Gdybym kilka lat temu pomyślała, że moje życie będzie wyglądać właśnie tak, kazałabym się wysłać do psychiatryka.
Siedziałam na podłodze pokoiku Hope. Mała siedziała między moimi nogami i żywo opowiadała mi o tym, gdzie ostatnio zabierała ją mama. Nawiasem mówiąc, Hayley chyba coś się stało podczas mojej nieobecności, bo sama podrzuciła mi Hope, no i zwracała się do mnie prawie z sympatią. Rebekah wspomniała, że to dlatego, iż Mikaelsonowie zawsze trzymają się razem. Wracając tu chyba stałam się jednym.
Nie tego chciałam na początku. Wspomniałam, jak Klaus wykorzystywał mnie, kiedy tu przyjechałam. Byłam jego przynętą na Marcela. Byłam potrzebna mu tylko do interesów, ale kiedy w grę zaczęły wchodzić jakiekolwiek uczucia między mną a Marcelem, zdecydowanie wkroczył do akcji i zaznaczył, czyja jestem. Do kogo należę. Sprawił, że traciłam oddech na samą myśl o nim. Zakochałam się tak, jak jeszcze nigdy w nikim. Kochałam go tak mocno, że aż mnie samej sprawiało to ból. Był moją miłością. Stał się nią w takich okolicznościach, że nie mam mowy, żeby przeznaczenie nie maczało w tym palców. Należeliśmy do siebie.
Oczywiście trudności, jakie nas spotykały, często stawiały nasz związek pod znakiem zapytania. Klątwa czarownicy, kłamstwa, zatajenie przede mną istnienia Hope, śmierć Matta... Było tego całkiem sporo. Jednak przetrwaliśmy. Przetrwaliśmy to, tak jak i mieliśmy przetrwać do samego końca. Przez wieczność.
Ostatnio zastanawiałam się, czy jestem gotowa na wieczność z Klausem. Nie byłam pewna. Ale teraz już jestem. Klaus był moim przeznaczeniem, a Mikaelsonowie moją rodziną. Tęskniłam za przyjaciółmi i to nigdy się nie zmieni, ale będę ich odwiedzać, a moje miejsce jest tutaj. Przy Klausie, wraz z Rebekah, Elijah, Kolu, Hope, a nawet Hayley. Staliśmy się rodziną. Połączyła nas miłość.
Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę jesteśmy z Hayley do siebie podobne. Obie na początku nie do końca rozumiejące tego, kim się stały. Obie zagubione, samotne. Niezrozumiane przez świat. Obie znalazłyśmy spokój w miłości do potworów. Potworów, które stały się naszym życiem. Byłam pewna, że Hayley kocha Elijah nie mniej niż ja Klausa.
Odnalazłam tu część siebie, o jaką nigdy nie podejrzewałam siebie samej. Wywróciłam swoje życie o trzysta sześćdziesiąt stopni. Dla niego. Dla Klausa. Dla mojego życia. Dla mojego... wszystkiego.
- Ciocia! Tatuś! - Poczułam szarpanie Hope za ramię. Otrząsnęłam się. W drzwiach stał Klaus z Hayley. Oboje się uśmiechali.
- Chodź, maleńka. Idziemy na obiad - Hayley wzięła Hope w ramiona i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Klaus podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- My też musimy iść. Wcześniej tylko chciałem ci przypomnieć, że cię kocham - wymruczał i musnął swoimi wargami moje. To nie był nasz pierwszy pocałunek, a mimo to czułam się jakby tak było. Motyle w brzuchu, ciepło na sercu... miłość. To była miłość. Moja jedyna, wieczna miłość.
Klaus mnie uratował, a ja uratowałam jego. Uratowaliśmy się nawzajem. Teraz czekała nas wieczność. Na pewno po drodze spotka nas wiele przeszkód, przed nami wiele kłótni i wiele problemów, ale każdy rozwiążemy, bo mamy siebie. Siebie i naszą wieczną miłość.
~ * ~
No więc tak - dobiegliśmy końca! To moje pierwsze zakończone fanfiction i bardzo dziękuję KAŻDEMU za wszystkie gwiazdki, komentarze, za to, że to czytacie i jesteście! Może nie jest to górnolotna literatura, ale wciąż staram się rozwijać.
Czy będzie druga część? Czas pokaże! Mam jednak prośbę. Jeżeli takowa by się pojawiła, a ktoś chciałby zostać o tym poinformowany, napiszcie o tym w komentarzu! Zapiszę i na pewno się odezwę.
Na koniec, jeszcze raz - D Z I Ę K U J Ę!

CZYTASZ
save me |KLAROLINE| ✔️
FanficKiedy Caroline myślała, że życie jej i jej przyjaciół wróciło do normy, nieoczekiwanie w Mystic Falls na nowo zawitali wrogowie. Tym razem była to stara czarownica, która rzuciła na dziewczynę urok. Jedyną rzeczą, która zapewniała jej przeżycie, był...