▪️ Chapter 23 ▪️

1.7K 122 42
                                    


Klaus nie wyszedł, a ja nie walczyłam. Położyliśmy się spać, następny dzień przeżyliśmy w spokoju. Jedynie ja robiłam wszystko machinalnie, a w głowie i sercu miałam pustkę. Jedyne co czułam, to strach, każdy mój ruch był więc przesadnie ostrożny. Klaus zdawał się tego nie zauważać, choć też zachowywał pewną rezerwę w stosunku do mnie. Takie właśnie było nasze życie.

Ciszę trwającą niemal cały dzień przerwało nerwowe pukanie do drzwi, a zaraz potem ich trzask. Do salonu wparowała zdenerwowana Bonnie. 

- Zaćmienie księżyca. Dzisiaj. Nasza jedyna szansa, żeby odłączyć cię od czarownicy i zerwać wasze połączone - wyrzuciła z siebie bez zbędnych wstępów. Wymieniliśmy z Klausem krótkie spojrzenia i oboje wstaliśmy.

- Co mamy robić? - Spytał Klaus rzeczowym tonem.

- Wszystko jest już właściwie gotowe. Rebekah i Marcel przygotowują pułapkę na czarownicę, Elena, Damon i Stefan właśnie pozbywają się jej pomagierów. Mamy ogromne szanse i mało czasu. Freya kończy przygotowanie miejsca, a ja mam was przyprowadzić. Ruszajcie się! - Gestem ręki pośpieszyła nas. Zerwaliśmy się z miejsca i minutę później ruszaliśmy spod mojego domu. Byłam podekscytowana, ale nie odezwałam się ani słowem. Nie chciałam prowokować kolejnego ataku złości Klausa. Nie w tej chwili. Zbyt wiele zależało teraz od jego humoru.

- Gdzie właściwie jedziemy? - Spytałam, kiedy Bonnie minęła drogę na cmentarz. To z reguły tam odbywały się tego typu obrządki.

- Tuż za granicę miasta. Freya odkryła, że tam ta przeklęta wiedźma będzie miała mniejszą kontrolę - odpowiedziała. Była wyjątkowo skupiona. Doceniałam to, jak wiele dla mnie robiła. Od zawsze była najbliższą mi osobą i najbardziej się o mnie troszczyła. Dbała o mnie jak nikt inny.

- A jeśli coś pójdzie nie tak? - Spytał Klaus. Obejrzał się na mnie przez ramię. Był mocno zaniepokojony.

- Nie dopuszczamy do siebie takiej myśli. Ty też nie powinieneś. Masz być maksymalnie skupiony. Życie Caroline leży w twoich rękach. Gdyby coś się nie powiodło, musisz być tuż obok niej, żeby podać jej swoją krew, i w razie czego... w razie czego doprowadzić mnie lub Freyę do porządku. Tylko my możemy przywrócić jej funkcje życiowe. Oczywiście pozostali będą w pobliżu, ale ty jesteś naszą najsilniejszą bronią - a więc jednak plan miał jakieś minusy, do których ja i Klaus widocznie nie zostaliśmy dopuszczeni. Zauważyłam, że zacisnął mocno usta, więc pewnie doszedł do tego samego wniosku co ja. O dziwo nic nie powiedział. Po wczorajszym wybuchu spodziewałam się, że każde słowo może działać na niego jak ogień na benzynę. Wystarczy moment i BUM.

Łatwo zauważyłam, gdzie Bonnie i Freya chciały rzucić zaklęcie. Tuż po przekroczeniu granicy miasta, pojawiała się cienka granica z białego proszku. Uśmiechnęłam się pod nosem, a Bonnie zjechała na bok i zaparkowała auto. Wszyscy z niego wysiedliśmy. Bonnie zerknęła na zegarek.

- Mamy dokładnie dziesięć minut - nigdy nie spodziewałam się, że dziesięć minut może się tak dłużyć, a jednak. Kiedy wydawało mi się, że minęły godziny, do granicy zaczął zbliżać się samochód. Kiedy przekroczył znak, znikąd wyskoczyła Freya.

- Incendia! - Wrzasnęła, a granice zapłonęły. Z samochodu wyskoczyła ta sama wiedźma, która zrzuciła na mnie wszystkie przekleństwa, jakie mnie spotkały, włącznie ze śmiercią Matta. Bonnie podeszła do Frei, obie mamrotały coś pod nosem, unosząc wysoko ręce. Po obu ich stronach stanęli Stefan i Damon, a z tyłu Rebekah i Marcel. Rebekah wpatrywała się w czarownicę z taką nienawiścią, że aż się wzdrygnęłam. Klaus delikatnie musnął wierzch mojej dłoni swoją. Chciał dodać mi tym gestem otuchy. Moje serce zabiło odrobinę mocniej. Zważywszy na to, co działo się kilka metrów ode mnie, byłam zaskakująco spokojna i opanowana. Chyba ilość ostatnich tragicznych wydarzeń sprawiła, że udoporniłam się na tego typu sytuacje. Zabawne, że od tego, co stanie się za moment, zależało moje życie.

Wyglądało na to, że czarownica nie zamierza tak łatwo się poddać. Podniosła ręce i zaczęła szeptać przeciwzaklęcia. Ogień prawie niezauważalnie zmniejszył się. Zaczynałam się niepokoić. Jedna wiedźma miała być silniejsza niż dwie, z czego jedna była prawie najstarszą czarownicą na świecie, a druga wywodziła się z rodu czarownic z Salem? Zacisnęłam powieki, ponieważ strach zaczynał mnie ogarniać, ale niepotrzebnie. Freya i Bonnie krzyczały swoje zaklęcia, a czarownica opadła na kolana. Wydawało się, że wszystko jest już przesądzone, kiedy nagle jej głowa obróciła się i z szaleńczym uśmiechem spojrzała mi prosto w oczy. Wtedy właśnie osunęłam się na kolana i straciłam świadomość.


Kiedy się obudziłam, ogień nadal płonął, ale Bonnie i Freya milczały. Z jękiem otworzyłam oczy. Klaus klęczał obok mnie, a kiedy zobaczył, że się obudziłam, odetchnął z ulgą.

- Wszystko dobrze, kochanie - szepnął i zniknął. Uniosłam głowę i zobaczyłam go, jak podaje swoją krew najpierw Frei, a później Bonnie. Reszta biegała, ogólnie panowało niezłe zamieszanie. Marcel i Damon z tego co widziałam, pozbywali się różnych części ciała czarownicy. Nie wyglądało to zbyt przyjemnie, ale ta dwójka najwyraźniej świetnie się bawiła. I dogadywali się też całkiem nieźle. Czyżby zamierzali się zaprzyjaźnić?

Rebekah i Stefan klęczeli teraz przy Frei i Bonnie, a Klaus wracał do mnie. Dałam radę stanąć o własnych siłach. Kiedy podszedł, wziął mnie w ramiona i mocno do siebie przytulił. Odwzajemniłam ten uścisk i poczułam niemałą ulgę. Było już po wszystkim. Nie ciążyła na mnie żadna klątwa, byłam cała i zdrowa, a mojemu życiu już nic nie zagrażało. Wyglądało na to, że wszystko dobiegło końca. To był koniec. 

save me |KLAROLINE| ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz