16.0

1K 190 37
                                    

Michael obudził się dość wcześnie. Nie spał połowę nocy, nie potrafił zasnąć. Jego umysł zalewały myśli dotyczące szkoły. Szedł do nowego liceum, bo z poprzedniego kompletnie niesłusznie go wyrzucono. Ale to długa historia. W gruncie rzeczy został przeniesiony do szkoły, gdzie chodziła Ella. Po raz kolejny będzie z nią w klasie.

Wygramolił się z kanapy, bo wciąż sypiał w salonie, i podszedł do lodówki. Otworzył ją powoli. Świeciło w niej pustkami, ostatnim produktem nadającym się do zjedzenia był banan. Michael wzruszył ramionami i zabrał się za obieranie owocu.

Zielonooki dawno nie odczuwał głodu. Jadł tylko po to, by nie zasłabnąć, co i tak zdarzało się bardzo często. Wyglądał coraz gorzej – policzki zapadł się, pod oczami widniały ciemnofioletowe sińce, a kości nienaturalnie wystawały. Wyglądał jak szkielet, który po jednym dotknięciu mógłby się rozpaść na miliony części. Michael nosił za duże, grube swetry lub dużo warstw ubrań, by zatuszować swoją przeraźliwą chudość. Dotąd udawało mu się to świetnie.

Powoli wsuwał na siebie mało opinające rurki oraz czarną koszulkę. Założył na nią ciemnoszarą bluzę z kapturem, kurtkę. Włożył swoje czarne trampki i był gotowy do wyjścia.

Liceum nie było oddalone bardzo daleko od ich mieszkania. Przy sprzyjających warunkach dotarłby dam w dwadzieścia minut. Spojrzał na zegarek. Wskazywał siódmą pięć. Miał jeszcze ponad godzinę do rozpoczęcia lekcji. Zabrał plecak z kanapy i wyszedł.

Specjalnie wybrał najbardziej oddalony przystanek, by choć jakoś zabić czas. Nie dało mu to wiele – dotarł tam w przeciągu dziesięciu minut. Usiadł pod daszkiem. Postanowił poczekać na autobus. Nie wiedział, co mógłby robić samemu o tej porze w szkole. Przyszła mu do głowy myśl, że powinien się przyzwyczaić. Przecież i tak przez większość życia będzie sam.

Na przystanek zaczęło przychodzić coraz więcej ludzi. Zbliżała się pora, w której ludzie wyjeżdżali do pracy, seniorzy na zakupy, młodzież na zajęcia. Michael przyglądał się wszystkim bardzo dokładnie. Lustrował każdego przenikliwym spojrzeniem.

Obok niego usiadła staruszka z torebką większą od niej samej. Pewnie trzymała tam leki i inne rzeczy przydatne kobiecie w jej wieku. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Pachniała kotami. Mike uśmiechnął się lekko, lubił ten zapach. Kochał koty.

Dziewczyny w wieku około szesnastu lat stanęły w kółku i przyglądały się chłopakowi, który właśnie opierał się o ścianę przystanku. Miał blond włosy, a jego niebieskie jak głębia oceanu oczy zapatrzone były w ekran telefonu. Nastolatki rzucały mu ukradkowe spojrzenia, dwie zachichotały. Blondyn kompletnie je ignorował. Założył na uszy słuchawki.

Michael też się w niego zapatrzył. Był taki idealny. Jak z rysunku. Zielonookiemu wydawało się, że skądś go znał.

W zupełnej ciszy ciemny blondyn przesiedział dwadzieścia minut. Potem przyjechał upragniony autobus.

- Hej, Mike! – zapiszczała Ella i rzuciła się na szyję chłopaka. – To jest Wava, chyba nie mieliście okazji się spotkać. – Wskazała ręką na niską brunetkę. Nosiła okulary z grubymi szkłami, które powiększały jej szare oczy. Gdyby nie te okulary, byłaby naprawdę atrakcyjną dziewczyną. Mimo to, wydawała się być bardzo sympatyczna, pewna siebie oraz spokojna. Budziła zaufanie Michaela.

- Nie, um... cześć – ciemny blondyn uśmiechnął się do dziewczyny. – Jestem Michael.

- Wiem – zaśmiała się. – Ella ciągle o tobie opowiada. –Chłopak zmierzył szatynkę lodowatym spojrzeniem. Obiecał sobie, że jeśli powiedziała coś, co nie powinno wyjść na światło dzienne, to ją udusi. – Nie martw się, same dobre rzeczy – dodała, puszczając mu oczko. Miał coraz większą ochotę zapaść się pod ziemię.

- To idziemy na tą biologię? – Ella próbowała zmienić temat, a Michael nie chciał jej dać za wygraną. Postanowił pogadać z szatynką, co o nim opowiada.

- Tak, jasne – przytaknął.

Lekcje leciały strasznie wolno. Zielonooki nienawidził pierwszych tygodni, gdzie na zajęciach pisze się kontrakty, ustala zasady i robi inne organizacyjne rzeczy. To było cholernie nudne.

W czasie przerwy obiadowej na korytarzy panował przeokropny zamęt. Uczniowie biegli na stołówkę zająć sobie miejsce, gdzie spędzą zapewne resztę roku lub przepychali się w przeciwną stronę. Panował istny zamęt i gwar.

Michael próbował jakoś przedostać się do swojej szafki. Po chwili poczuł, jak zderza się o coś twardego. Rozmasował bolące czoło i otworzył oczy. Zobaczył czarną koszulkę z logiem Nirvany. Spojrzał w górę. Zetknął się spojrzeniem z tym samym blondynem, którego widział na przystanku.

- Przepraszam, nie widziałem cię – uśmiechnął się do niego przepraszająco.

- Wiem, że jestem niski, więc nie potrzebuję, by wszyscy mnie o tym uświadamiali – mruknął. Sam nie wiedział, skąd w nim tyle pewności siebie. Normalnie podkuliłby się i uciekł jak najszybciej. Może to te szczęśliwe, niebieskie tęczówki chłopaka, które wpatrywały się w niego głęboko, dodawały zielonookiemu odwagi. Zawstydzony pod spojrzeniem blondyna, spuścił głowę, oblewając się wielkim rumieńcem. – Następnym razem uważaj, jak chodzisz – syknął i czerwony na twarzy, wyminął chłopaka.

Doarł w ekspresowym tempie do swojej nowej szafki. Wymijał zwinnie uczniów, którzy tłumami pędzili na obiad. „Jak w podstawówce", pomyślał.

Dostał od dyrektora zamek do szafki, mógł sam wymyślić kod do niej. Założył zabezpieczenie, wrzucił do środka niepotrzebne ksiązki i z prawie pustym plecakiem pokierował się ku wyjściu ze szkoły.

Ella czekała na niego na dziedzińcu szkoły. Było tu pełno ławek, stolików. Michael usiadł naprzeciwko niej. Próbował wyrzucić wizję niebieskich oczu i blond włosów z głowy. Skądś znał ten schemat. Towarzyszyło mu dziwne uczucie deja vu.

- Coś ty taki markotny? – rzuciła szatynka. – Nad czym się zastanawiasz, Mikey?

- Uh, nad niczym. Jestem po prostu zmęczony. – Oparł głowę na dłoni. Ziewnął przeciągle na dowód.

- Ja też – westchnęła. – Chcesz trochę? – Ella podsunęła przyjacielowi pudełko śniadaniowe. Uszykowała w nim dwie kanapki z sałatą, dwa jabłka i dwa serki. Zawsze szykowała wszystko podwójne, gdy była z Michaelem. Uwielbiała się dzielić, ale Mike nie lubił brać. Wiedział, że nie będzie miał, jak się odwzajemnić.

- Nie dzięki, nie jestem głodny – szepnął chowając twarz w dłoniach. Był głodny.

- Mikeyy – przeciągnęła szatynka. – Jedz. – To nie była prośba, prędzej rozkaz. Z naburmuszoną miną zielonooki zaczął powoli jeść.


*

every year | muke fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz