1. Dwaj bracia

75 7 0
                                    

Spokojny sobotni poranek. Michael leżał spokojnie w swoim łóżku, odsypiając całonocne podbijanie bazy przeciwnika. Nagle, z błogiego snu wyrywa go impet poduszki, lądującej wprost na jego twarzy. To Jacob, jego upierdliwy braciszek, starszy o niecałe 3 lata a rządzący się jakby miał conajmniej 20. Nie przepadali za sobą, toczyli wieczną wojnę pasywną. Każde dogryzienie swojemu przeciwnikowi było punktowane, punkty za styl naliczane osobno. Nikt nigdy nie wygra tej wojny, ale przynajmniej mają jakieś zajęcie.

-Wstawaj młody, chyba nie zapomniałeś o urodzinach Babci Hellen - powiedział Jake donośnym tonem do swojego brata.

Dla Mike'a było to wystarczająco dużo, żeby tego dnia przeprowadzić kilka zamachów domowych na swojego brata. Nienawidził gdy się go w ten sposób budzi. Tym bardziej o tak wczesnej porze, bowiem była dopiero godzina 8:15.
Po chwili dumania nad sensem swojej niewyspanej egzystencji, podniósł się z łóżka, włożył swe ociężałe nogi w szare ocieplane kapcie, które dostał na święta od babci Hellen i zaczął pełznąć do toalety. Po kilku małych, a jednocześnie szalenie trudnych krokach, dotarł do pomieszczenia posiedzeń, zwanego potocznie toaletą. Na nieszczęście akurat w tym momencie przechodził obok niego Jake.

-No dawaj, ręka na klamkę, naciskasz, otwierasz, wchodzisz, zamykasz. Dasz radę? - Poinstrułował go dogryźliwie brat.

-Przymknij się pajacu, bo przysięgam, że tak ci dopieprzę, że nie będziesz mógł mówić przez dwa dni. - Odpowiedział mu równie agresywnym tonem Mike. Nie rzucał słów na wiatr, był w stanie mu to zrobić, ponieważ był wicemistrzem Świata w karate. Dlaczego Wicemistrzem? Bo jakiś Azjata oszukiwał w finale i stosował niedozwolone ciosy, które osłabiły Michaela, przez co nie był w stanie dać z siebie 100%.

Mike, był tym z braci, który donikąd się nie spieszy. Zawsze miał czas na poranną herbatkę i pożywne śniadanie, nawet jeśli miał się przez to spóźnić do szkoły. Tak było i tym razem. Po skończonej porannej toalecie, powoli wrócił do swojego pokoju i zaczął się przebierać. Był w trakcie wybierania swojego stroju imprezowego, gdy usłyszał, że mama woła go na śniadanie. W jednym momencie rzucił to co aktualnie robił i jakby dostał dodatkowych sił, zeskoczył po schodach na dół do jadalni. Na ogromnym, białym stole marki Ikea wystawione były różne składniki, takie jak ser, szynka, chleb, masło. Chłopcy usiedli po przeciwnych stronach stołu, dzieliło ich 2,5 metra tektury, oraz 4 miseczki ze wcześniej wymienionym jedzeniem. Ich spojrzenia prawie nigdy się nie spotykały, a jeśli już, to atmosfera momentalnie stawała się tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Tym razem obyło się bez zbędnych przekomarzań przy stole, aczkolwiek obaj knuli swoje plany, jak tylko dokopać przeciwnikowi.
Nagle, przerywając to okropne milczenie, do jadalni weszła Agnes - matka chłopców.

-Kupiliście już jakiś prezent dla Babci Hellen? - czy jak zawsze to ja muszę o tym myśleć? - jej ton był nadzwyczaj poważny.

Chłopcy odpowiedzieli, zgodnie z prawdą, że sprawę prezentu mają już załatwioną. Mama słysząc to, podniosła brwi z zachwytu, mimo że jednocześnie była zaskoczona. Nie było niczym dziwnym, że Jake kupił prezent wcześniej, ponieważ to on miał z babcią najlepszy kontakt. Jednak to co ją zdziwiło, to to, że Michael w ogóle kupił jakiś prezent, ponieważ odwiedza babcię tylko od święta i nie mają ze sobą zbyt dobrych stosunków.
Skończyli jeść śniadanie i poszli do przedpokoju się ubrać. To co było najgorsze w ich całej wojnie, to jazda samochodem. Nie ważne w jakim aucie, obaj zawsze siedzieli z tyłu. Kiedy byli jeszcze mali, zazwyczaj się przepychali i któryś wychodził z zakrwawionym nosem lub innymi uszkodzeniami. Dzisiaj, kiedy są już nieco dojrzalsi, albo nie mówią do siebie nic, albo jedynie się przekomarzają, z szacunku do mamy.

Droga była żmudna i męcząca, ogromne korki w centrum miasta i niesprzyjające warunki jedynie potęgowały czas trwania podróży. Mike załamywał się na samą myśl o tym, że będzie musiał spędzić kilka godzin ze wszystkimi członkami rodziny których nie lubił. W związku z tym, czas dłużył mu się niemiłosiernie, wszystkie czynniki wpływały na to, że z każdą minutą nie chciał tam jechać jeszcze bardziej. Michael uważał, że mógłby dużo lepiej wykorzystać ten czas, na przykład śpiąc lub spotykając się ze znajomymi. Ale nie to było ważne, tak naprawdę jedyną normalną osobą w tamtym gronie, był wujek Nick. Nigdy nie naciskał, nie dogryzał, zawsze był miły i uśmiechnięty, można z nim było normalnie pogadać. Reszta rodziny nadal traktowała Mike'a jak małego chłopca, podczas gdy on był już prawie dorosły. Nie podobała mu się ta wizja, lecz wiedział, że pomęczy się tylko chwilę i będzie miał to z głowy. W którymś momencie zaczął nawet myśleć, że może być ciekawie. O ile będzie tylko unikał kontaktu ze wszystkimi oprócz wujka, to może nawet będzie się dało jakoś przeżyć ten dzień.
Jechali tak dalej, byli już blisko bloku, w którym mieszkała babcia. Mike spoglądał przez szybę na wszystkie nowo wybudowane bloki i wieżowce, wspominając sobie jak kiedyś wyglądały te tereny. Kilka sklepów, dwa parkingi i trochę kostki brukowej, nic więcej. Natomiast dzisiaj, ładnych kilka lat później, stoją tu cudowne modernistyczne budowle, niczym nie przypominające tego co było tu wcześniej.
Jego nostalgię przerwało zauważenie charakterystycznego domku pomiędzy blokami. Zapytacie dlaczego charakterystyczny? Ponieważ stoi tam od zawsze. Stary, zniszczony, drewniany domek jednorodzinny, wielkości dzisiejszego mieszkania klasy średniej w bloku. Kiedy nie było tam jeszcze wysokich budynków, to nie odznaczał się niczym, oprócz swojej starości. Natomiast dziś, jest jedynym domkiem na tym osiedlu. Stojący samotnie, otoczony trzema ogromnymi blokami, z kawałkiem niezbyt zadbanego ogródka, na którym rosło jeszcze kilka kwiatków. Stało się tak, ponieważ inwestor, który fundował wszystkie bloki, nie był w stanie przekupić staruszki mieszkającej w owym budynku. Próbował każdej kwoty, nawet absurdalnie wielkich sum, przekraczających wartość mieszkania 10-krotnie. Jednak za każdym razem z tym samym skutkiem, odmową. Starsza pani tłumaczyła to w ten sposób, że jak najbardziej, przydałyby się jej te pieniądze, ale ten dom ma dla niej wartość nostalgiczną, bowiem wybudował go jej zmarły mąż, mieszkali w nim całe życie i nie oddałaby go za nic w świecie. Niestety, lub stety, są na tym świecie rzeczy, których za żadne pieniądze nie da się kupić.

Rozmyślania Mike'a przerwało zatrzymanie samochodu na parkingu przed blokiem babci. Wszyscy wysiedli, po tej jakże ciężkiej podróży i rozprostowali kości. Michael był zadowolony, że w końcu zerwał się z samochodowej uwięzi i nie musi przebywać w tak niebezpiecznie bliskiej odległości do brata.
Znaleźli się pod blokiem babci Hellen. Lata mijały, a on dalej wyglądał tak samo. Nudny cytrynowo-pomarańczowy blok,lekko ubrudzony, 12 pięter, 6 klatek, nic specjalnego. Wejście do klatki, w której znajdowało się mieszkanie babci, było wyjątkowo utrudnione, ponieważ drzwi, które do niego prowadziły, mogłyby konkurować wagą z drzwiami od sejfu w banku. Po przemierzeniu kilku schodków, weszli w trójkę do klaustrofobicznej windy. Nie trzeba mówić jak ciężka musiała panować tam atmosfera. Po krótkiej jeździe windą, usłyszeli sygnał oznaczający koniec trasy, dojechali na odpowiednie, 7 piętro. Wychodząc na korytarz Jake zahaczył głową o futrynę drzwi, na co jego brat wybuchł śmiechem. Jake w żaden sposób tego nie skomentował, złapał się za głowę i poszedł dalej przed siebie.
W końcu znaleźli się w tym miejscu, przed wejściem do mieszkania 65, przed mieszkaniem babci Hellen.

-To będzie tragiczny dzień... - Westchnął Mike.

Koniec rozdziału pierwszego.

Piekielne BractwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz