? Nie odpisałeś mi – wyjaśniłem.

– Piwo? Wódkę? Nie wiem, Gerry. Ty tu jesteś ekspertem od alkoholu, nie ja – wzruszył ramionami blondyn.

– Dobra.. Załatwię coś. Ile?

– Sporo – odpowiedział i odszedł.

Westchnąłem, kiedy zadzwonił dzwonek. Szkoła jest nudna.
Zaczekałem, aż korytarz stanie się pusty i wyjąłem z kieszeni telefon. Odblokowałem ekran i pośpiesznie napisałem sms'a do Franka.

Do: Frank:

chce ci się tu siedzieć?

Odpowiedź dostałem niemal natychmiastowo.

Od: Frank:

nie

Do: Frank:

w której klasie jesteś

Od: Frank:

221b*

Zablokowałem telefon i ruszyłem w stronę schodów, a następnie klasy podanej przez Iero. Po chwili chłopak z niej wyszedł i bez słowa skierowaliśmy się do wyjścia szkoły. O dziwo nikt nas nie zauważył.

***

– Słyszałem od Mikes'a, że jednak idziesz.

– Tsa, to się wiąże też z tym, że skoro już jesteś, to pójdziesz ze mną na małe zakupy – odpowiedziałem, otwierając drzwi i wpuściłem Franka do mieszkania.

– Skoro już jestem? Sam mnie stamtąd wyciągnąłeś – zaśmiał się, na co wywróciłem oczami.

Wszedłem za Iero i poszedłem prosto do kuchni, wyrzucając z plecaka całą jego zawartość na blat i przewiesiłem go przez ramię. Chłopak usiadł na blacie, a ja wszedłem do pokoju, aby zabrać portfel.

Wymamrotałem ciche "idziemy", a czarnowłosy postawił plecak na podłodze i pobiegł za mną.

– Weź go. Noszenie dużej ilości butelek w reklamówce, która wżyna ci się w dłoń nie jest wygodne – odwróciłem się do chłopaka, a on wyjął wszystko z plecaka i wyszliśmy z mieszkania.

Całą drogę do monopolowego przeszliśmy w ciszy; nie widzieliśmy potrzeby odzywania się do siebie. Frank otworzył przede mną drzwi budynku, więc nie czekając na niego, od razu ruszyłem w stronę półek z alkoholem.

Niski chłopak wywrócił oczami i wziął w ręce koszyk. Po niedługiej chwili był wypełniony po brzegi piwami, ale wiedziałem, że to nie starczy, więc wziąłem następny i włożyłem do niego drugie tyle trunku oraz dwie litrowe butelki wódki. Po drodze do kasy zatrzymałem się przy alejce z winami i wziąłem do ręki dwie butelki Rieslinga. Nie jest zbyt drogi, a za to dobry.

– Bierzesz wino na imprezę? Wino? – zapytał Iero, patrząc się to na mnie, to na butelki w mojej dłoni.

– Nie, to jest dla mnie – odpowiedziałem z uśmiechem.

Frank cicho się zaśmiał i poszliśmy do kasy, przy której stał mój znajomy, Ray. Zaczęliśmy rozkładać na ladzie co najmniej dwadzieścia sześć piw, dwa litry wódki oraz moje ukochane Rieslingi. Facet z ogromną burzą loków tylko spojrzał ze zdziwieniem na produkty, uśmiechnął się do mnie z pytającym wzrokiem i zaczął kasować nasze zakupy.

.look alive, sunshine. | frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz