- Długo jeszcze?! Ile mamy jeszcze czekać?
Ach, nie ma to jak mieć z powrotem przy sobie marudną przyjaciółeczkę.
- Cierpliwość jest cnotą, najmilsza Angie.
- Ale ja już nie mogę się doczekać, Jan!
- Tak jak wszyscy, kochanie.
Równocześnie obróciłyśmy w stronę szczerzącego się Toma.
Zasyczałam z wściekłością, co najwyraźniej bardzo go rozbawiło.
Star przewróciła oczami i prychnęła z pogardą, wyprzedzając nas nieco.
To jednak go nie powstrzymało.
- Co, ślicznotko? Czyżby ten termin był już dla kogoś zarezerwowany...?
Poruszył zabawnie brwiami, rzucając spojrzenia to mi, to zdegustowanej Star.
Zignorowałyśmy go i ruszyłyśmy naprzód.
Ale ta menda tak łatwo nie odpuszcza.
Dogonił nas w ułamku sekundy.
Rzucił mi przepraszające spojrzenie, jednocześnie jednak uśmiechając się z niekrytą satysfakcją.
Przyciszył głos i nachylił się nad moim uchem.
- Daj spokój, to byłoby podejrzane, gdybym nie podrywał takiej laski...
Pan Przyzwoity dostał dziś w twarz po raz pierwszy.
I jak go kocham, nie będzie to ostatni.
***
Jeżeli wcześniej byłam zniecierpliwiona, teraz najzwyczajniej mi się nudzi.
Twardy grzbiet Marceline.
Długa, leniwie wijąca się po wzgórzach ścieżka, nurkująca w wąskich wąwozach i rozcinająca gęste lasy nie miała w sobie nic a nic ciekawego.
Słońce prażyło niemiłosiernie, smażąc mnie na niezbyt twarzową, ognistą czerwień.
Jeszcze chwila, a zasnę tutaj albo chociaż stanę się kolejnym dobrze wypieczonym motylkiem.
- Śliczna, czyżby przydała się parasolka?
Tom posłał mi lekki półuśmiech i podał mi metalową rączkę.
Prychnęłam cicho i skinęłam głową z uśmiechem.
Rzuciłam okiem na moich przyjaciół.
Wydawali się być równie zmęczeni co ja.
Właściwie, dziwnie było znowu jechać w czyimś towarzystwie.
W sumie, mimo tego, że bywali wredni i denerwujący, dobrze było ich mieć przy sobie, czuć ich wsparcie, mieć ich pomoc i móc im ufać.
Bezgranicznie.
Tylko kogoś tu-
- Tom, przestań podrywać Angie. To tutaj.
Ciepły, donośny głos zadzwonił w moich uszach.
Popatrzeliśmy po sobie i ruszyliśmy w stronę najbliższego wzgórza.
Tom pojechał jako pierwszy, wyprzedzając nas nieco.
- Hej, czyżbyś był zazdros-
Wjechałam na szczyt i zamarłam.
Tom patrzył zdziwiony, a nawet lekko przestraszony w pewien punkt na samej skarpie zbocza.
- Och...Przepraszam, ja...Zapomniałem.
Dokładniej w punkt, gdzie stał Marco.
Piorunując go wzrokiem.
Nagle jednak jego spojrzenie posmutniało.
W zachodzący krąg słoneczny wbił zgasłe oczy, które powoli zaszły łzami.
Od słońca.
Od słońca...?
Ktoś podjechał do mnie od tyłu i złapał mnie za ramię.
- Złotko, jeżeli kiedyś nie uczynisz go najlepszym królem Mewni, jakiego to królestwo dotąd widziało, to osobiście zrzucę cię z tego oto urwiska, i oddam ci Tommiego.
Parsknęłam cicho śmiechem.
- Nie, dzięki.
Tom najwyraźniej usłyszał, że o nim mowa i odwrócił się z urażoną miną.
Pomimo tego, że nasze szepty bardziej przypominały cichy szum niż prawdziwe słowa, Marco otrząsnął się z zamyślenia.
Zorientował się, że tu cały czas stałyśmy i zaczerwienił się bardziej niż ja przez cały dzień.
Szybko otarł rękawem łzy i zsiadł z jednorożca.
- Chyba wszyscy potrzebujemy wolnej chwili. Rozbijamy obóz!
***
Moi drodzy, przepraszam, że tak długa przerwa i tak krótko, ale cóż.
Egzaminy, moi drodzy, takie życie.
No cóż, w najbliższym czasie postaram się jeszcze coś dodać ;)
Oczywiście, o ile starczy czasu.
Mam nadzieję, że się podobało!
Buziaki!
CZYTASZ
Gdy gwiazdy gasną ✨[Svtfoe/Star Butterfly kontra siły zła]
FanficNadchodzi ten dzień. Star musi opuścić Ziemię i ukryć się przed wielkim złem. Nie zamierza jednak siedzieć z założonymi rękami. Wyrusza na samobójczą misję, wiedząc, że jej życie zmieni się od tego momentu całkowicie. Ale Ktoś właśnie zrozumiał...