Po kilku tygodniach sielanki, coś zaczęło się zmieniać. Nie mówiłam tego głośno, ale zwróciłam uwagę na zachowanie Frei. Uważnie mnie obserwowała, ciągle coś notowała i pracowała niemalże całą dobę. Nic więc dziwnego, że dwa dni przed Bożym Narodzeniem podczas kolacji odchrząknęła cicho i rozejrzała się z napięciem. Byliśmy wszyscy obecni, jedynie Kol siedział na dywanie i bawił się z Hope.
- Mam dobrą i złą wiadomość - zaczęła. Miałam złe przeczucie, no i wiedziałam, że na pewno chodzi o mnie.
- Zacznij od dobrej - zadecydowała Rebekah. Freya wyprostowała się i odczekała chwilę, zanim znowu zabrała głos. Klaus pod stołem położył dłoń na moim udzie.
- No więc... znalazłam rozwiązanie. Wiem już co zrobić, żeby uwolnić Caroline od klątwy - wypaliła i popatrzyła na nas z pełnym napięcia oczekiwaniem. Czułam, że to nie wszystko. Gdzieś musiał być haczyk.
- Ale? - Spytałam niepewnie. Chciałam już mieć to za sobą.
- Ale wiąże się to z pewnym ryzykiem. I będzie ciężko. To nie jest łatwa misja - w salonie nastała zupełna cisza. Nawet Hope już się nie śmiała, zupełnie jakby wyczuła powagę sytuacji. To dziecko jest niesamowite - musicie wziąć pod uwagę to, że może wymagać pewnych ofiar. Niekoniecznie śmiertelnych, ale jednak ofiara to ofiara.
- Streszczaj się, Freya - warknął Klaus. Jego palce coraz mocniej zacieśniały się na mojej nodze. Nie wiem, które z nas było bardziej zdenerwowane, ale ja też już miałam dość tego napięcia.
- Zaklęcie jest skomplikowane. Potrzebuję jeszcze jednej silnej czarownicy, no i musimy je rzucić w miejscu twojego urodzenia. Do tego czarownica, która rzuciła na ciebie urok, musi być zamknięta w magicznym kręgu.
- Jeśli chodzi o czarownicę, to raczej nie będzie problemu. Zadzwonię do Bonnie, na pewno się ucieszy, jak wyjaśnię jej, do czego doszłaś - odpowiedziałam. Nie chciałam, żeby Klausowi było przykro, więc starałam się powstrzymać mój wybuch radości na wieść o powrocie do domu, chociaż na chwilę. W końcu zobaczę się ze wszystkimi, no i w końcu uwolnię się od klątwy!
- Freya, jesteś niesamowita! - Wstałam i podeszłam do niej. Uścisnęłam ją, na co odpowiedziała mi uśmiechem.
- Nareszcie nie będziesz uzależniona od Klausa - uśmiechnęła się lekko. Rozległ się głuchy trzask. Hope pisnęła, a Hayley zgromiła Klausa wzrokiem. Stał wyprostowany, a jego krzesło leżało na podłodze.
- Bo przecież tak bardzo tego pragnęłaś, prawda? Jesteś ze mną tylko dla mojej krwi! Wiedziałem! - Wrzasnął. Był wściekły. Wstrzymałam oddech i podeszłam, chciałam złapać go na rękę, ale mnie odtrącił.
- Klaus, chodźmy na górę. Hope - machnęłam głową w jej stronę. Hayley trzymała ją na rękach, ale wpatrywała się przestraszona w Klausa. Chyba się opamiętał, bo kiwnął głową i poszedł przodem. Wpadł do swojej sypialni, a ja za nim. Zamknęłam za sobą drzwi.
- Wiesz, że to nie tak. Przecież cię nie zostawię, cieszę się tylko, że nie muszę już drżeć o własne życie. Błagam - szepnęłam. Spoglądał na mnie spode łba, nadal niewzruszony. - Ja cię naprawdę kocham - dodałam. Przygryzł wargę, jego spojrzenie zmiękło. Podszedł i wziął mnie w ramiona. Wtulił twarz w moje włosy.
- Obiecaj, że mnie nie zostawisz - wymruczał. Wtuliłam się w niego mocniej.
- Jakbym mogła cię zostawić? Przecież wiesz, że tego nie zrobię - zapewniłam go już kolejny raz. Czasem rozczulały mnie te jego obawy. Był jak mały chłopiec, który potrzebuje opieki. Wiedziałam, że byłam jedyną, która mogła mu zapewnić tą opiekę, której potrzebował. Nie mogłam go zostawić. Już nigdy. Ale nie zmieniało to faktu, że pragnęłam powrotu do domu i cieszyłam się z całego serca.
Mystic Falls, nadchodzę!
~ * ~
Kochani, powoli zbliżamy się do końca!
CZYTASZ
save me |KLAROLINE| ✔️
FanfictionKiedy Caroline myślała, że życie jej i jej przyjaciół wróciło do normy, nieoczekiwanie w Mystic Falls na nowo zawitali wrogowie. Tym razem była to stara czarownica, która rzuciła na dziewczynę urok. Jedyną rzeczą, która zapewniała jej przeżycie, był...