Część siódma: ,, Sami w domu"

128 12 2
                                    

Minęło kilka dni od odbicia mnie z bazy Kruków. Niestety rana Artura nie chciała się zagoić. Mimo magicznej mocy leczenia rana zawsze znowu się otwierała. Kasidi powiedziała, że muszą jechać do szpitala.
- Ja - A czy nie będą wiedzieć, że Artur ma moc?
- Matt- To jest jedna z klinik, w której wiedzą, że istnieją Anioły. Ty zostajesz na wypadek, gdyby ktoś zaatakował naszą bazę.
- Ja - Sama? Zapytłam. Miałam nadzieję, że Matt zostanie ze mną.
- Matt - Nie. Ja zostanę i dopilnuję, żeby Cię znów nie porwali. W tej chwili miałam ochotę skakać z radości, lecz się powstrzymałam.
- Ja - Mam nadzieję, że tym razem lepiej mnie popilnuljesz.
Matt się zaczerwienił. Było to dziwne. Zwykle był mroczny i tajemniczy. Teraz natomiast troszczył się o mnie jak o... Właśnie jak o kogo? Nagle przyszło mi do głowy jedno słowo. Jak o swoją dziewczynę. Ta myśl sprawiła, że bardzo się zarumieniłam.
- Ja - To co? Zostaliśmy sami. Spojrzałam na mój medalion. Mam zamiar poczytać dziś w naszej wielkiej bibliotece o medalionach. Może uda mi się coś dowiedzieć o trzecim krysztale.
- Matt - Nie masz co tam robić. Szukaliśmy już ze sto razy. I tak nic nie znaleźliśmy.
- Ja - To ja będę pierwsza, która coś znajdzie.
Poszłam do biblioteki. Była ogromna. Zaczęłam powoli przekopywać się przez stosy książek. Były to księgi o mocach, magicznych stworzeniach i Medalionach Aniołów i Kruków.
Były także książki z opowieściami. Po pierwszych swych godzinach znalazłam trzy książki. Nazywały się: ,,Medaliony i ich funkcje"; ,,Czym są medaliony"; ,, Skąd wziąść medalion". Każdą z tych książek była bardzo zachęcająca. Nagle potknęłam się o stos książek, które mnie nie interesowały. Przewróciłam się i upadłam na regał. Szafa z książkami się przewróciła prosto na mnie.
- Ja - Ale ze mnie sierota. Potykam się o książki. Pomyślałam.
W ostatniej chwili załapałam regał. Niestety wszystkie książki wypadły na podłogę.
- Ja - Super! Krzyknęłam sarkastycznie. Teraz muszę to wszystko poukładać. Kiedy przepchnęłam regał (w miejsce gdzie stał zanim na mnie spadł) zobaczyłam coś dziwnego. W półce był narysowany jakiś symbol. Był w kształcie litery A. Dotknęłam go. Nagle półka się otworzyła. W środku leżała zielona Książka niewielkich rozmiarów. Mieściła mi się do kieszeni spodni. Otworzyłam ją. W środku strony były jak złote lustro. Błyszczały i dało się w nich przejrzeć. Mimo tego, że nie dało się po niej pisać zabrałam ją z biblioteki.
Zjadłam kolację samotnie. Nie wiedziałam gdzie jest Matt. Kiedy w końcu się pojawił powiedział.
- Matt - Powinnaś się już położyć. Jest 23. Reszta drużyny przyjedzie za trzy dni. Mam nadzieję, że nie nudziłaś się bez mojego towarzystwa. Musiałem pozałatwiać parę spraw na mieście.
- Ja - Było bardzo pusto bez Ciebie. Cieszę się, że już wróciłeś.
Po tych słowach poszłam do swojego pokoju.
Miałam nadzieję, że nie wyglądałam na totalnie zakochaną.

* Oczami Matta *
Nie wiem co się ze mną dzieje. Czyżbym naprawdę zakochał się w Elenor? Postanowiłem, że powiem jej co czuję. Dziś wieczorem na plaży. Wstałem dziś wcześniej niż zwykle. Od rana układałem moją miłosną wypowiedź. Dopiero około ósmej wstałem, ponieważ usłyszałem kroki.
- Ja - Cześć piękna. Moje słowa sprawiły, że Elenor się zarumieniła. Próbowała to ukryć, lecz nieskutecznie.
- Elenor - Cześć Matt.
- Ja - Co powiesz by pójść dziś ze mną na plażę?
- Elenor - Jasne. Czemu nie. Powiedziała to lekkim tonem, jednak słychać było w jej głosie radość.
Wyruszyliśmy na plażę około południa. Elenor założyła śliczną białą sukienkę na ramionczkach. Sięgała jej do kolan. Gdy na nią patrzyłem - zaniemówiłem.
- Elenor - Źle wyglądam? Bo patrzysz jakbyś zobaczył coś niesamowicie nienormalnego.
- Ja - Nie! Wyglądasz przepięknie.
Ja - Wygrałem!
- Elenor - Chwilowo. Jak będziemy wracać ja wygram.
Rozłożyłem parasol i koc. Miałem zamiar się położyć. W tym momencie Elenor mnie podsiadała.
- Ja - Ej. A co tu się dzieje?
- Elenor - Tak sobię siadłam.
Po chwili przekomarzania się usidliśmy razem na kocu.
- Elenor - Choć pójdziemy popływać.
- Ja - Wiesz, ja niezbyt umiem pływać.
- Elenor - To cię nauczę.
Wszedłem do wody. Choć nie potrafiłem pływać mogłem zanurzyc się po szyję.
- Ellen - To jak? Nauczymy cię pływać? Zaczęła się śmiać. Odpłynęła tak daleko, że nie dotykała palcami dna.
- Elenor - Goń mnie!
- Ja - Chyba sobie żartujesz.
- Elenor - To łatwe. Wystarczy przebierać nogami i rękami w wodzie.
Zacząłem machać nogami. Nagle poczułem, że nie dotykam dna. Spanikowałem. Popłynąłem w stronę brzegu. Kiedy nareszcie twardo usiadłem na piasku.
- Elenor - Co się stało?
- Ja - Ja naprawdę boję się wody.
- Elenor - To choć powoli. Nauczę Cię. Chciałem już powiedzieć, że i tak to nic nie da, ale przerwała mi.
- Elenor - Spokojnie. Będziemy pływać tylko tam gdzie będziesz dosięgał w wodzie.
Tak oto zaczęła się ciężka nauka pływania. Ellen mimo, że była miła potrafiła wykończyć ciągłymi ćwiczeniami. Na szczęście dla mnie wystarczył jeden jej uśniech i od razu wracały mi siły.
Tak spędziliśmy dzień. Zaczęło się powoli ściemniać. Nadszedł czas na wielką chwilę.
Siedliśmy razem z Elenor na piasku, tuż przy wodzie. Przed nami rozciągał się widok pięknego, zachodzącego słońca, które odbijało się w tafli wody. Elenor siedziała obok mnie. Miała zamknięte oczy. Pewnie odpoczywała, choć od czasu do czasu wyglądała, jakby się skupiała. Tak samo robiłam jak używała swoich mocy.
Nie wiedziałem jak zacząć. Chciałem powiedzieć jej, że ją kocham i zawsze będę ją wspierać. Powiem jej jak pięknie wygląda oraz że jest dla mnie całym światem. A na koniec zapytam ją, czy zostanie moją dziewczyną.
Zanim cokolwiek powiedziałem spojrzałem na nią. Miała łzy w oczach. Łzy szczęścia. Przytuliła mnie i powiedziała mi do ucha.
- Elenor - Tak...

Akademia AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz