-Miałaś naprawdę pokręconych przyjaciół - stwierdziła po tym jak usłyszała kolejną historię.
-Ale dzięki nim otworzyłam się na innych. Gdyby nie oni prawdopodobnie nigdy nie zaprzyjaźniłabym się z Kaiem.
-Kto to?
-Mój przyjaciel, mąż i pierwsza miłość. Pierwsza oprócz tamtej czwórki wariatów, których kocham ponad życie.
***
Po wielu miesiącach Meredith znów postanowiła wyjść z domu. Już nie bała się tego, że jej rodzice znów ją zgarną ze środka ulicy. To była przeszłość, teraz mogła żyć normalnie i być szczęśliwa.
Wyszła sobie na mały spacer ponieważ Candy, Puppet, Jack i Jason byli zajęci, a ona nie chciała im przeszkadzać.
Postanowiła iść do pobliskiego parku, posiedzieć tam chwilę, może zjeść coś dobrego na mieście. Tak więc zadowolona skierowała swe kroki w stronę miejsca docelowego.
Z kubeczkiem pysznych lodów usiadła na niebieskiej ławeczce. Nagle ktoś bezczelnie przerwał jej chwilę delektowania się cudownym smakiem.
-Mogę? - Spojrzała na chłopaka, który miło się do niej uśmiechnął.
-Jasne - odparła, przesuwając się w bok.
-Kai.
-Meredith - uśmiechnęła się lekko. Nie miała ochoty z nim rozmawiać jednak z drugiej strony wizja poznania kogoś nowego brzmiała dość zachęcająco. - Co tam? - Spytała całkiem obcego człowieka.
-Nic ciekawego. Wyszedłem się trochę przejść, zaczerpnąć świeżego powietrza. A u ciebie?
-To samo. Jesteś miejscowy? - Spojrzała na niego kątem oka, nadal pałaszując lody.
-Tak. A ty?
-Również. Wybacz, że zapytam, ale ile masz lat?
-Dwadzieścia cztery. A ty? Znaczy jeśli nie chcesz to nie mów - uśmiechnął się.
-Dwadzieścia trzy - odwzajemniła gest. Dla niej wiek to zawsze były tylko liczby, które właściwie nikomu ani niczemu nie służą.
-Jesteś rok młodsza, jak miło - zaśmiał się.
-Dlaczego? - Spojrzała na niego. Miał śliczne lazurowe oczy i bujne ciemne włosy. Chodzący ideał.
-Zazwyczaj obracam się w starszym towarzystwie.
Ja też - pomyślała mając przed oczami obraz swoich przyjaciół, którzy byli od niej na pewno dużo starsi.
-Ja przeważnie siedzę w domu - odparła. - Nie jestem zbyt towarzyską osobą.
-Naprawdę? A wydajesz się być taka otwarta. Spójrz jak łatwo nawiązaliśmy kontak.
-Od czasu do czasu nawet ja muszę kogoś poznać - zaśmiała się.
-Dziś poznałaś mnie - wyglądał tak słodko gdy się uśmiechał.
-Miło mi.
***
-Czyli poznałaś go zupełnie przypadkiem. To takie romantyczne.
-Dla mnie to było zwyczajne. I zawsze będzie. Ale cieszę się, że był w moim życiu ktoś taki jak on.
-Kochałaś go, tak naprawdę?
-Tak. Tak samo mocno jak Puppeta, Jack'a, Candy'ego i Jasona.
-Nie byli o niego zazdrośni?
-Byli. Ale akceptowali go. Przynajmniej ja nie wiedziałam o żadnych planach pozbycia się go.
-To miłe z ich strony, że nie mieli z nim problemu.
-Kochali mnie, a ja ich. To była miłość bezwarunkowa, nic nie było w stanie jej zniszczyć. Nawet fakt, że pokochałam Kaia tak mocno jak ich.
***
Ten wieczór Meredith spędziła wraz ze swoim chłopakiem. Kochała go choć czasem ciężko jej było to okazać.
-Edith - zaczął, bawiąc się kosmykami jej włosów. Leżeli w łóżku przytuleni do siebie.
-Hm?
-Może byś się do mnie przeprowadziła? - Nie spodziewała się, że ją o to zapyta.
-Ja... Nie wiem - odparła po dłuższej chwili milczenia. - Chyba jeszcze nie jestem na to gotowa. Znaczy, nie zrozum mnie źle Kai, kocham cię, naprawdę ale...
-Już dobrze - zaśmiał się. - Nie musisz tłumaczyć. Rozumiem - uśmiechał się. W tym momencie blondynka cała się zaczerwieniła. - Poczekam aż będziesz gotowa.
-Dziękuję. Jesteś kochany - mocniej się w niego wtuliła. Tak bardzo kochała jego zapach, jego całego. A on kochał ją. Do końca swoich dni.
***
-Już niedługo znów będę mogła go zobaczyć - uśmiechnęła się przymykając powieki, które coraz bardziej jej ciążyły. - Już niedługo.
Piwnooka złapała ciotkę za rękę. Wciąż nie mogła pogodzić się z tą myślą.
Meredith była już tak słaba, że nie mogła się podnieść z łóżka. Dlatego też od kilku dni leży, a pielęgniarki zajmują się nią, zapewniając wszelaki komfort.
-Ciociu, muszę ci coś powiedzieć.
-Co takiego skarbie? - Spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem. Jej brązowe oczy już nie lśniły jak dawniej, były jakieś takie matowe, bez życia.
-Jestem w ciąży - wyznała przez łzy lecz z uśmiechem na ustach.
-To wspaniale - uśmiechnęła się mocniej ściskając rękę siostrzenicy.
-Jeśli to będzie dziewczynka, to nazwiemy ją Meredith. Po tobie.
-A co jeśli to będzie chłopiec? - Zaśmiała się.
-Wtedy albo Kai, albo Jack, albo Jason.
-Lub Jonathan.
-Kim jest Jonathan?
-To prawdziwe imię Puppeteera.
-Albo Jonathan - uśmiechnęła się.
-Ja nigdy nie miałam dzieci. Nie chciałam ich mieć. Kai zresztą też nie. Było nam dobrze we dwoje - zamknęła oczy.
-Prześpij się ciociu. To ci dobrze zrobi - ucałowała ją w czoło i obok położyła pluszowego króliczka. - Przyjdę jutro - wyszeptała i cichutko opuściła pomieszczenie.
Jeszcze tylko jeden dzień - błagała. Ona musi wiedzieć co się stało. Ostatni dzień, a potem już mogę iść.
CZYTASZ
Bad Friends
Short StoryKiedy trafiasz w złe towarzystwo, które za nic ma jakiekolwiek zasady i robi to co chce, ich złe nawyki zaczynają na ciebie wpływać. Choć ty tego nie czujesz. Wiesz, że się zmieniasz, ale nie postrzegasz tego w taki sam sposób co inni. Wypierasz się...