11.

83 9 0
                                    

POV Maisa

Zgodziłam się. No cóż... Dla Mustafy. Jeszcze przed wieczorem pożegnałam się z Wezyrem i ojcem. Niestety, jako że pasza udawał się właśnie do pałacu, kawałek uparł się jechać ze mną.

-Zatem, hatun, ile zabawiłaś w Saruhanie?

-Tydzień.

-Zniknęłaś na dwa lata, znów wyjeżdżasz, a byłaś tu tydzień. Zaskakujące.

-Zapewne.- Ucięłam.

-Możesz spodziewać się, że odwiedzę Amasyię i to niedługo. Mam sprawę do Ifrana pasz.- Po chwili minęliśmy pałac, a pasza mnie pożegnał. Spięłam Azama i popędziłam galopem. Dopiero gdy minęłam granicę Manisy zwolniłam. Drogę do mojej ulubionej prowincji pokonałam, jak na kłus i stęp, zaskakująco szybko. Wróciłam do kobiety, od której wynajmowałam domek.

-Och, Maisa hatun! Czy ty kochanieńka nie miałaś wrócić do domu?

-Miałam, ale... Zatęskniłam za tym miejscem.- Wynajęłam domek, nadal w tym samym miejscu na obrzeżach pod lasem i puściłam Azama na okoliczną łąkę, na co parsknął radośnie. Udałam się na targ. Poszłam pieszo, chcąc, by koń odpoczął. Droga nie dłużyła mi się ani trochę. Weszłam na plac, który był jedyny w swoim rodzaju. Mimowolnie moja dłoń pokierowała się do miecza ukrytego w fałdach sukni, gdy zobaczyłam znajomą mi twarz. Niestety. Podeszłam do pewnej staruszki.

-Przepraszam, czy ten mężczyzna sprawiał ostatnio jakieś kłopoty?

-Maszallach, Asija hatun! Cudownie, że wróciłaś. Tak, ostatnio, gdy ciebie nie było, rozpanoszył się tutaj. Chodziły plotki, że zachorowałaś, umarłaś, bądź nas porzuciłaś.

-Musiałam wyjechać, ale wróciłam. A jak ja go przyłapię na jakimś wybryku, wyląduje w sądzie i osobiście dopilnuję, by został skazany.- Warknęłam, obserwując poczynania człowieka.- On się naprawdę sam prosi. Dziękuję pani.- Uśmiechnęłam się do niej, co odwzajemniła i postanowiłam chwilę śledzić tego mężczyznę. Jak się okazało, słusznie. Podszedł do jednego ze stanowisk. Stanęłam obok najbliższego straganu udając,że coś oglądam. Po chwili zobaczyłam, że obserwowany przeze mnie mężczyzna podszedł do pewnej młodej kobiety. Staje za nią, przykłada jej miecz do szyi i warczy:

- Idziesz ze mną.- Po czym dodaje- i spakuj pieniądze.- Kobieta wzdryga się, ale wykonuje jego polecenia. Pakuje wszystko do jednego większego worka i posłusznie idzie przed mężczyzną, który ją obmacuje. Ona się wzdryga, a on śmieje. I nikt nie reaguje.

-Przepraszam, ale wam przerwę.- Mówię, podchodząc do nich i robiąc między nimi odstęp, za pomocą miecza. Kiwam głową na kobietę, a ta ucieka w swoją stronę.

-Znowu ty!? Już myślałem, że zdechłaś!- Po czym odsuwa mój miecz, swoim. Gdy myślę, że sobie odpuści, on wyprowadza cios, ale po chwili odpuszcza.- Pamiętaj, uważaj na siebie, bo nie jesteś tu lubiana.- Po czym odchodzi.

Jak wiatr|| WSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz