Część piąta,, Uprowadzona"

142 14 20
                                    

* oczami Kasidi *
- Artur - Jak mogłeś pozwolić, żeby ją porwali?!
- Matt - Przecież nie wiedziałem gdzie jest Kruk. Nie kazałbym jej w tedy tam iść gdybym wiedział.
- Artur - Ale byliście razem w parze. Miałeś jej pilnować! Jesteś liderem!
- Jackob - Chłopaki spokojnie.
- Jeckob - Artur, skąd Matt miał wiedzieć, że Kruk był tutaj? Równie dobrze mógłby być gdziekolwiek indziej. Dodatkowo Matt rozdzielił się z Elenor, by szybciej znaleźć Kruka.
- Jackob - Matt, powinieneś być przy niej. Niestety nie udało Ci się. Następnym razem jej i nikogo nie spuścisz z oka? Ok?
- Matt - Dobra.
- Artur - Sorry Matt za to oskarżanie cię.
- Matt - Nie ma sprawy. Sam powinienem był lepiej jej pilnować.
Artur i Matt podali sobie ręce. Dziwne, nigdy nie widziałam nic podobnego. Artur zawsze był spokojny. Nie denerwował się nawet gdy obrywał w czasie walki. A teraz nie był w stanie powstrzymać krzyku. Czyżby zakochał się w tej nowej? Nie to nie możliwe...
- Ja - Patrzcie tam na ścianie.
Wszyscy spojrzeli w stronę gdzie pokazałam.
Wisiał tam krótki liścik przyczepiony zakrwawionym nożem do ściany. Podbieglam do listu. Oderwałam zakrwawiony nóż. I przeczytałam list na głos.
- Ja - Anioły macie się stawić przed naszą bazą. Jeżeli niewykonacie naszych poleceń Ona zginie. Jeśli myślicie że blefuje to obejrzcie nóż.
Do zobaczenia w zasadzce...
David

* oczami Elenor *
Pojawiliśmy się przed wielkim szarym budunkiem. Rozpoznawałam to miejsce. Znajdowalo się blisko szkoły. Chłopak, który mnie porwał rozwiązał mi nogi. Niestety moje ręce nadal były mocno związane.
- Ja - Co masz ze mną zrobić?
- David - Tobie? Narazie nic. Posłużysz jak przynęta na pułapkę.
- Ja - Ale gdzie mnie prowadzisz? Moja rana bardzo mi doskwierała. Można by powiedzieć że chodziłam na prawej nodze a lewą tylko unosiłam do góry by mniej mnie bolała.
David zaprowadził mnie do ich bazy głównej. Było tam dużo osób takich jak on. Czyli Kruków. Zeszliśmy do piwnicy. Była tam klatka. Zbudowana była z metalu.
- Ja - Po co tu jesteśmy?
- David - Nie wiesz? To twój nowy dom.
Chłopak wrzucił mnie do klatki. Niefortunnie upadłam na ranę. Krzyknęłam z bólu. Nie wiedziałam co mam zrobić.
- Ja - Dasz mi jakiś lek? Przecież wda się jakieś zakażenie.
- David - No i co z tego? Powiedział sadystycznie. Widać jednak było że nie lubił robić krzywdy. Podszedł do klatki zamknął ją i powiedział.
- David - Podobno Anioły potrafią się leczyć.
I wyszedł. Zostałam sama w klatce. Z wielką raną. Nie wiedziałam co mogę zrobić. Było ciemno. Tylko mój medalion świecił w ciemności. Zastanowiłam się nad tym co powiedział David. Położyłam moje ręce na ranie.
- Ja - Chcę się uleczyć. Chcę się uleczyć. Powtarzałam to w kółko. Nagle moje dłonie zaczęły świecić. Poczułam jak moja noga się zrasta. Podnisłam ręce wyżej. Spojrzałam na miejsce gdzie przed chwilą była rana. Zamiast niej miałam gładką skórę. Wstałam. Nie odczułam żadnego bólu. Byłam zdrowa.
- Ja - Muszę się stąd wydostać. Zanim Aniołki wpadną przeze mnie w pułapkę. Powiedziałam sama do siebie...

* Oczami Artura *
Zaraz będziemy wychodzić by odbić Ellen. Mam nadzieję, że wytrzyma z tą raną jeszcze przez jakiś czas.
- Kasidi - Spokojnie, odbijemy ją.
- Artur - Wiem.
- Jackob - I w tedy będziesz mógł powiedzieć jej jak bardzo ci się podoba. Powiedział zaczepnie.
- Jeckob - Złapiesz ją w ramiona i powiesz Kocham Cię. I roześmiał się
- Artur - Dokładnie tak zrobię!
Wszyscy popatrzył na mnie jak na osobę szaloną.
- Matt - Czy wszystko z Tobą dobrze?
- Artur - Tak. Tylko chciałem żeby te dwa debile dały mi spokój.

Wyruszyliśmy w stronę bazy klanu Kruka. Nasz plan był prosty. Matt, Kasidi i Jeckob walczą przed wejściem. Ja i Jackob teleportujemy się do bazy przeciwnika i ratujemy Elenor. Proste to nie będzie. Stanęliśmy przed bazą Kruków.
Przed wejściem stało już kilkanaście z nich.
Czekali na nas. Chcieli wykończyć nas póki mają okazję. Choć kruków zawsze było więcej to i tak byliśmy lepsi.
Kruki miały inny podział w swoim gronie. Byli żołnierze, czyli tacy z jednym kryształem i generałowie, czyli tacy z dwoma kryształami.
Było czterech generałów. David najbardziej sprytny i szybki jak strzała. Zawsze miał ze sobą miecz. Luis zawsze dostojny pełen gracji. Posiada moc zabijania więc nie nosi broni. Natasza uchodzi za najpiękniejszą dziewczynę wśród Kruków. Jest też najniebezpieczniejszą z nich. Nosi metalowe paznokcie. To jest także jej moc. Może sprawić, że jej paznokcie będą z metalu i będą zabijać wszytko co napotkają. Ostatni generał to Brandon. Jest szalony i nieobliczalny. Ma taką samą moc co Kasidi. Jednak nosi on ze sobą kosę.
Pojedyńcze kruki zaczęły nas atakować, jednak Kasidi natychmiast pozabijała je czarnymi kulami mocy. Zostaliśmy otoczeni. Wyjęliśmy swoje bronie i zaatakowaliśmy.
Bliźniacy co chwila zamieniali się miejscami i cieli swoich przeciwników małymi mieczami. Kasidi wykorzystywała pełnię swoich możliwości. Matt wyjąć miecz. Nie atakował, lecz powoli wykańczał każdego przeciwnika.
Choć nas była garstka przeciw całej armii, która liczyła kilkaset kruków dawaliśmy radę.
- Ja - Dobra czas wprowadzić nasz plan w życie. Krzyknąłem do Jackoba.
- Jackob - Jasne. Podszedł do mnie i teleportowaliśmy się do bazy naszego wroga...

* Oczami Elenor *
Skupiłam się. Wiedziałam, że jedyną opcją żeby się stąd wydostać to uczucie mocy drugiego kryształu. Nagle do mojego pokoju weszła dziewczyna. Podeszła i powiedziała.
- Natasza - Część mała. Ja nie odpowiedziałam. Jej to jednak nie przeszkadzało. I mówiła dalej.
- Natasza - Wiesz, chciałam Ci powiedzieć, że twoi przyjaciele przyszli po Ciebie. Co ty na to by ich przywitać.
Otworzyła klatkę. Złapała mnie z nadgarstki jedną ręką. Druga trzymała ostre paznokcie przy mojej szyi. Spojrzałam na jej pasek. Miała tam dwa sztylety. Pomyślałam, że mogłabym je zabrać. Szkoda że nie zauważyłam ich wcześniej.
Nagle otworzyłam oczy, nadal byłam w mojej klatce. Zrozumiałam od razu co się stało. Widziałam przyszłość. To była moja moc!
Do piwnicy weszła Natasza. Tym razem wiedziałam, że muszę zabrać jej sztylety.
Moja przeciwniczka otworzyła klatkę. W jednej chwili zabrałam jej sztylety i wepchnęlam ją do klatki.
- Natasza - Wypuść mnie dziewucho!
- Ja - Niestety nie zrobię tego. Muszę się przywitać z moimi przyjaciólmi.
Zamknęłam oczy i sprawdziłam co dalej...

Uwaga! Doszliśmy do 1000 słów! To nasz nowy rekord. Jeśli chcecie dowiedzieć się co dalej napiszcie w komentarzu, a wtedy nowa część pojawi się nawet następnego dnia.

Akademia AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz