,, Freski "

81 9 0
                                    

- Ja  - Ja mam być Aniołem?
- Artur- Z tego co widzę to nim jesteś.
- Ja  - Ale to nie prawda. Niemożliwe. Nie nadaję się na anioła.
- Artur - Możesz poruszać skrzydłami?
 Zaczęłam machać moimi skrzydłami. W pewnej chwili oderwałam się od ziemi. Natychmiast przestraszyłam się i upadłam.
- Artur - Dobra. Czas się stąd wydostać. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli znowu tańczyć, bo źle się to skończyło.
 Popatrzyłam na freski. Nie było w nich nic nadzwyczajnego. Po prostu pokazywały historię jak ja i Artur weszliśmy do tego pomieszczenia. Oparłam się o ścianę. Nie wiedziałam jak mamy się stąd wydostać. Opierając się o ścianę poczułam, że coś kliknęło. Odwróciłam się. Patrzyłam na przejście, które kierowało nas do następnej ogromnej sali. Razem z Arturem weszliśmy do jej środka. Przed nami stała kolejna pułapka. Tym razem nie wystarczy potańczyć.

* Oczami Kasidi *
Strasznie długo schodzi Arturowi i Elenor chodzenie po tym kościele. Nie wygląda na taki ogromny. Kruki nas pokonały. Na szczęście nie miały zamiaru nas zabijać. Nie wiedzą na szczęście, że trzeciego kryształu nie da się odebrać osobie go posiadającej do momentu śmierci. Tak więc siedzimy sobie w klatce bez broni. Jackob i Jeckob nie mogą uciec, ponieważ kruki znalazły specjalną klatkę, z której nie da się teleportować.

* Oczami Elenor  *
Przede mną i Arturem rozciągała się ogromna sala wypełniona posągami. Każdy z nich wyglądał jak członek elity aniołów. Wszystkie figury miały medaliony.
- Artur - To już wiemy gdzie podziali się wszyscy Aniołwie. Po prostu szukali Gwiazdy Pojednania. Nie mogli tego zrobić razem.
 Nagle jeden z posągów się poruszył.
- Posąg - Witajcie. Jestem terakot. Posąg, który przedstawi wam warunki waszego zadania i powiem wam jak możecie to przeżyć.
 Popatrzyliśmy na siebie. Nie wiem czy damy radę z kolejną próbą. Ostatnio Artur miał przebitą nogę. Sądzę, że jak zadania będą co raz trudniejsze to w końcu nie damy rady. Mimo to powiedziałam:
- Ja  - Jasne. Powiedz nam jak mamy zdobyć gwiazdę pojednania i ile jeszcze prób.
- Terakot - Zostały wam jeszcze dwie próby. Jedna wymagała pomysłowości, druga umiejętności schronienia się przed wrogiem, a trzecia umiejętności, które posiadacie tylko wy. Pierwszą już pokonaliście. Jak widzę nikt nie zginął.
  Podeszłam do Artura.
- Ja - Jak myślisz co to znaczy, umiejętności, które posiadacie tylko wy?
- Artur  - Raczej chodzi o moje czytanie w myślach i twoją moc widzenia przyszłości.
- Ja  - To dobrze. Ja dobrze umiem używać swojej mocy.
 Szliśmy za posągiem nie wiedzieliśmy gdzie idziemy. Nie wiadomo dlaczego, ale mieliśmy do niego zaufanie. Weszliśmy do wielkiej sali. Była tak ogromna, że można by użądzić tam zawody dla monster truck'ów z widownią mieszczącą tysiące ludzi. Na końcu sali były drzwi, lecz drogę zagradzało nam tysiące posągów.
- Terakot - Nadszedł czas na próbę drugą. Waszym zadaniem jest przeżyć i dojść do tamtych drzwi.
 Nagle wszystkie posągi ruszyły na nas. Było to straszne. Ich oczy były zrobione z rubinów. Natychmiast wyciągnęłam broń.
- Artur-  Nie ma co używać broni. Oni są twardsi od niej.
- Ja  - To co mamy robić?!
 Artur spojrzał wymownie na moje skrzydła. Mimo, że je posiadałam już od kilku godzin to nie potrafiłam ich używać.
- Artur  - Musisz lecieć do drzwi!
- Ja  - A ty?
- Artur-  Najważniejsze jest byś dotarła do drzwi. Wtedy zadanie się skończy.
  Artur miał rację. Jak dotrę do drzwi zanim go zabiją to posągi się zatrzymają i będziemy mogli pójść razem do kolejnego zadania.
Zaczęłam powoli machać skrzydłami. Było to trudniejsze niż mogło się wydawać. Po chwili wzbiłam się w powietrze. Chwiejnym lotem kierowałam się do drzwi. Szło mi całkiem nieźle. Nagle usłyszałam krzyk. Był to Artur. Widziałam jak posągi chwyciły go za nogi i ręce.Był unieruchomiony. Raz po raz każdy z  posągów uderzał go pięścią. Zaczęłam lecieć w jego stronę. Nie wiem czemu, ale płakałam. Widziałam jak Artur ledwo już wytrzymuje kolejne ciosy przeciwników.
- Ja  - Artur! - Krzyknęłam z rozpaczą w głosie.
- Artur - Leć Ellen! Leć do drzwi...
 Zobaczyłam jak Artur bezwładnie upada na ziemię. Mimo to opanowałam się. Spełnię wolę Artura. Zaczęłam lecieć w stronę drzwi. Z daleka widziałam ogromną ilość kamiennych figur, które miały za zadanie nas zatrzymać.
 Nagle koło głowy przeleciała mi strzała. Spojrzałam w dół. Było tam kilkudziestu łuczników. Zaczęłam unikać pocisków. Przez to leciałam coraz wolniej. Musiałam przyspieszyć. Zebrałam wszystkie siły, które mi jeszcze zostały. Po kilku chwilach byłam blisko drzwi. Zostało dosłownie pięćdziesiąt metrów. I w tym momencie poczułam jak przez moje skrzydło przeszła strzała. Nie było to podobne do normalnego bólu jaki odczuwają ludzie. Krzyknęłam.
 Upadłam na ziemię. Byłam zimna. Nie miałam siły wstać. Spojrzałam w górę. Leżałam koło drzwi. Wokół mnie stało kilku kamiennych wojowników. Wszyscy podniosili miecze nad głową, gotowi zadać mi ostateczny cios. Jedną ręką sięgnęłam w stronę klamki. Nacisnęłam ją. Wszystko się zatrzymało. Żaden z kamiennych wojowników się nie ruszał. Zwyciężyliśmy.
 Usiadłam. Teraz poza bólem czułam słodki smak zwycięstwa, który dodał mi sił. Wyciągnęłam rękę do mojego skrzydła i zaczęałam je leczyć. Kiedy skończyłam nie było żadnego śladu po ranie. Nagle przypomniałam sobię o Arturze.
- Ja  - Artur!
Pobiegłam prosto w miejsce gdzie go opuściłam. Nie pomyślałam, że mogę tam polecieć. Przeciskałam się między posągami. Każdy z nich był jak przeszkoda, która nie pozwalała mi biec. Czułam rozpacz. Nie wiedziałam, czy Artur jeszcze żyje. Chciałam mu pomóc. Uleczyć go i zdobyć gwiazdę pojednania.
  W końcu dobiegłam do Artura. Wyglądał strasznie. Miał przebitą mieczem rękę i nogę. Poza tym wisiał na kamiennych rękach jak kukułka z igłami powbijanymi w ciało.
 Pobiegłam do niego.
- Ja  - Spokojnie Artur. Już jestem. Udało się.
Artur tylko uśmiechnął się na dźwięk mojego głosu.
 Zdjęłam go z posągu. Potem powoli zaczęłam wyjmować miecze z jego ciała. Pewnie jakby ktoś tam wszedł w tym momencie to nigdy by już nie zmrużył oka w nocy. Cały czas miałby widok Anioła kłęczącego przy ciele. Dodatkowo jego ręce były całe we krwi, a w ręce miał miecze.
 Zaczęłam leczyć Artura. Tym razem jednak świeciły mi nie tylko ręce, ale jeszcze nad głową pojawiła mi się aureola. Po kilku chwilach ciało Artura było zdrowe, lecz niestety nie budził się. Znad mojej głowy znikła  aureola. Spojrzałam na jego klatkę piersiową. Ciągle się unosiła. Nagle Artur się odezwał.
- Artur - Ellen?
- Ja  - Artur! O Boże. Bałam się, że Cię straciłam.
- Artur-   Nie, Spokojnie wszytko ze mną dobrze. Dzjęki tobie.
 Na te słowa się zarumieniłam.
- Ja  - Chodź. Musimy dojść do końca tego zwariowanego miejsca i odnaleźć gwiazdę pojednania.
 Tym razem spokojnie przechodziłam przez labirynt z posągów. Nie musieliśmy się spieszyć. Szliśmy obok siebie. Artur powiedział mi, że jak stąd wyjdziemy to wszyscy będą ze mnie dumni i będą się zachwycać moimi skrzydłami.
 Doszliśmy do drzwi. Były lekko uchylone. Otworzyliśmy je i weszliśmy do środka. Za nimi nie było nic widać. Zaczęłam świecić rękami. Od razu nad moją głową pojawiła się także świecąca aureola.
- Artur - Teraz wyglądasz jak prawdziwy anioł.
 Na jego słowa zarumieniłam się.
- Ja - Pamiętasz jak Terakot mówił nam o trzech próbach?
- Artur - Tak i co z tego?
- Ja  - Powiedział, że trzecia próba będzie polegać na użyciu naszych talentów. Naszych mocy.
- Artur  - Moja moc to czytanie w myślach więc na nic się zda w tych ciemnościach.
 Doszliśmy do kolejnych drzwi. Otworzyliśmy je. W następnej sali było jasno, więc przestałam świecić ręką. Przed nami była ogromna sala. Na szczęście nie taka wielka jak wcześniej. Zmieściłoby się tam boisko szkolne.  Na środku leżała gwiazda pojednania.
- Ja  - Artur, patrz. To ta gwiazda.
Kiedy pobiegłam by ją podnieść podszedł do mnie człowiek wyglądający jak sędzia walk bokserskich.
- Sędzia  - Panienko nagroda po wygranej.
- Ja  - Nagroda? Idziemy już po nią kilka godzin.  Zdobędziemy ją i tak, więc dajcie nam ją od razu.
- Sędzia  - Tak wiem. Niestety to zadanie polega na tym by wygrać gwiazdę w walce.
- Ja  - Co?! My ledwo żyjemy. Jak mamy się niby bronić?!
- Artur - Spokojnie Ellen. Damy radę.
- Sędzia  - Stań proszę w jednym końcu tej sali.
 Zrobiłam co chciał. Na drugim końcu pojawił się Matt. Nie wyglądał tak jak zwykle. Jego cień się rozpływał, a za nim ciągnęła się czarna smuga.
- Ja  - Matt?! Co ty tu robisz?!
- Sędzia  - To nie jest Matt. To jest magiczna projekcja osoby, która najlepiej się nadaje do pokonania cię.
 Matt projekcja wyciągnął miecz i ruszył na mnie.
- Ja  - Za to jego miecz wydaje się naprawdę realistyczny.
 Wyciągnęłam sztylety i obroniłam się przed atakiem. Matt zaatakował ponownie. Tym razem z większą siłą. Jednak udało mi się obronić. Zrobiłam zamach i uderzyłam Matta. Widziałam jak na jego ręce pojawiła się rana.
- Ja  - Matt!
- Artur-  Ellen! Pamiętaj, to nie jest Matt. To jest jakaś projekcja.
 Matt zaatakował mnie od boku. Uchyliłam się, lecz w tym samym momencie on uderzył mnie w nogę. Poczułam jak ostrze przechodzi przez moją nogę. Upadłam na podłogę. Matt zaatakował kolejny raz. Nie miałam jak uskoczyć i po raz kolejny poczułam jak ostrze Matta tnie moją, tym razem drugą nogę. Zebrałam w sobie siły. Wstałam i zaatakowałam. Mimo to Matt odbił moje sztylety. Ponowiłam atak, lecz i tym razem nic to nie dało. Wyglądało to tak jakby znał moje ruchy zanim je zrobię.
 Nagle przypomniałam sobię o jednej rzeczy - mam moc! Spojrzałam w przyszłość. Zaatakowałam Matta od góry. Tym razem projekcja nie da rady się obronić. Na skórze Matta pojawiła się kolejna rana.
 - Sędzia  - Arturze pozwól, że Ty też podejdziesz do końca sali.
Na przeciwko Artura pojawiła się Kasidi. Zaczęli walkę. Razem z Arturem od czasu do czasu zderzaliśmy się plecami, gdy się cofaliśmy przed atakiem wroga.
  Tak walczyliśmy. Nasi wrogowie jednak nie mieli dość. Co dziwne kiedy projekcja Kasidi przechodziła obok mnie nie atakowała. Wyglądało to tak jakby nie widziała mnie. Wtedy zrozumiałam, jak mamy pokonać naszych przeciwników.
- Ja  - Artur musimy zamienić się wrogami. Projekcje widzą tylko swoich przeciwników.
- Artur-  Dobra.
Zaatakowaliśmy  w tym samym czasie naszych nowych przeciwników. Oni nawet nie zareagowali. Po prostu upadli na ziemię.
- Ja  - Artur! Daliśmy radę. Mamy gwiazdę pojednania.
 Na te słowa do rąk wleciała mi gwiazda. Nie wiem jak to się stało, lecz w momencie kiedy dotknęliśmy gwiazdy teleportowaliśmy się do kościoła. Staliśmy tam trochę zdezorientowani.
 - Artur-  Ellen, to było niesamowite. Mam nadzieję, że reszcie też nic nie jest.
* Oczami Kasidi *
Kiedy tylko Artur i Ellie weszli do kościoła kruki wezwały posiłki. Było to jak plaga. Z każdej strony był kruk. Jak nie mały kruk w postaci człowieka to ogromny demoniczny kruk. Nie było jak z nimi walczyć. Poddaliśmy się i nie wiedzieliśmy co dalej. Siedzimy w ogromnej klatce, która uniemożliwia teleportację. Cokolwiek byśmy zrobili nie ma wyjścia. Jedyne co robimy to czekamy na Elenor i Artura. Mam nadzieję, że nie wyjdą frontowymi drzwiami...

* Oczami Ellenor *
- Artur - Ellen może zrobimy im niespodziankę. Wejdziemy na pole bitwy jak królowie?
- Ja  - A jak ma to wyglądać?
- Artur - Ja wyjdę sam frontowymi drzwiami bez gwiazdy pojednania. Potem pytają gdzie gwiazda. Ja wtedy dam Ci znak i ty zlecisz z dachu razem z gwiazdą pojednania. Co ty na to?
- Ja  - Niech Ci będzie, ale powiesz im, że to był twój pomysł.
Zrobiliśmy jak powiedział Artur. Wyszłam tylnymi drzwiami i wleciałam na dach. Spojrzałam na wszystko z góry. Niestety Artur nie został przywitaniy jak król. Wręcz odwrotnie, został pojmany i zamknięty w klatce razem z resztą drużyny.
 Nagle Artur zaczął się wydzierać.
- Artur - Ellen Leć! Uciekaj! Zorganizuj pomoc!
  Zeskoczyłam z dachu. W połowie drogi do ziemi rozłożyłam skrzydła i poleciałam w stronę Willi w której mieszkaliśmy

Akademia AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz