1. Prolog.

224 13 1
                                    

Jestem Maisa, córka Ahmeda paszy, który puki co, sprawuje rządy w prowincji koronnej-Manisie. Teraz też, siedzę na swoim ukochanym koniu, ze szczotką do włosów w jednej ręce i lejcami w drugiej. Dzisiaj książę Mustafa ma przybyć do zamku i przejąć władzę nad prowincją.Podczas całej ceremonii miałam być obecna również ja, ale oczywiście dostałam list z informacjami, gdy byłam na drugim końcu Imperium, u starej przyjaciółki. List przybył na statku, który był opóźniony i tak jakoś wyszło. Dlatego teraz, niecałe pół godziny drogi od pałacu zaczynam świrować. Mam już na sobie sukienkę, dzięki bogu nigdy się nie maluję, więc nie mam takiej potrzeby i dzisiaj. Gdy tylko skończyłam czesać włosy zostawiłam konia w pałacu, bo akurat do niego dojechałam. Nie ma to jak męczyć się z moimi blond włosami. Urodą zdecydowanie się wyróżniam. Mam ją po matce, która pochodziła z północy. Jasna cera, duże niebieskie oczy i długie do pasa, lśniące, złote włosy. Nie przypominam osób stąd, dlatego jestem rozpoznawalna. 

-Jest już?- Zapytałam stajennego, który jest jedną z najbardziej zorientowanych osób w pałacu.

-Jeszcze nie. Masz szczęście, zdążyłaś.- Podszedł do mnie i wyciągnął z moich włosów kilka liści. Zaśmiałam się i ze skinieniem głowy, pobiegłam do pałacu. Torbę zostawiłam w stajni, bo nie zdążyłabym do swojego pokoju. W podskokach znalazłam się na dziedzińcu. Stanęłam trochę na uboczu, razem z rodzinami innych paszów. 

-Nie sądziłem, że zdążysz, Maiso.- Zwrócił się do mnie ojciec.

-Ja tak samo.- Zaśmiałam się ponownie i wygładziłam dłońmi sukienkę.- W jeden dzień przebyłam całe Imperium. Byłam w okolicach Damaszku.

-To gratuluję. Jak się miewa twój koń?

-Przywykł.- Rzuciłam krótko, gdyż na białym koniu wjechał książę. Rozpoczęło się przekazanie władzy, na którym czujnie przeskanowałam wzrokiem księcia, lecz zajęcie to przerwało mi wyjście jego matki z powozu.- Witaj pani.- Zrobiłam kilka kroków w jej stronę. Pokłoniłam jej się z przyjaznym uśmiechem.- Nazywam się Maisa, jestem córką Ahmeda paszy. Mam zaszczyt powitać cię w tym pałacu.- Powiedziałam. Imponował mi wygląd sułtanki. Była tak samo piękna, jak ją sobie wyobrażałam, a nawet bardziej. Wróciłam do szeregu, w którym stała reszta i wszystkich przedstawiłam.- Jeśli zechcesz Pani, oprowadzę cię po pałacu oraz pokażę kilka ciekawych miejsc.

-To miłe z twojej strony. Bardzo chętnie.-Odparła, po czym stanęła obok mnie i w ciszy przyglądałyśmy się reszcie ceremonii. Przed zachodem słońca zdążyłam jeszcze oprowadzić sułtankę, tak jak jej obiecałam, po czym wskoczyłam na konia i pożegnawszy się z ojcem, ruszyłam przed siebie. Jak zwykle zresztą. Jechałam gdzie mnie poniosły oczy. W mieście zatrzymałam się w gospodzie, nie chcąc jeszcze bardziej męczyć mojego karego ogiera, Azama. Usiadłam przy jednym ze stolików i poprosiłam o coś do jedzenia. Po chwili przysiadł się do mnie pewien mężczyzna.

-Co taka ładna buźka robi o tej porze, sama, w takim miejscu? Nie boisz się maleńka?- Zaczął, kładąc swoją obleśną dłoń na mojej.

-Co tu robię? Za chwile coś ci zrobię, więc z łaski swojej idź stąd.- Powiedziałam, tracąc cierpliwość. 

-Co mi niby zrobisz? Jesteś bezbronna.- Zakpił, podnosząc do góry jedną brew.

-Założymy się?- Strzepnęłam jego dłoń, kładąc ją na rękojeści mojego miecza, z którym się nigdy nie rozstaję.

-Czy ty chcesz się ze mną pojedynkować?- Zapytał.

-Nie. Chcę, abyś dał mi spokój. - Wyciągnął swój miecz i przyłożył mi do gardła. Ktoś tu nad sobą nie panuje... Wyjęłam swój i odepchnęłam jego miecz, kończąc jedzenie udałam się do pokoju, który wynajęłam, lecz najwidoczniej tak szybkie odejście nie było mi dane. Zaczęłam się pojedynkować z tym dziwnym człowiekiem, aż wytrąciłam mu miecz. Zdziwiony odszedł w swoim kierunku, lecz po chwili wrócił. Razem ze swoimi przyjaciółmi.- To trochę nie fair. Ja jestem jedna.- Zaśmiałam się i zaczęłam z nimi walczyć.


Także jest prolog nowego opowiadanie!

Jak wiatr|| WSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz