Marco.
Przykurzona, czerwona bluza.
Ostre, dorosłe rysy.
Zmierzwione, kasztanowe włosy.
Stary czy młody.
Piękny czy brzydki.
Ten sam, czy zupełnie inny.
Poznałabym go.
W każdym wcieleniu, wymiarze i czasie.
A teraz?
Stoi tuż przede mną.
Za szybą.
Na wyciągnięcie ręki.
Za barierą na jedno zaklęcie.
Ale coś mnie trzyma.
Paraliż.
I łzy.
Nie jestem w stanie nic zrobić.
Myśleć.
Działać.
Podejmować decyzje.
Czasy pokoju dawno minęły.
- Tom, mam już tego dość! Natychmiast...
Nożyce upadają na posadzkę.
Właśnie zorientował się, że jest w zamku.
W sali tronowej.
A w niej, na wysokim podwyższeniu w głębi sali, zasiada regentka Septarsis, mająca obecnie władzę nad jego życiem i śmiercią, pani Wraithshade.
A on?
Właśnie nawrzeszczał na współrządzącego z nią księcia.
Upada na podłogę w głębokim pokłonie.
- Wasz wysokość, pani regentko, ja...ja...
- Cisza.
Janna podniosła się ze swojego tronu i z gracją posunęła w stronę przestraszonego przybysza.
Znów miała na sobie swoją ażurową maskę, tym razem, zamiast obszernego kaptura, miała na głowie kruczoczarny, elegancki kapelusz z szerokim rondem, w który wpięte były filcowe kwiaty w jej ukochanym, malinowym odcieniu.
Delikatnie podniosła wędrowca z podłogi, patrząc mu głęboko w oczy.
- Nie jestem regentką Wraithshade, mój drogi.
Wydawał się być bardzo zaskoczony.
- W takim razie, kim pani jest?
Janna odwróciła się do Toma.
Ten posłał jej ciepły uśmiech i skinął lekko głową.
Ona odsunęła się kawałek i sięgnęła rękami do satynowych tasiemek, przytrzymujących maskę.
- Jestem dziedziczną królową Królestwa Siedmiu Wież Septarsis i narzeczoną księcia Toma Lucifera.
Ażurowa zasłona spłynęła z jej twarzy na ziemię.
- Jestem Janna Ordonia.
Tak jak ja wcześniej, zaniemówił.
Wpatrywał się tylko w jej wielkie, orzechowe oczy.
Dostrzegłam zbierające się pod jego przymkniętymi powiekami, błyszczące łzy.
- To ty...
Tyle tylko zdołał wykrztusić dorosły mężczyzna, śmiejący się i płaczący ze szczęścia, zanim rzucił się jej w objęcia.
Tom podszedł do nich i odchrząknął ironicznie.
- Hej, miło cię widzieć, przyjacielu, ale nie przystawiaj się do mojej narzeczonej, okej?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Nawet ja zachichotałam beztrosko.
Miło was w końcu wszystkich widzieć.
Marco nagle się zreflektował.
- No właśnie! Jak to się stało? Zaręczyliście się, ty zostałaś królową...Chwilę.
Spoważniał.
- Jak długo spałem?
Tom zaśmiał się.
- Kilka dni, spokojnie.
Marco odetchnął z ulgą i złapał się za głowę.
- A już myślałem...No, powiem wam, szybcy jesteście! Musicie mi wszystko krok po kroku opowiedzieć. Przede wszystkim, dlaczego wyglądacie jak dorośli, i jeszcze...
Oni jednak posmutnieli i popatrzyli po sobie znacząco.
Tom zaczął pierwszy.
- Słuchaj, Marco. Jest jeszcze jedna rzecz, którą trzeba załatwić najpierw...
- Pomyśleliśmy, że jest ktoś, z kim masz pewną niedokończoną sprawę...
- I powinieneś...
Marco spoważniał i westchnął.
A potem lekko się uśmiechnął.
- Wiem. Jestem gotowy, by z nią porozmawiać.
***
Krótkie uzupełnienie wczorajszego rozdziału. Buziaki!
CZYTASZ
Gdy gwiazdy gasną ✨[Svtfoe/Star Butterfly kontra siły zła]
FanficNadchodzi ten dzień. Star musi opuścić Ziemię i ukryć się przed wielkim złem. Nie zamierza jednak siedzieć z założonymi rękami. Wyrusza na samobójczą misję, wiedząc, że jej życie zmieni się od tego momentu całkowicie. Ale Ktoś właśnie zrozumiał...