Jęknęłam. Właśnie obudziłam się z długiego snu, a tym, co mnie obudziło, była cienka igła, którą ktoś niezbyt delikatnie wbił w moją rękę. Uchyliłam powieki i zobaczyłam Freyę, która skupiona mamrotała coś pod nosem.
- Co ty robisz? - mruknęłam, wolną ręką przecierając oczy. Freya posłała mi wrogie spojrzenie.
- Siedź cicho. Muszę znaleźć sposób, żeby odczynić to cholerne zaklęcie, nie możesz nam wiecznie siedzieć na głowie - warknęła. Wiedziałam, że najwyraźniej za mną nie przepada, ale tak otwarcie wrogie zachowanie mocno mnie zaskoczyło. Normalnie bym jej coś odpowiedziała, ale w tym momencie akurat pobierała krew z mojej ręki, a byłam pewna, że z łatwością mogłaby jednym ruchem tę igłę wbić mi w serce, co nie było zbyt ciekawą perspektywą, więc powstrzymałam się od wszelkich komentarzy.
- Gdzie jest Klaus? - spytałam cicho. Musiałam z nim porozmawiać, mieliśmy pewne rzeczy do ustalenia.
- Wyszedł. Nie musi ci się spowiadać z każdego ruchu - prychnęła Freya. Była poirytowana, a ja nie miałam wątpliwości dlaczego. To moja osoba działała na nią w ten sposób. Nie odczuwałam jednak smutku z tego powodu, sama nie pałałam do niej miłością.
Czarownica nie siląc się na delikatność wyciągnęła igłę z mojej żyły. Kiedy bez słowa wyszła z pokoju, ja podeszłam do swojej walizki, którą ktoś (zapewne Klaus) postawił w kącie pokoju. Wyciągnęłam czyste ciuchy, kosmetyki i ręczniki i wyszłam do łazienki. Na szczęście korytarz do niej wiodący był pusty. Przemknęłam szybko, modląc się, żeby nie wpaść na rodzeństwo Klausa. Zamknęłam drzwi do łazienki na klucz i wzięłam szybki prysznic. Gorąca woda działała na mnie kojąco. Byłam już nieco bardziej odprężona, kiedy w leginsach i dużej bluzie wyszłam z łazienki. Niestety, mój spokój nie trwał długo, ponieważ kiedy zeszłam na dół do kuchni, przy stole siedział Elijah. Nie wiedziałam, jak się zachować. Miałam ochotę po cichu się wycofać, jednak on mnie zauważył.
- Witaj, Caroline. Niklaus uprzedził mnie, że zatrzymasz się tu przez jakiś czas. Mam nadzieję, że będziesz czuła się tu dobrze - mówiąc to skinął mi głową. No tak, czarujący i szarmancki Elijah. Nawet bym go lubiła, gdyby nie fakt, że próbował zabić moich przyjaciół.
- Dziękuję - wymamrotałam i usiadłam na krześle na przeciwko niego - nie wiesz może kiedy Klaus wróci? Chciałabym zamienić z nim kilka słów - starałam się brzmieć, jakby nie działo się nic dziwnego. Ot, zwykła rozmowa dwóch wampirów, z czego jednego pierwotnego, a drugiego przeklętego, w kuchni najzwyklejszego dworku, z najzwyklejszą czarownicą za ścianą, która badała moją krew i Bóg jeden wie, do czego ją wykorzystywała, no i z najzwyklejszymi ludźmi, którzy w piwnicach robili za banki krwi. Zwyczajny dzień zwyczajnej rodziny!
Elijah zerknął na swój zegarek.
- Szczerze mówiąc, powinien być tu już jakiś czas temu. Dobrze, że go jeszcze nie ma. My również musimy porozmawiać - Elijah brzmiał poważnie, co mnie przerażało. Czego on mógł ode mnie chcieć? - z pewnością doskonale pamiętasz, że mój brat w przeszłości żywił do ciebie pewne uczucia. Nie chciałbym, abyś myślała, że nadal coś do ciebie czuje. Niezwykle wiele rzeczy się zmieniło, tak jak i on sam się zmienił. To nie jest ten sam człowiek i mam nadzieję, że będziesz o tym pamiętała - powiedział to wszystko patrząc mi w oczy. Nie wiedziałam, o co mu chodzi z tą całą przemową, przecież ja zawsze odrzucałam Klausa... poza tym jedynym, ostatnim razem, ale Elijah nie wiedział o tym. A może wiedział?
- Nie chcę nic... w tym sensie od twojego brata. Nie byłoby mnie tutaj, gdybym miała inne wyjście. Wiem, że pewnie wam przeszkadzam, ale nie uśmiecha mi się umierać w tak młodym wieku - powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. Brawo Caroline! Jesteś na świetnej drodze do zdenerwowania najsilniejszego wampira na świecie, oby tak dalej!
Elijah jednak zachował spokój, jak na dobrze wychowanego mężczyznę przystało. Pewnie tylko dlatego, że Klausowi niegdyś na mnie zależało, nie urwał mi jeszcze głowy.
- Wolałbym jednak, żebyś nie wtrącał się w moje sprawy, bracie. Potrafię sam o siebie zadbać - zabrzmiał głos tak przepełniony wściekłością, że aż zamknęłam oczy. Tylko jedna osoba na całym świecie mogła emanować aż taką złością.
Klaus nachylił się nad bratem i oparł dłonie na oparciu jego krzesła, po obu stronach jego głowy.
- I nigdy więcej nie załatwiaj moich spraw za mnie - powiedział to spokojnie, ale zaraz po tym trzasnął dłonią w stół. Pozory normalnej rodziny poszły w diabły. Znów byliśmy wrogimi sobie wampirami.
- Wychodzimy - rzucił krótko Klaus i złapał mnie za rękę. Bojąc się mu sprzeciwić wyszłam za nim na ruchliwą ulicę. Wcześniej nie byłam w stanie zwrócić uwagi na to, jak piękne jest to miasto. Było pełne życia i radości, co paradoksalnie było przeciwieństwem Klausa. Byłam ciekawa gdzie idziemy, nie miałam jednak odwagi, żeby zapytać. Cały czas trzymał moją rękę, żeby gęsty tłum nie mógł nas rozdzielić. Nagle szarpnął mnie mocniej i wciągnął wręcz do zatłoczonego baru, gdzie zajął miejsce w ciemnym kącie. Ja usiadłam obok niego.
- Chciałem z tobą porozmawiać, a tu będzie nam łatwiej niż w moim domu, gdzie jest Elijah. W sobotę odbywa się bal organizowany przez mojego starego przyjaciela, Marcela. Pójdziesz ze mną jako moja towarzyszka, nie powiesz jednak nikomu o klątwie ani o tym kim jesteś. Przydasz mi się. Później uwiedziesz Marcela. Będziesz moją wtyczką. Taka jest moja cena za to, że utrzymuję cię przy życiu - nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie powiedział. Elijah miał rację. To nie był ten sam człowiek. Zmienił się i to diametralnie. Chociaż może to cały czas był ten sam Klaus, tylko bez tych uczuć do mnie? Traktował tak wszystkich, czym ja się różniłam? Miałam teraz uwieść jego starego przyjaciela. Jak ja miałam to zrobić?
- Czy ty sobie ze mnie żartujesz? Okej, rozumiem, moje życie może mieć swoją cenę, ale coś takiego? Oszalałeś? - syknęłam, nachylając się do niego tak, żeby nikt mnie nie mógł usłyszeć. Zacisnęłam pięści na blacie stolika. To nawet nie było zabawne, to było szalenie niebezpieczne.
- W takim razie możesz pożegnać się z moją krwią - Klaus założył ręce na piersiach i wzruszył ramionami. Wyglądał na całkiem obojętnego.
- Jaki ma cel podawanie mi twojej krwi, skoro przy tej akcji w każdym momencie mogę zginąć? A co jeżeli ten cały Marcel się zorientuje?
- Nie zorientuje, jeżeli będziesz ostrożna. Przestań dramatyzować. Jaka jest twoja decyzja? Wchodzisz w to czy wyjeżdżasz? - jego oczy przeszywały mnie na wylot. Jeszcze nigdy patrząc na mnie nie miały aż tak zimnego wyrazu.
CZYTASZ
save me |KLAROLINE| ✔️
FanfictionKiedy Caroline myślała, że życie jej i jej przyjaciół wróciło do normy, nieoczekiwanie w Mystic Falls na nowo zawitali wrogowie. Tym razem była to stara czarownica, która rzuciła na dziewczynę urok. Jedyną rzeczą, która zapewniała jej przeżycie, był...