3.

122 10 0
                                    

Tak jak obiecałam, następnego dnia udałam się do sułtanki Hurrem.

-Sułtanka chciała mnie wiedzieć.- Powiedziałam do służącej, która stała przed drzwiami. Weszła do środka, a po chwili pozwoliła i mi to zrobić.- Witaj, pani.

-Witaj, Maiso. Miło, że mnie odwiedziłaś. Ostatnimi czasy jest tutaj nudno.- Zaczęłyśmy rozmawiać. -Gdzie teraz się wybierasz?- Zapytała po chwili.

-Mam zamiar jutro wyjechać do Amasyi.- Powiedziałam. 

-Nigdy tam nie byłam, lecz jestem pewna, że to piękne miejsce. Wiesz, ja również kiedyś jeździłam konno.- Zaśmiała się.- Co byś powiedziała na wspólną przejażdżkę?

-Bardzo chętnie.

-A więc udajmy się do stajni.- Odpowiedziała.

-Pani, można byś chwilę poczekać? Chciałabym udać się po swojego konia, który został w mieście.

-Naturalnie. Wiem jak to jest mieć jednego, ulubionego konia.- Po chwili szłam już uliczkami miasta. Zabrałam z domu konia i broń, po czym kłusem- by nikogo przypadkiem nie stratować- ruszyłam do pałacu. Wjechałam do ogrodów i udałam się do stajni. Zobaczyłam tam sułtankę Hurrem, która głaskała kasztanową klacz. Gdy mnie zobaczyła wskoczyła na jej grzbiet, a koń zarżał przyjaźnie.- Więc gdzie jedziemy?- Zapytała.

-Znam jedno wspaniałe miejsce, lecz leży kawałek od pałacu.- Stwierdziłam.

-Świetnie. Pojedziemy tam. Rustem aga, zawołaj to ze dwóch strażników.- Rozkazała. Po chwili pędziłyśmy już przed siebie. Azam był znacznie szybszy od konia sułtanki, dlatego musiałam go trochę spowalniać. Śmiech mój i rudowłosej sułtanki wypełnił cały las. Po chwili Azam zastrzygł uszami. 

-Co się dzieje, przyjacielu?- Pochyliłam się nad nim.

-Co się dzieje?- Zapytała lekko wystraszona sułtanka, dając strażom znak, by się zbliżyli.

-Na pewno nie rozbójnicy, bo jesteśmy blisko pałacu i to nie ich tereny.- Szepnęłam, wyjmując z pochwy miecz.  Azam zarżał cicho, po czym otrzymał podobną odpowiedź, jednak znaczenie głośniejszą. Po chwili zza drzew wyjechał... Sułtan. Jego to się tu nie spodziewałam. Pochyliłam głowę, ściągając mocniej lejce i chowając miecz na jego miejsce. Padyszach przywitał się z sułtanką, a ta mnie mu przedstawiła.

-Nie wiedziałem, że Ahmed pasza ma córkę, chociaż nieraz go odwiedzałem w Manisie.

-Dużo podróżuje, panie.

-To by wiele wyjaśniało. Co tu robicie?

-Wyjechałyśmy na przejażdżkę.- Odpowiedziała szybko sułtanka.- Przyłączysz się do nas, panie?- Zapytała, a mnie lekko zamurowało. I tyle z miłej przejażdżki. Gdy tylko poczułam się względnie rozluźniona w towarzystwie sułtanki Hurrem, pojawia się sułtan, a choć jest dla mnie zaszczytem go zobaczyć, będę znów musiała być opanowana i zdystansowana. Padyszach pokiwał głową. No pięknie.On jechał na przodzie, za nim sułtanka i ja, jeszcze bardziej z tyłu. Po chwili rudowłosa zwolniła, by wyrównać ze mną tempo, a gdy chciałam zwolnić, by zachować odstęp, posłała mi groźne spojrzenie, po czym się zaśmiała. Westchnęłam, po czym zrobiłam to, o co niemo mnie poprosiła.

-Dokąd tak właściwie chciałyście jechać?- Zapytał sułtan, odwracając się w naszą stronę z uśmiechem.

-To Maisa prowadziła.- Odparła sułtanka, wkopując mnie. No co? To chyba logiczne, że jestem nieśmiała, w obecności człowieka, który może rozkazać zabić mnie jednym słowem.

-Właściwie, to jeszcze tylko kawałek. Zmierzałyśmy na plażę, na której są wspaniałe widoki.- Powiedziałam.

-Tędy na plażę? Pierwsze słyszę, ale prowadź. Razem z sułtanką, która widząc moje zdenerwowanie posłała mi pocieszający uśmiech, wyjechałam na przód. 

-Chyba słyszę już mewy.- Zaśmiała się.- Może wyścig, Maiso?

-Jak sobie życzysz, pani. Przed tym starym dębem- wskazałam na spróchniałe już ze starości drzewo- należy skręcić w lewo, a później przed czerwonym głazem w prawo. Dalej jest zasłonięte bluszczem, przez który trzeba przejechać. Później już prosta droga na plażę.- Powiedziałam, przypominając sobie w głowie, jak wielokrotnie tam nocowałam. Kocham to miejsce.

-Pozwólcie, że pojadę z wami. Startujemy, jak doliczę do trzech.- Zaśmiał się. W tym momencie nie przypominał tej osoby, którą sobie zawsze wyobrażałam. Był bardziej ludzki.- Raz... Dwa... Trzy!- I popędzając konie zaczęliśmy nasz wyścig.

Jak wiatr|| WSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz