▪️ Chapter 10 ▪️

2.8K 183 80
                                    


Obudzenie się obok osoby, którą się kocha, to najwspanialszy możliwy sposób na rozpoczęcie dnia. Oczywiście o ile osoba ta nie wpatruje się w ciebie ze wściekłością, tak jak to robił właśnie Klaus. Przetarłam oczy i usiadłam.

- Dlaczego tak się na mnie patrzysz? - Spytałam niepewnie. Usnęliśmy wtuleni w siebie, a teraz jego wzrok przeszywał mnie na wylot.

- Jeszcze pytasz? - Spytał tak chłodno, że przeszły mnie ciarki. Machinalnie podciągnęłam kołdrę pod samą brodę. 

- Nie mam pojęcia o co ci chodzi, więc mnie oświeć - powiedziałam możliwie jak najspokojniej. Nie miałam zamiaru traktować Klausa jak porcelanowej lalki, niezależnie od uczuć jakie do niego żywiłam. 

- Spałaś z Marcelem - wysyczał i zbliżył się do mnie, jakby chciał mnie wystraszyć. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, po czym wybuchnęłam śmiechem. Ja i Marcel? Co on znowu wymyślił?

- Klaus, może ci się to przyśniło. Albo sobie uroiłeś. Nigdy nie spałam z Marcelem. Raz niemal do tego doszło, ale sam mnie uratowałeś - przypomniałam mu, ale on nadal wyglądał na wściekłego. Przewróciłam oczami i odrzuciłam kołdrę - wierzysz mi czy nie? - Spojrzałam mu w oczy.

- A niby skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? To nie byłby pierwszy raz, kiedy mnie okłamujesz - warknął. O nie. Tego było za wiele. Zerwałam się z łóżka. 

- Świetnie! Nie mam obowiązku ci się tłumaczyć, więc jeżeli masz zamiar robić jakieś chore awantury o wyimaginowane sytuacje, to wybacz, ale wracam do swojego pokoju - powiedziałam ze złością. Klaus w momencie znalazł się tuż obok i położył dłoń na mojej talii. Patrzył na mnie wzrokiem zruganego kotka. Ten człowiek coraz bardziej mnie zadziwiał.

- Masz rację, kochana. Musisz mi wybaczyć - powiedział zaskakująco łagodnie. Przysięgam, on powinien mieć na czole ekran, na którym wyświetlałyby się wszystkie zmiany jego nastroju. Może komputer by nadążał, bo ja zdecydowanie nie. Nie chciałam tak łatwo odpuszczać, więc nadal wpatrywałam się w niego twardo. On jednak miał swoje sposoby. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Pocałunek był delikatny niczym dotyk motyla. Kolana wręcz ugięły się pode mną. To nie był pocałunek z pożądania, czułam to. Kiedy już się skończył, po mojej złości nie było śladu, a Klaus uśmiechał się z zadowoleniem. 

- Mam dla ciebie niespodziankę. Ubierz się ładnie wieczorem. Ja tymczasem muszę lecieć - puścił mi oczko. Zmarszczyłam brwi. Ciekawiło mnie, gdzie podziewa się całymi dniami. Do tej pory nigdy o to nie pytałam, ale tym razem postanowiłam zaryzykować.

- Co będziesz robił? - Spytałam starając się, aby zabrzmiało to niewinnie.

- Nic, co mogłoby cię zainteresować. Miłego dnia, kochana - pocałował mnie w czoło i wyszedł. Westchnęłam. Tak czułam, że niczego się nie dowiem. 


Reszta dnia zleciała mi na krzątaniu się po domu. Zabrałam się za porządki. Porozmawiałam z Elijah o wczorajszej sytuacji, pomogłam Rebekah zdecydować się gdzie wyjechać na wakacje. Zwyczajne popołudnie w domu Mikaelsonów. Zauważyłam, że wszyscy przyzwyczaili się do mojej obecności i traktują mnie jak członka rodziny. Nawet Freya, która raczej mnie nie lubiła. To zaskakujące, ale raczej miłe.
Wieczorem wskoczyłam w obcisłą czarną sukienkę, która kończyła się w połowie uda, lekko podkreśliłam oczy i właśnie skończyłam rozczesywać włosy, kiedy do pokoju wszedł Klaus w garniturze. Jego chłopięcy urok w połączeniu z eleganckim strojem to było coś niesamowitego. Uśmiechnęłam się, a on zagwizdał cicho. 

-  Wyglądasz pięknie - te proste słowa w jego słowach zabrzmiały niemal pobożnie. Wstałam i zadowolona podeszłam do niego, a on pocałował mnie w usta. Wciąż nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Wziął mnie pod rękę i wyprowadził. Szybko wyjaśniło się, gdzie mnie zabiera. Weszliśmy do eleganckiej restauracji. Kelner zaprowadził nas do stolika. Klaus odsunął dla mnie krzesło, a ja z zachwytu nie mogłam wydobyć z siebie słowa. 

- Wybierz coś, kochana. To moja ulubiona restauracja. - Posłałam mu promienny uśmiech. Postarał się. I robił to dla mnie. Niesamowite. Wzięłam kartę i wybrałam pierwsze z brzegu danie. Kelner je przyniósł, zjedliśmy. Było wyśmienite. Klaus był dziwnie poddenerwowany przez całą kolację. 

- Caroline, chciałbym ci coś powiedzieć... - zaczął, kiedy kelner zabrał talerze, ale przerwało mu zamieszanie przy drzwiach. Oboje spojrzeliśmy w tamtym kierunku w momencie, w którym przez całą restaurację przeleciał kelner. Szedł ku nam nie kto inny, jak Marcel Gerard we własnej osobie. Klaus zerwał się od stolika, a ja wstałam i uwiesiłam się na jego ramieniu.

- Klaus, spokojnie. Błagam. Tu są ludzie - wyszeptałam. Wiedziałam co zaraz może się tu stać. Marcel podszedł do nas. Wyglądał wyjątkowo potulnie. 

- Odsuń się Klaus. Nie z tobą chcę rozmawiać - warknął. Obaj mierzyli się wzrokiem. 

- Caroline nie będzie z tobą rozmawiać. Nie masz prawa się do niej zbliżyć, nie po tym, co jej zrobiłeś - wycedził Klaus przez zaciśnięte zęby.

- Ona nie jest twoją własnością - Marcel był wyraźnie zniecierpliwiony. Nie bał się Klausa, za co w sumie go podziwiałam. 

- Ale jest moja. Już nigdy więcej nie położysz na niej swoich brudnych łap - nie powiem, schlebiało mi to, co właśnie powiedział. Musiałam jednak zakończyć to przedstawienie. Wyszłąm krok przed Klausa. Natychmiast mnie złapał, ale zaprotestowałam.

- Mów co masz do powiedzenia i daj nam spokój - westchnęłam cicho. Zepsuł cały nasz wieczór. Marcel nagle jakby się speszył. Zza pleców wyciągnął bukiet kwiatów i wręczył mi go. Zatkało mnie. Zwariował?

- Chciałem cię przeprosić. Nigdy nie powinienem potraktować cię tak, jak zrobiłem to wczoraj. Nie odbieraj tego osobiście, proszę. Wiele dla mnie znaczysz - te słowa wyczerpały cierpliwość Klausa. Z wrzaskiem rzucił się na Marcela. Przez moment nie mogłam połapać się w tej plątaninie ciał. W sekundę znaleźli się po drugiej stronie. Ludzie uciekali z wrzaskiej. Bojąc się o życie Marcela podbiegłam do nich i szybko stanęłam pośrodku. Rozłożyłam szeroko ręce. Wiedziałam, że Klaus mnie nie skrzywdzi, miałam przeczucie, że Marcel także. Faktycznie, obaj ciężko dyszeli, ale już nie rzucali się sobie do gardeł.

- Nigdy więcej się do niej nie zbliżysz - warknął Klaus. 

- Caroline ma prawo sama zdecydować. Ma też prawo wiedzieć, że ją kocham!




                                                              ~ * ~

Mam nadzieję, że Wam się spodoba! Piszcie, co sądzicie o tym rozdziale, oraz o całości. Każdy wasz komentarz dodaje skrzydeł, każda odsłona, każda gwiazdka! Dziękuję! <3 

save me |KLAROLINE| ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz