16.13

1K 189 67
                                    




- Jestem takim idiotą! Przepraszam... - wybełkotał pomiędzy kolejnymi falami łez.








*

Michael uśmiechał się w koszulkę Luke'a. Oboje już nie spali. Po prostu leżeli przytuleni ciesząc się sobą. Niebieskooki obejmował mocno niższego, a ten leżał skulony w jego ramionach. Wydawał się taki mały, słaby, bezbronny, jakby całe jego życie zależało od ramienia Luke'a. Jego chude ciało wyglądało na zbyt delikatne dla niebieskowłosego. Jeździł on palcami po każdej wystającej kości Michaela, przynosząc mu tym samym błogą przyjemność. Mike'a przechodziły ciarki, a na rękach pokazywała się gęsia skórka.

Luke przerzucił nogę przez te zielonowłosego. Obrócił się w ten sposób, że prawie całym swoim ciężarem napierał na drugiego chłopaka. Przygniatał go, ale Michaelowi to nie przeszkadzało. Luke schował głowę w zgięciu jego szyi i chuchał w nią gorącym powietrzem. Zielonooki wyszczerzył się jeszcze bardziej, a jego policzki przybrały odcień ciemnego różu. Wtulił się bardziej w siedemnastolatka. Zaczął smyrać jego włosy, na co ten głośno mruczał. Michael pomyślał, że zachowywał się jak słodki, puszysty kotek.

Przerwał im budzik.

- Musimy wstawać, Mikey – szepnął do ucha zielonowłosego.

- Najpierw wstań ze mnie – zaśmiał się. Przeniósł dłonie z jego głowy na plecy. Wsunął je pod koszulkę niebieskookiego. Chłopak miał gorącą skórę, a Mike zimne ręce.

- Um... Nie, tak mi wygodnie, chociaż mogło by być bardziej. – Powiedział i zaczął się wiercić we wszystkie strony.

- Ałć, Luke, to już nie jest śmieszne, to boli. Zejdź ze mnie, wielorybie – prychnął Michael. Obawiał się, że niebieskooki zaraz połamie mu żebra. Wywrócił oczami, gdy ten przestał się kręcić, ale nie wstał. Próbował go łagodnie odepchnąć. Niestety był za słaby.

Luke podniósł się na łokciach i zawisł nad twarzą Mike'a. Skupił wzrok na jego ustach. Niekontrolowanie przycisnął swoje krocze do jego. Michael wybałuszył oczy i zacisnął dłonie na skórze Luke'a. Lekko go szczypał.

- Jesteś taki delikatny – mruknął głębokim głosem niebieskowłosy. Przycisnął swoje usta do Michaela. Zaczął go zachłannie całować. W oddali dalej dzwonił budzik.

Z każdym muśnięciem warg, Luke dociskał się bardziej Michaela. Nie panował nad tym. Oboje nie panowali nad podnieceniem.

- Musimy wstać – powiedział stanowczo Michael. Przynajmniej próbował brzmieć stanowczo. Miał płytki, nierównomierny oddech, tak samo jak Luke. Musiał przyznać, że lubił go całować, ale wolał nie spóźnić się na lekcje.

Mike siedział w środkowym rzędzie na angielskim. Cały czas patrzył na zegarek. Denerwował się. Ella nie pojawiła się dzisiaj w szkole, a on miał wyrzuty sumienia, bo nawet nie napisał do niej wczoraj, że zostaje u Luke'a.

Była środa, co oznaczało, że miał zajęcia łączone z klasą Hooda. Jego także nie było w szkole. Modlił się w duchu, by nieobecność przyjaciółki nie była spowodowana Calumem. Naprawdę go nie lubił i nie obchodziło go to, że był kolegą Luke'a.

Razem z niebieskowłosym na następnej przerwie mieli przedstawić swój projekt z chemii. Oboje dziękowali Bogu za to, że nie muszą pokazywać go przy całej klasie. Mieli już trochę dość tych dziwnych spojrzeń w stronę ich włosów. Chociaż oboje w głębi duszy śmiali się z min wszystkich uczniów. Nie odzywali się ani słowem.

Weszli równo do klasy. Pani Carefree przywitała ich ogromnym uśmiechem. Michael lekko denerwował się, bo prawdę mówiąc to Luke odwalił całą robotę. Czuł się dłużny wobec niego.

- Denerwuję się – mruknął Mike, gdy znaleźli się na korytarzu.

- Czym? Przecież już po wszystkim. Dostaliśmy piątki z plusem! – Wyszczerzył się szeroko. – Mówiłem ci, że te włosy to idealny pomysł. Ma się ten łeb. – Puknął się palcem w czoło. Michael westchnął i spuścił smutno głowę.

- Boję się, że coś stało się Elli.

- Dlaczego tak myślisz? – Luke podrapał się po karku. Przygryzł nerwowo wargę i unikał spojrzenia niższego chłopaka. Błądził wzrokiem po całym holu, ale ani razu nie zerknął na zielonowłosego.

- Nigdy nie opuszcza szkoły. Na pewno nie jest tez chora, wczoraj czuła się dobrze. Chyba pójdę sprawdzić, co u niej... - Uśmiechnął się krzywo.

- Jasne... - Luke pokiwał głową, ale za moment coś sobie przypomniał. – Może pójść z tobą?

- Nie, dzięki, Lukey. Dam sobie radę.

Miał przy sobie klucz do drzwi. Ella dała mu zapasowy. Jej rodziców nie było jeszcze w domu. Michael wywnioskował, że nie wrócili z nocki, a dochodziła dwunasta. Mieli dość ciężką pracę, Mike im współczuł.

- Ella? – zawołał, gdy znalazł się w środku. Zdjął buty i rozejrzał się po parterze. – El! – krzyknął głośniej. Nikt mu nie odpowiedział.

Poczłapał powoli do góry. Serce biło mu szybko, nie wiedział, z jakiego powodu. Przeczucia z zeszłej nocy sprawdzały się. Winił się, że został na noc u niebieskookiego.

Zajrzał do pokoju przyjaciółki. Zatrzymał się w progu. Stanął jak wryty, zesztywniał. Zamrugał kilkukrotnie. Próbował złapać oddech. Wydawało mu się, że jego serce zatrzymało bicie.

- Ella...? – Podszedł chwiejnym krokiem w stronę jej łóżka. Szatynka leżała przykryta kołdrą. Wystawała jej tylko głowa oraz zakrwawiona ręka. Michael przykucnął przy niej i odgarnął kołdrę. – Ella? – powtórzył przez łzy. Nie był w stanie cokolwiek zrobić, cokolwiek powiedzieć. - Jestem takim idiotą! Przepraszam... - wybełkotał pomiędzy kolejnymi falami łez. – To wszystko moja wina! Głupi, głupi, głupi Michael – zaczął uderzać się z otwartej słoni w czoło. Chlipał coraz głośniej, coraz bardziej niekontrolowanie. Panikował. Zaczął się dusić łzami.

Zbliżył dłoń do jej nosa, by poczuć czy oddycha. Jej klatka piersiowa unosiła się niezauważalnie. Z nadgarstka kapała stróżka krwi, która utworzyła dość dużą plamę na dywanie.

Michael nie znał się na pierwszej pomocy. W podstawówce miał zajęcia BHP, ale mało z nich pamiętał. Mało pamiętał...

Pobiegł szybko do jej szafy i wyciągnął pierwszą lepszą koszulkę. Nie przejmował się, że Ella zabiłaby go za to, co planował. Wydarł z niej rękaw i zacisnął materiał na najgłębszej ranie. Próbował sięgnąć po telefon do swojej kieszeni, ale... zostawił go u Luke'a. Z paniką w oczach rozglądał się za komórką szatynki. Leżała pod poduszkami, na domiar złego – rozładowana.

Michael z całej siły otworzył szufladę biurka. Wywalił z niej większość rzeczy, zanim wyjął ładowarkę. Szybko podłączył ją do kontaktu. Trzęsącymi się rękami próbował podłączyć do niej telefon. Włączył go.

- Dzień dobry.

- Dz-dz-dzień d-dobry – zająknął się do słuchawki. – M-moja przyjaciółka chyba ch-ch-chciała popełnić samo-sam... - nie potrafił dokończyć tego słowa. Miał rosnącą gulę w gardle, z oczu kapały łzy. Kołysał się nerwowo w przód i w tył.

- Spokojnie. Zaraz wszystko będzie dobrze. Proszę powiedzieć nam tylko pańskie imię, nazwisko oraz, gdzie się pan znajduję – powiedziała łagodnym głosem.

- Michael Clifford. Jestem u niej w domu, Sydney, Hay Street – powiedział na jednym wydechu. – Proszę, szybko! Boję się... - załkał.

- Już wysłaliśmy karetkę. Dziękujemy za zgłoszenie, dowidzenia.

Michael rozłączył się. W tym samym czasie szatynka poruszyła się nieco. Kucnął przy niej. Chciał tak bardzo wiedzieć, co wydarzyło się wczorajszego wieczoru i nocy. Winił się tak bardzo...














„Tęsknię za tobą, Luke."


*

every year | muke fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz