Rozdział piąty

420 50 23
                                    

Moja relacja z Nino od początku była...dość specyficzna. I nie mówię tu o czasach, kiedy zachowywaliśmy się jak kumple, a łączyła nas miłość najlepszych przyjaciół (dokładniej: mojej BFF do jego ziomka). Zwyczajnie się przyjaźniliśmy i nawet mi przez myśl nie przeszło, że możemy być parą!

Schody zaczęły się dopiero kiedy rzeczywiście zaczęliśmy chodzić. A raczej w momencie kiedy Biedronka zamknęła nas razem w klatce podczas ataku Pantermana. Chyba nie muszę dodawać, że było mi to nie w smak? Nawet pomijając fakt stracenia szansy na nagranie oraz wstawienie do neta akcji z wydarzenia, to na pięć minut wcześniej brunet wyznał Marinett, że jest we mnie zakochany. Ów fakt wstrząsnął mną do posad. Serio, w życiu bym go wówczas o to nie posądzała. Dlatego kiedy zostaliśmy razem uwięzieni nie wiedziałam czy bardziej chcę uciekać od tego zadurzonego nastolatka, czy strzelić po ryju, tak dla odreagowania emocji.

Pierwsze dziesięć minut siedzieliśmy pogrążeni  w niezręcznej ciszy, jak najdalej od siebie. Ja, ponieważ nie chciałam mieć z nim do czynienia,a  on pewnie się przy mnie krępował. Przynajmniej tak wtedy myślałam. Oczywiście prawdę poznałam dopiero później.

-Jesteś zła?- zapytał w końcu nastolatek.

-Nie.- fuknęłam, odwracając od niego głowę. Ręce miałam skrzyżowane na piersi,  a minę jak po zjedzeniu całego wiadra cytryn, więc rzeczywiście mogło to wyglądać jakby mnie czymś wkurzył, podczas gdy najzwyczajniej w świecie zostałam wyprowadzona  z równowagi. Przez niego i Biedronkę. Wtedy po raz pierwszy moja idolka mi podpadła.

-Emmm...no spoko.- odparł niepewnie. Ale, że byłam już wściekła, więc poderwałam się na nagi i wrzasnęłam:

-Ty walony kmiotku! Jak mogłeś?!- ciemnoskóry nastolatek zrobił wielkie oczy i lekko odchylił się do tyłu, jakby chciał być jak najdalej ode mnie.  Z powodu tego ostatniego okulary przekrzywiły mu się na nosie. Szybko je poprawił.

-A..ale o czym ty mówisz?- zapytał, zaskoczony. Spiorunowałam go wzrokiem.

-Nie mogłeś wybrać sobie kogoś innego?! Jak można być aż takim głupim?!

-Czyli...czyli ty wiesz?- jąkał się. Musiałam go nieźle przestraszyć, ale mało mnie to obchodziło.

-Oczywiście, że wiem! Serio, sądziłam, że będziesz miał trochę oleju w głowie!- pochyliłam się nad nim, więc ostatnie słowa wykrzyczałam szesnastolatkowi prosto w twarz. Dostrzegłam kropelki potu wstępujące na jego czoło.

-Przepraszam! - skulił się, pod moim bazyliszkowym spojrzeniem. -Więcej się do niej nie zbliżę! Przysięgam! - zamarłam z otwartymi ustami.

-Chwila...o jakiej "jej" mówisz?- zamarłam, zaskoczona.

-No, przecież o Marinett, a o kim innym?

-ŻE CO PROSZĘ?!- wtedy już nie wytrzymałam. Wybuchłam. Od tego krzyku szyby prawie popękały, a zwierzęta biegnące akurat na zewnątrz zatrzymały się przestraszone, ale po sekundzie wznowiły szaleńczy pościg za...kimś. Nie skupiałam się akurat za bardzo na ofiarach pościgu bestii.

-Ale..ale...to o kim ty mówiłaś?!- złotooki wydawał się zupełnie zdezorientowany. Nie on jeden.

-No jak to o kim?! O sobie! W końcu powiedziałeś Marinett, że JA ci się podobam!- licealiście prawie oczy wyszły z orbit.

-Podsłuchiwałaś?!- zaatakował nagle. Lekko speszona cofnęłam się, prostując jednocześnie.

-Tak! Znaczy...nie!- zaczęłam machać energicznie rękami, w geście zaprzeczenia, nie wiedząc jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji- Nie, chwila...eee...miałam jej dawać instrukcje, no! Byłyśmy pewne, że przyjdzie z Adrienem!

Miraculum 4-Młodzi strażnicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz