Rozdział 11. Nareszcie

341 46 12
                                    

Marco.

Przykurzona, czerwona bluza.

Ostre, dorosłe rysy.

Zmierzwione, kasztanowe włosy.

Stary czy młody.

Piękny czy brzydki.

Ten sam, czy zupełnie inny.

Poznałabym go.

W każdym wcieleniu, wymiarze i czasie.

A teraz?

Stoi tuż przede mną.

Za szybą.

Na wyciągnięcie ręki.

Za barierą na jedno zaklęcie.

Ale coś mnie trzyma.

Paraliż.

I łzy.

Nie jestem w stanie nic zrobić.

Myśleć.

Działać.

Podejmować decyzje.

Czasy pokoju dawno minęły.



- Tom, mam już tego dość! Natychmiast...

Nożyce upadają na posadzkę.

Właśnie zorientował się, że jest w zamku.

W sali tronowej.

A w niej, na wysokim podwyższeniu w głębi sali, zasiada regentka Septarsis, mająca obecnie władzę nad jego życiem i śmiercią, pani Wraithshade.

A on?

Właśnie nawrzeszczał na współrządzącego z nią księcia.

Upada na podłogę w głębokim pokłonie.

- Wasz wysokość, pani regentko, ja...ja...

- Cisza.

Janna podniosła się ze swojego tronu i z gracją posunęła w stronę przestraszonego przybysza.

Znów miała na sobie swoją ażurową maskę, tym razem, zamiast obszernego kaptura, miała na głowie kruczoczarny, elegancki kapelusz z szerokim rondem, w który wpięte były filcowe kwiaty w jej ukochanym, malinowym odcieniu. 

Delikatnie podniosła wędrowca z podłogi, patrząc mu głęboko w oczy.

- Nie jestem regentką Wraithshade, mój drogi.

Wydawał się być bardzo zaskoczony.

- W takim razie, kim pani jest?

Janna odwróciła się do Toma.

Ten posłał jej ciepły uśmiech i skinął lekko głową.

Ona odsunęła się kawałek i sięgnęła rękami do satynowych tasiemek, przytrzymujących maskę.

- Jestem dziedziczną królową Królestwa Siedmiu Wież Septarsis i narzeczoną księcia Toma Lucifera. 

Ażurowa zasłona spłynęła z jej twarzy na ziemię.

- Jestem Janna Ordonia.

Tak jak ja wcześniej, zaniemówił.

Wpatrywał się tylko w jej wielkie, orzechowe oczy.

Dostrzegłam zbierające się pod jego przymkniętymi powiekami, błyszczące łzy.

- To ty...

Tyle tylko zdołał wykrztusić dorosły mężczyzna, śmiejący się i płaczący ze szczęścia, zanim rzucił się jej w objęcia.

Tom podszedł do nich i odchrząknął ironicznie.

- Hej, miło cię widzieć, przyjacielu, ale nie przystawiaj się do mojej narzeczonej, okej?

Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Nawet ja zachichotałam beztrosko.

Miło was w końcu wszystkich widzieć.


Marco nagle się zreflektował.

- No właśnie! Jak to się stało? Zaręczyliście się, ty zostałaś królową...Chwilę.

Spoważniał.

- Jak długo spałem?

Tom zaśmiał się.

- Kilka dni, spokojnie.

Marco odetchnął z ulgą i złapał się za głowę.

- A już myślałem...No, powiem wam, szybcy jesteście! Musicie mi wszystko krok po kroku opowiedzieć. Przede wszystkim, dlaczego wyglądacie jak dorośli, i jeszcze...

Oni jednak posmutnieli i popatrzyli po sobie znacząco.

Tom zaczął pierwszy.

- Słuchaj, Marco. Jest jeszcze jedna rzecz, którą trzeba załatwić najpierw...

- Pomyśleliśmy, że jest ktoś, z kim masz pewną niedokończoną sprawę...

- I powinieneś...

Marco spoważniał i westchnął.

A potem lekko się uśmiechnął.

- Wiem. Jestem gotowy, by z nią porozmawiać.


***


Krótkie uzupełnienie wczorajszego rozdziału. Buziaki!

Gdy gwiazdy gasną ✨[Svtfoe/Star Butterfly kontra siły zła]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz