XVI

880 102 7
                                    

-Miałaś naprawdę pokręconych przyjaciół - stwierdziła po tym jak usłyszała kolejną historię.

-Ale dzięki nim otworzyłam się na innych. Gdyby nie oni prawdopodobnie nigdy nie zaprzyjaźniłabym się z Kaiem.

-Kto to?

-Mój przyjaciel, mąż i pierwsza miłość. Pierwsza oprócz tamtej czwórki wariatów, których kocham ponad życie.

***

Po wielu miesiącach Meredith znów postanowiła wyjść z domu. Już nie bała się tego, że jej rodzice znów ją zgarną ze środka ulicy. To była przeszłość, teraz mogła żyć normalnie i być szczęśliwa.

Wyszła sobie na mały spacer ponieważ Candy, Puppet, Jack i Jason byli zajęci, a ona nie chciała im przeszkadzać.

Postanowiła iść do pobliskiego parku, posiedzieć tam chwilę, może zjeść coś dobrego na mieście. Tak więc zadowolona skierowała swe kroki w stronę miejsca docelowego.

Z kubeczkiem pysznych lodów usiadła na niebieskiej ławeczce. Nagle ktoś bezczelnie przerwał jej chwilę delektowania się cudownym smakiem.

-Mogę? - Spojrzała na chłopaka, który miło się do niej uśmiechnął.

-Jasne - odparła, przesuwając się w bok.

-Kai.

-Meredith - uśmiechnęła się lekko. Nie miała ochoty z nim rozmawiać jednak z drugiej strony wizja poznania kogoś nowego brzmiała dość zachęcająco. - Co tam? - Spytała całkiem obcego człowieka.

-Nic ciekawego. Wyszedłem się trochę przejść, zaczerpnąć świeżego powietrza. A u ciebie?

-To samo. Jesteś miejscowy? - Spojrzała na niego kątem oka, nadal pałaszując lody.

-Tak. A ty?

-Również. Wybacz, że zapytam, ale ile masz lat?

-Dwadzieścia cztery. A ty? Znaczy jeśli nie chcesz to nie mów - uśmiechnął się.

-Dwadzieścia trzy - odwzajemniła gest. Dla niej wiek to zawsze były tylko liczby, które właściwie nikomu ani niczemu nie służą.

-Jesteś rok młodsza, jak miło - zaśmiał się.

-Dlaczego? - Spojrzała na niego. Miał śliczne lazurowe oczy i bujne ciemne włosy. Chodzący ideał.

-Zazwyczaj obracam się w starszym towarzystwie.

Ja też - pomyślała mając przed oczami obraz swoich przyjaciół, którzy byli od niej na pewno dużo starsi.

-Ja przeważnie siedzę w domu - odparła. - Nie jestem zbyt towarzyską osobą.

-Naprawdę? A wydajesz się być taka otwarta. Spójrz jak łatwo nawiązaliśmy kontak.

-Od czasu do czasu nawet ja muszę kogoś poznać - zaśmiała się.

-Dziś poznałaś mnie - wyglądał tak słodko gdy się uśmiechał.

-Miło mi.

***

-Czyli poznałaś go zupełnie przypadkiem. To takie romantyczne.

-Dla mnie to było zwyczajne. I zawsze będzie. Ale cieszę się, że był w moim życiu ktoś taki jak on.

-Kochałaś go, tak naprawdę?

-Tak. Tak samo mocno jak Puppeta, Jack'a, Candy'ego i Jasona.

-Nie byli o niego zazdrośni?

-Byli. Ale akceptowali go. Przynajmniej ja nie wiedziałam o żadnych planach pozbycia się go.

-To miłe z ich strony, że nie mieli z nim problemu.

-Kochali mnie, a ja ich. To była miłość bezwarunkowa, nic nie było w stanie jej zniszczyć. Nawet fakt, że pokochałam Kaia tak mocno jak ich.

***

Ten wieczór Meredith spędziła wraz ze swoim chłopakiem. Kochała go choć czasem ciężko jej było to okazać.

-Edith - zaczął, bawiąc się kosmykami jej włosów. Leżeli w łóżku przytuleni do siebie.

-Hm?

-Może byś się do mnie przeprowadziła? - Nie spodziewała się, że ją o to zapyta.

-Ja... Nie wiem - odparła po dłuższej chwili milczenia. - Chyba jeszcze nie jestem na to gotowa. Znaczy, nie zrozum mnie źle Kai, kocham cię, naprawdę ale...

-Już dobrze - zaśmiał się. - Nie musisz tłumaczyć. Rozumiem - uśmiechał się. W tym momencie blondynka cała się zaczerwieniła. - Poczekam aż będziesz gotowa.

-Dziękuję. Jesteś kochany - mocniej się w niego wtuliła. Tak bardzo kochała jego zapach, jego całego. A on kochał ją. Do końca swoich dni.

***

-Już niedługo znów będę mogła go zobaczyć - uśmiechnęła się przymykając powieki, które coraz bardziej jej ciążyły. - Już niedługo.

Piwnooka złapała ciotkę za rękę. Wciąż nie mogła pogodzić się z tą myślą.

Meredith była już tak słaba, że nie mogła się podnieść z łóżka. Dlatego też od kilku dni leży, a pielęgniarki zajmują się nią, zapewniając wszelaki komfort.

-Ciociu, muszę ci coś powiedzieć.

-Co takiego skarbie? - Spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem. Jej brązowe oczy już nie lśniły jak dawniej, były jakieś takie matowe, bez życia.

-Jestem w ciąży - wyznała przez łzy lecz z uśmiechem na ustach.

-To wspaniale - uśmiechnęła się mocniej ściskając rękę siostrzenicy.

-Jeśli to będzie dziewczynka, to nazwiemy ją Meredith. Po tobie.

-A co jeśli to będzie chłopiec? - Zaśmiała się.

-Wtedy albo Kai, albo Jack, albo Jason.

-Lub Jonathan.

-Kim jest Jonathan?

-To prawdziwe imię Puppeteera.

-Albo Jonathan - uśmiechnęła się.

-Ja nigdy nie miałam dzieci. Nie chciałam ich mieć. Kai zresztą też nie. Było nam dobrze we dwoje - zamknęła oczy.

-Prześpij się ciociu. To ci dobrze zrobi - ucałowała ją w czoło i obok położyła pluszowego króliczka. - Przyjdę jutro - wyszeptała i cichutko opuściła pomieszczenie.

Jeszcze tylko jeden dzień - błagała. Ona musi wiedzieć co się stało. Ostatni dzień, a potem już mogę iść.

Bad FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz