Dwa miesiące później
Od momentu, w którym poznałam córkę Klausa i Hayley, wszystko się zmieniło. Nie mieszkam już w posiadłości Mikaelsonów, tylko w uroczym mieszkaniu przecznicę dalej. Nie potrafiłam znieść myśli, że żyję pod jednym dachem z Klausem. Mieszkanie to wynajął dla mnie Elijah, i podobno to on je opłaca, choć nie bardzo w to wierzę. No cóż, najważniejsze, że mam dach nad głową.
Rebekah chyba oficjalnie została moją przyjaciółką. Wpada do mnie na babskie pogaduchy, czasem wyciąga na zakupy. Dwa razy byłyśmy na imprezie, ale zmyłam się, kiedy tylko Rebekah znalazła kolejnego mężczyznę, który miał stać się jej ofiarą. Okazało się, że w gruncie rzeczy nie jest ona płytką i powierzchowną osobą, za jaką ją uważałam. Jest bystra i inteligentna, tylko zraniona przez miłość. Jest na zabój zakochana w Marcelu, mimo iż uważa, że to już stare dzieje. Widzę jednak ten błysk w oku, kiedy o nim mówi.
Jeśli mowa o Marcelu, to spotkaliśmy się raz. Wyjaśnił mi, że cała jego miłość do mnie była elementem gry. Chciał, żeby Klaus był wściekły, a Rebekah zazdrosna. Na podstawie miłości tej dwójki możnaby spokojnie nakręcić operę mydlaną. Przeprosił mnie i zaproponował przyjaźń, ale póki co musi wystarczyć mu fakt, że nie mam ochoty go zabić.
Elena i Tyler najprawdopodobniej całkiem wymazali mnie ze swojego życia. To samo zrobił Damon, pewnie na skutek uczuć Eleny, oraz Matt i Jeremy. Bonnie czasami dzwoniła, ale słyszałam w jej głosie, że sprawia jej to dużo trudności. Pewnie nie potrafiła spojrzeć na mnie tak samo od kiedy dowiedziała się, że coś łączy mnie z Klausem.
Moim największym oparciem stał się Stefan, zresztą nie pierwszy raz w moim życiu. Nie mógł mnie odwiedzić ze względów bezpieczeństwa, ponieważ sprawy w Mystic Falls nie szły w dobrym kierunku, ale dzwonił prawie codziennie, a raz nawet wysłał mi kartkę z wizerunkiem głównego placu mojego rodzinnego miasta. Zrobił to w formie żartu, ale i tak totalnie się rozkleiłam na jej widok. Tęskniłam za domem, za przyjaciółmi, za swoim życiem.
Moje życie w Nowym Orleanie zamieniło się w koszmar. Pomimo telefonów Stefana i odwiedzin Rebekah, byłam zwyczajnie samotna. Czasami spacerowałam uliczkami tego urokliwego miasta i miałam wrażenie, że wszystko tu jest przeciwko mnie, mieszkańcy są wrogo nastawieni, a mój pobyt tu jest zwyczajną pomyłką. Pragnęłam wyrwać się stąd, ale nie mogłam. Byłam tu uwięziona.
Freya nadal intensywnie pracowała nad zaklęciem rzuconym na mnie, ale każda próba rozwiązania zagadki kończyła się niepowodzeniem. Wpadła kilka razy, żeby poinformować mnie o postępach. Odniosłam wrażenie, że usiłowała wyciągnąć ze mnie jakieś informacje odnośnie moich uczuć do Klausa, ale milczałam jak zaklęta.
No właśnie. Klaus.
Po nieporadnych wyjaśnieniach z jego strony, wpadłam do swojego pokoju, spakowałam się i wyszłam. Elijah szybko znalazł mi mieszkanie, ale Klaus wciąż usiłował się ze mną skontaktować. Walił w drzwi, wrzeszczał, błagał. Nic mu to nie dało. Nie potrafiłam mu wybaczyć ukrycia przede mną czegoś takiego. Usprawiedliwiał się tym, że gdybym wiedziała o Hope i Hayley od razu, na pewno bym się z nim nie związała. Nie mogę powiedzieć, czy postąpiłabym wtedy inaczej, ale teraz czułam się zdradzona i oszukana. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Tyle razy mnie zranił, a ja wciąż do niego wracałam, przyciągał mnie jak magnes, a w tej chwili płaciłam za to wysoką cenę. Dzień w dzień pod drzwiami w białym pudełku czekała na mnie fiolka z jego krwią oraz czerwona róża. Fiolki opróżniałam, róże z reguły wyrzucałam przez okno. Raz do tego zestawu dołączony był liścik, ale nawet go nie przeczytałam. Nie chciałam mieć z Klausem już nic wspólnego. Ten rozdział był definitywnie zakończony.
Dziś kiedy się obudziłam, poczułam się inaczej niż zwykle. No tak. Dziesiąty października. Moje urodziny. Westchnęłam cicho i sięgnęłam po telefon. Czekały na mnie już dwa smsy od Bonnie i Stefana. Uśmiechnęłam się blado. Nie zamierzałam dzisiaj wstawać z łóżka. Nie miałam powodów do świętowania. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, jęknęłam i naciągnęłam poduszkę na głowę. O nie, nic nie zmieni mojego planu dnia. Kiedy pukanie jednak nie ustępowało, niechętnie wstałam i otworzyłam. Spodziewałam się zastać Rebekah, ale kiedy zobaczyłam, kto jest moim gościem, zamurowało mnie.
- Wpuścisz mnie czy mam tak stać z dzieckiem na rękach? - Spytała nieco wyniosłym głosem Hayley. Przygryzłam wargę. Najchętniej trzasnęłabym jej drzwiami w twarz, ale powstrzymywała mnie mała istota w jej ramionach. Trzymała swoją piąstkę w buzi, ale wpatrywała się we mnie pięknymi, szarymi oczami. Oczami jej ojca.
Bez słowa odsunęłam się i wpuściłam je obie do środka. Hayley poszła prosto do salonu, gdzie posadziła Hope na dywanie, a sama usiadła na kanapie. Usiadłam na przeciwko niej i bez słowa wpatrywałam się w nią. Zmieniła się odkąd ostatni raz miałam z nią styczność. Wyglądała na poważniejszą i spokojniejszą. Kiedy ją poznałam, była roztrzepana i zadziorna, lubiła stwarzać kłopoty. Teraz miała w sobie ten pewien rodzaj spokoju, który zyskuje się wraz z macierzyństwem.- Bez zbędnych wstępów, Caroline, do jasnej cholery, przestań boczyć się na Klausa. Nie mogę patrzeć na to, co się z nim dzieje. Jest załamany. Nigdy go takiego nie widziałam. Dziewczyno, zraniłaś go! - Po tych słowach wezbrał się we mnie gniew. Co takiego?
- To JA go zraniłam? On ukrył przede mną informację, że ma dziecko, i to w dodatku z tobą! Oszukiwał mnie przez cały czas, a skoro okłamywał mnie w tej sprawie, to dlaczego nie w innych?! Skąd mam wiedzieć, że wy nie... - urwałam. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że tych dwoje już nic nie łączy. Wiedziałam, że pasują do siebie dużo lepiej niż ja i Klaus. Można powiedzieć, że są wręcz dla siebie stworzeni. Hayley zgromiła mnie spojrzeniem.
- Po pierwsze, nie krzycz w obecności mojej córki, bo osobiście urwę ci głowę i spalę twoje ciało. Po drugie, mnie i Klausa połączył ten jeden, jedyny raz. Błąd, któremu oboje zawdzięczamy największy cud, jaki mógł nas spotkać. Klaus kocha Hope nad życie, ale nas łączy wręcz braterska więź. Cholera, Caroline, ja kocham Elijah! - Ta informacja mnie zdezorientowała. Zalała mnie fala ulgi. Nie zmieniło to mojego podejścia do Klausa, ale nie mogłam powstrzymać tego uczucia, które teraz się pojawiło. W tej jednej kwestii Klaus mnie nie okłamał.
Hayley wstała, zanim zdążyłam to przemyśleć. Złapała Hope i ruszyła do drzwi. Nie przyszło mi do głowy, żeby nawet za nią pójść. Miałam własne problemy.- Rusz głową, dziewczyno, zanim ci ją urwę - po tych słowach zatrzasnęła za sobą drzwi. Resztę dnia spędziłam na ponurych romyślaniach. Czy związek Hayley z Elijah coś zmieniał? Moja radość była przedwczesna. Nadal mieli dziecko, o którym dowiedziałam się stosunkowo niedawno. Zatajenie przede mną tej tajemnicy świadczyło tylko o braku uczucia i zaufania ze strony Klausa.
Kiedy ponownie ktoś zapukał do drzwi, nieco automatycznie podniosłam się z fotela, na którym tkwiłam od wizyty Hayley. Dziś już nic nie mogło mnie zaskoczyć, a przynajmniej tak myślałam. Oczywiście się myliłam.
Na progu stał Klaus, ubrany tylko w czarny podkoszulek i skórzaną kurtkę. W dłoniach trzymał jedną czerwoną różę, a na jego twarzy malowało się zdenerwowanie i strach. Ja za to wyglądałam na kompletnie otępiałą. Bez słowa patrzyłam na niego, choć powinnam od razu zatrzasnąć drzwi przed jego nosem. Nie umiałam jednak tego zrobić.
- Wszystkiego najlepszego, Caroline - powiedział cicho. Patrzył mi prosto w oczy, a ja przegapiłam ten moment, kiedy cała moja siła zebrała się i odepchnęła go. Było już za późno, a ja momentalnie poczułam, że będę żałować, jeśli zaraz nie wrócę do mieszkania. Nie mogłam jednak tego zrobić. Nie tym razem. Tym razem dostanie swoją szansę, aby wszystko mi wyjaśnić. Zaraz potem będzie musiał ponownie przysiądz, że zniknie z mojego życia. Tym razem na dobre.
CZYTASZ
save me |KLAROLINE| ✔️
FanfictionKiedy Caroline myślała, że życie jej i jej przyjaciół wróciło do normy, nieoczekiwanie w Mystic Falls na nowo zawitali wrogowie. Tym razem była to stara czarownica, która rzuciła na dziewczynę urok. Jedyną rzeczą, która zapewniała jej przeżycie, był...