Rozdział 37 Zawsze masz mnie

20K 1.5K 85
                                    

Owari no Seraph Op 1 w/ official lyrics -CC- (終わりのセラフ OP)  

— Nina —

— Jak to? — zapytała zdumiona. — Przecież to ich przeklęta rasa sprawiła, że musiałaś zostać sama.

Pokręciłam przecząco głową.

— Wilkołaki nie mają z tym nic wspólnego — broniłam ich. — Za to wszystko winę ponosicie tylko i wyłącznie ty i twój mąż. — Spuściłam delikatnie głowę w dół. — Gdybyście nie knuli za plecami wilkołaków nigdy byśmy nie musieli się rozdzielać... — szepnęłam, a parę moich łez spadło na podłogę. Nigdy im tego nie wybaczę. Nigdy!

W pomieszczeniu przez kilka minut trwała cisza, jednak została ona przerwana przez przepełniony furią krzyk:

— Cóż wy jej zrobiliście, pomioty szatańskie?! Jeśli mi nie powiecie zmiotę was z powierzchni ziemi! Macie moje słowo, że zabiję każdego przedstawiciela waszej nędznej rasy! — groziła.

Spojrzałam na nią. Oni nic mi nie zrobili w przeciwieństwie do nich... Cała ich rasa przysporzyła mi, mniej cierpienia niż właśni rodzice przez te wszytki lata... Byłam bita, poniżana i wyśmiewana, jednak nie sprawiało mi to przykrości, — bynajmniej nie tak wielkiej — ból i cierpienie przyniosło mi spotkanie z wami... Tak bardzo pochłonęłam się w własnych myślach, że nie zauważyłam nawet jak Klaus zamknął mnie w swoich ramionach. Byłam mu za to wdzięczna, przynajmniej nikt po za nim nie zobaczy jak wiele bólu sprawia mi to wszystko.

— W porównaniu do ciebie nic, stara jędzo — syknął w odpowiedzi na pytanie Zuzanny. — Mimo, że jesteś jej matką... — Pokręcił przecząco głową. — Z względu, że jesteś jej matką ukarze cię za całe cierpienie, które musiała przeżyć w swoim życiu, od kiedy ją porzuciliście. — Przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej. — Grozisz mi i mojej rodzinie... Sprawiasz, że osoba, która jest dla mnie ważna cierpi... Za te przewinienia jest tylko jedna kara... I jest nią śmierć — oświadczył dobitnie. — Nadejdzie dzień, w którym staniem twarzą w twarz, a ja zabiję ciebie i każdego innego buntownika. Przysięgam ci to, jako Klaus Dark, władca wszystkich wilkołaków!

Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Głupek... Grozić matce swojej przeznaczonej w jej obecności. Ciekawe, co by zrobił gdybym przez jego zachowanie przeszła na ich stronę?

— Jesteś naiwny, młody wilku — syknęła kobieta z zwierciadła. — Ja, mój mąż i ludzie nie zginiemy. Ty jednak za swe wszelkie zbrodnie zapłacisz krwią. Vég zostanie uaktywnione, a wtedy wszyscy, w których płynie choćby kropla waszej przeklętej krwi zginią — oznajmiła, chciałam zobaczyć jej twarz, przez co opuściłam ramiona mojego przeznaczonego. Spojrzałam na kobietę, która mnie urodziła i zagryzłam wargę. Jest taka sama jak Natalia. Nie liczy się dla niej nic, prócz władzy...

Niespodziewanie na ekranie zaczęły pojawiać się pęknięcia, a wizerunek kobiety zaczął się rozmazywać. Przypatrywałam się temu z obojętnością. Nagle jednak szło pękło i zaczęło spadać na ziemie. Zakryłam twarz dłońmi, a chwilę później ktoś popchnął mnie, przez co upadłam na podłogę. Osoba, która to zrobiła nie tylko obroniła mnie przed drobinkami szkła, ale i skazała się na wielki ból. Spojrzałam na góry i — tak jak przypuszczałam od samego początku — spostrzegłam beznamiętny wyraz twarzy mojego przeznaczonego. Ale z niego debil... Dlaczego chociaż raz nie pokaże, że coś go boli? Po jaką cholerę zgrywa takiego twardziela? Czyżby to przez uraz z przeszłości?

— Nina, nic ci nie jest? — zapytał i pomimo, że chciał ukryć w swym głosie troskę nie udało mu się to. Uśmiechnęłam się.

— To dziwne... — szepnęłam. — Tyle lat, nikt się o mnie nie martwił, że teraz, kiedy ty to robisz idioto, jestem zirytowana — oznajmiłam, a on westchnął, siadając obok mojego ciała.

— Czyli wszystko jest z tobą w porządku... — mruknął, wstając.

Usiadłam, a wtedy zauważyłam plecy mojego przeznaczonego. Były one całe w ranach i krwi. Jednak, mimo, że minęło tylko parę minut niektóre z zranień już się wygoiły. Obserwowałam z spokojem, jak Klaus podchodzi do kulącej się za krzesłem Natalii.

— Wstawaj — rozkazał, a kobieta zamiast wykonać jego rozkaz padła do jego stóp.

— Panie, panie! Błagam, wybacz mi! — krzyczała, a wilkołak prychnął.

— Dlaczego miałbym? Twoje zachowanie nie tylko zagroziło twojej rodzinie, ale i całemu stadu — warknął. — Jesteś zdrajczynią, Natalio.

Patrząc na jej załzawioną twarz chciałam poczuć coś na kształt współczucia, jednak nie mogłam. Przez tę kobietę cierpieć mogło o wiele więcej istot. Coś takiego nie może zostać wybaczone...

— Klaus, ale... ale my jesteśmy rodziną, więc nie możesz... — Klaus uderzył ją z liścia w twarz, a rudowłosa załkała — zapewne gdyby nie siedziała na podłodze, to by na nią upadła. Uniosłam wyżej brwi. Czyżby aż tak go zdenerwowała? Nawet ja czegoś takiego nie dokonałam...

— Jesteś tchórzem. W obliczu zagrożenia zasłaniasz się rodziną, którą tak naprawdę gardzisz. — Pokręcił głową, a jego dłonie zacisnęły się w pięści. — Współczuję ci twej głupoty i naiwność, Natalio. Jednak za swoje błędy zapłacisz wysoką cenę. Nie obchodzi mnie, że jesteś moją szwagierką. Poniesiesz konsekwencje takie same jak inni zdrajcy — rzekł, oddalając się od płaczącej kobiety.

Miałam już dość siedzenia na ziemi, więc wstałam. Nie wiem, co za karę dostanie, ale sądząc po jej zachowaniu będzie ona bardzo sroga. Mam tylko nadzieję, że nie zrani to za bardzo Julii...

— Straż! — wrzasnął blondyn, a do pomieszczenia weszła trójka nieznanych mi mężczyzn.

— Tak, Alfo? — zapytał jeden z nich.

— Zabierz tę zdrajczynię do lochów i wezwij mojego brata. — Odwrócił się do nich tyłem. — Natalia Dark zostanie wygnana z stada, a także publicznie osądzona — rzekł, a żołnierze kiwnęli potwierdzająca głowami, po czym dwójka z nich chwyciła rudowłosą za ramiona.

— Nie! Błagam, znaj łaskę! — krzyczała, jednak Klaus nie reagował. Mężczyźni wywlekli ją z sali po kilku minutach. Powodem tego był fakt, że kobieta się stawiała.

Mój przeznaczony stał w tym samym miejscu. Wiedziałam, że to, co uczyniła Natalia zabolało go. Była przecież członkiem jego rodziny... Choć ta jego troska o rodzinę, dość dziwnie się objawia. Najpierw każe kogoś zabić, a później go ratuję. Podeszłam do wilkołaka i dotknęłam dłonią jego twarzy.

— Nie smuć się, idioto — poprosiłam. — Zawsze masz mnie — szepnęłam cicho, mając nadzieję, że nie usłyszy.

Blondyn nie odpowiedział, tylko wziął mnie w ramiona. Nie szarpałam się z nim. Wiedziałam, że teraz potrzebuje mojego dotyku. Zresztą — chyba — polubiłam jego bliskość. 

CDN

A w kolejnym będzie sąd! Kto się cieszy? Kolejny już w poniedziałek.

(Data opublikowania tego rozdziału: 24.03.17r)

Pokochasz mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz