Perspektywa Harry'ego
*Pięć miesięcy później*
Nuda. Od miesięcy nie opuszczam tego pokoju. Nic z sobą nie robię. Jestem bardzo blady. Rany na plecach uzdrawiają się powoli. W niektórych miejscach jeszcze coś chrupie. Gdzie indziej blizna mieni się na kolor różowy. Obrażenia fizycznie jednak mnie nie obchodzą. Dużo gorzej jest z duszą.
Jestem naprawdę spięty. Już nie może być łatwiej. Chcę je. Chcę mieć swoje stare życie. Chcę zobaczyć radość i rodzinę. Jak długo jeszcze będę tu uwięziony? Dlaczego nikt mnie jeszcze nie znalazł? To ta szalona nastolatka mnie tu więzi. Ona jest chora. Dziewczyna zgubiła się w świecie.
- Cześć. Przyniosłam ci coś- mówi, kiedy wraca do domu ze szkoły w godzinach popołudniowych.
Zastanawiam się, jak jej udaje się prowadzić podwójne życie. Po szkole zawsze tu przyjeżdża i jest do wieczora. Może nie mieć przyjaciół, a rodzice nieszczególnie chyba o nią dbają. Czasami jest mi przykro. Samy często spędza czas w piwnicy ze mną. Gramy w karty albo ja jej coś śpiewam. Nienawidzę dziewczyny, ale podoba mi się, kiedy jest szczęśliwa. Jestem blisko wrogiej gry.
- Co to jest? - pytam o pudełko, które wyciąga.
- Prezent urodzinowy. Masz dzisiaj urodziny.
Tak, wiem o tym, ale nie obchodzi mnie to. Urodziny nie są nic warte, jeśli nie ma ludzi, których się kocha.
- Co to? - pytam, patrząc na prezent.
- Otwórz go to zobaczysz.
To jest takie niedobre, że mam już 21 lat. Prezent jest od niej. Niemniej jednak biorę go do ręki. Jak mówię: każda odmiana jest w porządku. Ostrożnie odwijam papier, a następnie biorę małe pudełeczko do ręki. Otwieram je. W środku jest łańcuszek. Jest wykonany ze srebra i jest to wisiorek motylka. Dlaczego dała mi coś takiego?
- Wiem, że mnie nie lubisz i myślisz, że jestem szalona, ale chcę, żeby to nas ci przypominało - wyjaśnia.
To jest śmieszne. Na pewno nie chcę o niej pamiętać. Wściekły rzucam łańcuszek w róg pokoju i nie obchodzi mnie, jakie będą tego konsekwencje. Powinna wiedzieć, że wolę zapomnieć i całkowicie usunąć ją ze swojego życia.
Samy patrzy na mnie rozczarowana, gdy widzi, jak potraktowałem jej prezent.
- Co robisz? To jest prezent. Mógłbyś być trochę wdzięczny - mówi. Podnosi łańcuszek, a następnie robi krok w moją stronę. - Dlaczego nawet na niego nie popatrzysz? - mówi i utwierdza mnie, że jest szalona.
Dlaczego myśli, że będę go nosił? Chcę wziąć łańcuszek, ale z jakiegoś powodu nie napotykam twarzy Samy. Leży na ziemi. Jestem zaskoczony, bo to jest moja szansa. Samy leży bezwładnie na ziemi i zanim zdąża wyciągnąć broń, ściskam go z całej siły o podłoże. Kładę rękę na jej szyji, a nogi potwierdzam do kolan. Nie może nic zrobić. Patrzy tylko przerażona. Nagle odzyskuję siłę. Często próbowałem atakować, ale zawsze kończyło się to porażeniem prądem. W pewnym momencie rezygnuję, bo Samy zawsze jest bardzo uprzejma i nigdy nie przychodzi z uzbrojeniem,ale teraz szczęście jest po mojej stronie.Mój uchwyt jest mocniejszy na jej szyji, z trudem łapie powietrze. Mogę ją zabić. Gdybym kilka sekund dłużej przycisnął jej tchawicę, już by nie żyła. Na pewno na to zasługuje po tym wszystkim, co mi zrobiła. Ale nie mogę. Nie jestem mordercą i dlatego nie mogę jej zabić.
Rozluźniam ucisk, a ona łapczywie bierze powietrze. Jej ozy są pogrążone w panice. Współczuję jej. Co ja teraz zrobię? W pierwszej chwili myślę o nożu i paralizatorze. Zemszczę się. Mogę spowodować ten sam ból jej, co ona mi. Mogę wziąć paralizator i przysunąć go do jej ciała, aż by prosiła. Nie jestem w stanie tego jednak zrobić. Z ego powodu biorę sznur i zaczynam ją przywiązywać do łóżka. Nawet nic nie mówi. T jest prawie ta, jakby mi się poddawała. Kiedy widzę, że zostaje przywiązana wystarczająco mocno, cofam się o krok. Płacze.
- Przykro mi, Harry- jęczy. - Wiem, że posunęłam si za daleko.
Prycham. Ta myśl przyszła jej za zbyt późno. Odwracam się i wychodzę z pokoju. Wielkie stalowe drzwi się zamykają. Czuję w tej chwili wolność. Uczucie, któreog dawno nie miałem. Zbiegam na dół i odważam się spojrzeć przez okno. Jest śnieg. Wszędzie śnieg. Z nieba spada gruby śnieg. Wygląda to pięknie. Z moich oczu spływają łzy radości. To wszystko dzieje się tak szybko. Nie mogę uwierzyć, że jestem znowu wolnym człowiekiem. To jest niesamowite.
Rozglądam się po pokoju. Nie widzę telefonu. Wiem, ze Samy ma go w kieszeni, ale nie chce schodzić do piwnicy. Widzę różowy samochód przed bramą. Kluczyki leżą na stoliku do kawy. Idealnie. Chwytam je i wybiegam na zewnątrz. Nie obchodzi mnie to, że jestem boso. Cieszę się lodowatym śniegiem między palcami stóp. To sprawia, że czuję się żywy po tym, jak przez wiele miesięcy siedziałem w małej przestrzeni. Płatki śniegu topią się na mojej ciepłej skórze i to jest tak cholernie dobre. Wsiadam do samochodu i odjeżdżam. Wydostaję się stąd. To jest takie niesamowite. Pięć minut temu siedziałem jeszcze w pokoju i nagle jestem wolny bez wszelkiej przemocy. Ledwo wierzę, że ta chwila nastąpiła. Włączam radio. Jest tylko pogoda. Przez kolejne dni ma padać śnieg. Moje myśli są skupione na tym, co teraz. Nie ma tak wiele możliwości.
Po dziesięciu minutach opuszczam drogę leśną i widzę pierwsze domy. Będę musiał się zatrzymać i zadzwonić, ale potrzebuje chwili dla siebie i jadę dalej. Zastanawiam się, co ze mną się stanie. Nie mogę tak po prostu po sześciu miesiącach powrócić do normalnego życia, prawda? Zastanawiam się, co z moją rodziną. Nie mogę sobie wyobrazić, jak moja mama radziła sobie beze mnie. Czy nadal 1D istnieje? Niezależnie od tego, wyruszyli w trasę beze mnie? Nagle jestem na drodze, gdzie jest oznaczona autostradą. To jest to. Patrzę na wskaźnik paliwa. Chcę pojechać do Holmes Chapel. Udaję się więc w drogę. To wszystko jest takie niesamowite. Dzisiejszy dzień jest przeznaczony do trudnych dni, do tego jeszcze są je urodziny. Moje serce bije szybciej. Jestem wolny. Naprawdę wolny! W tamtej dziurze spędziłem 24 krwawe tygodnie. Często dostawałem ból, al nigdy nie traciłem nadzieji.
Śnieżny krajobraz mnie mija i to jest absolutnie nierealne. Nagle jestem w stanie zrobić wszystko jeszcze raz. Mogę być tym, kim jestem. Prawie zapominam o tym. Kiedy widzę znak Holmes Chapel, nie jestem w stanie utrzymać swojej radości. Jeszcze tylko kilka metrów i jestem w domu. Kiedy zatrzymuję się przed domem widzę, że w środku pali się światło. Wyłączam silnik i wysiadam. Boso idę do drzwi. Potem dzwonię. Słyszę zbliżające się kroki i wiem, że to mama. Wtedy drzwi się otwierają i staje przede mną kobieta. Dawno nie widziałem mamy. Wydaje się mieć kilka lat więcej. Jej linia włosów jest szara, ma więcej zmarszczek i blask zniknął z jej oczu. Przez chwilę staliśmy na przeciw siebie w milczeniu. Patrzy na mnie z góry do dołu.Nie wierzy, że stoję przed nią.
- Hej, mamo.
Ma łzy w oczach i widzę jej reakcję. Obejmuje moje ciało i zaczyna głośno płakać. Szlocha boleśnie. Czuję, ze cały ciężar z ostatnich miesięcy z niej spada.
- Czy to naprawdę ty? - piszczy, a ja mocno ją do siebie przyciągam. W moich ramionach jest jeszcze mniejsza i bardzo krucha niż zwykle. Nigdy nie widziałem jej tak płaczącej, więc wiem, co przechodziła przez ostatnie te miesiące. Prawdopodobnie nie było jej łatwo.
- Tęskniłam za tobą. Kocham cię, kochanie - szlocha i całuje mnie w policzek. - Czy wszystko w porządku? Gdzie byłeś? Co się stało? Tak się cieszę, że wróciłeś. Tak się cieszę. Gdzie byłeś?
Teraz zacznie bombardować mnie pytaniami.
- Harry!
Słyszę nagle przeraźliwy krzyk z korytarza. Patrzę w górę i widzę twarz Gemmy.
- O Boże. To ty! - krzyczy i biegnie o mnie. Dołącza do naszego uścisku. Gemma zaczyna płakać. - Gdzie byłeś? - pyta. - Jak to możliwe?
Chcę im o wszystkim powiedzieć, ale teraz chcę tylko zachować swoją rodzinę w ramionach i cieszyć się chwilą, bo niemal zrezygnowałem z nadzieji, że jeszcze ich spotkam.
__________________________________
Cud w urodziny! :) Wybaczcie za jakiekolwiek błędy, ale pisałam rozdział na laptopie. Zbliżamy się do końca tego tłumaczenia :/
CZYTASZ
Stalker ✸ PL
FanfictionSamy byłaby normalną dziewczyną, gdyby nie jej niesamowity entuzjazm do Harry'ego Stylesa. Ocenia swoje życie z nim. Dla Samy jest on miłością jej życia. Jest przekonana, że któregoś dnia go spotka i będzie mu mogła powiedzieć o swoim uczuciu do nie...