1.Nice to meet you Mr.Tomlinson.

3.4K 133 407
                                    

Nikłe światło zachodzącego słońca padało na biurko, oświetlając liczne kartki porozrzucane na całej jego powierzchni. Niektóre z nich były pogięte, całe zamazane, inne zalane herbatą, a jeszcze inne zupełnie puste. Pośród nich walały się także gumki do ścierania oraz strugi z ołówka. Jednym słowem mówiąc, bałagan, kompletny bałagan. Tym właśnie był szatyn tworząc. Zagłębiał się w swój własny świat. Szkicował,  szkicował i szkicował, dopóki nie był w pełni zadowolony.

Ludzie często powtarzali mu, że za bardzo się poświęca i marnuje swoje zdrowie tylko po to, by stworzyć rzecz która ma 'to coś', jednak on nie dbał o to ani trochę, ponieważ tworzenie było wszystkim czego potrzebował, wszystkim co miał.

Dlatego teraz też, nadwyręża swój wzrok, szkicując zawzięcie i kończąc swoje dzieło wraz z nikłym blaskiem ostatnich promieni słonecznych. Nie, nie, nie! W jednej chwili zgniata kartkę i z impetem rzuca ją do kosza. Słońce zniknęło za horyzontem, a w gabinecie zapadła ciemność. Znowu zostaje z niczym.

                                 ❇

Kilka kolejnych popołudni, mija mu w ten sam sposób. Zagracone biurko, zagracony umysł, zero rezultatów. On naprawdę potrzebuje pomocy i jest to pierwszy raz kiedy się do tego przyznaje. Zawsze należał do osób niezależnych, rzadko kiedy prosił kogokolwiek o przysługę, a jeśli już to musiało to być coś poważnego.  Dlatego też, uznanie tego przed samym sobą jest dla niego wielkim postępem. Potrząsa głową.

A może jednak są mu potrzebne wakacje? Sam nie jest pewien, co powinien zrobić, ponieważ najbliższy sezon jest jednym z bardziej intensywnych i szykuje się wiele pokazów, na których mógłby zabłysnąć, jednakże nie ma w sobie ani krzty inspiracji, co sprawia, że jego poziom chęci do życia spadł poniżej zera. (Nie żeby zwykle był szczególnie wysoki.)

W końcu decyduje się na rozmowę z przyjacielem, bo wie, że jeśli podejmie decyzję sam, nie będzie miał na kogo zrzucić winy, jeśli nie okaże się ona słuszna. 

Wstaje od biurka, po czym zgrania z oparcia kanapy marynarkę oraz torbę i wchodzi, zamykając gabinet na klucz. Żegna się z sekretarką, krótkim skinieniem głowy, po czym wchodzi z firmy. Bierze głęboki wdech, jednak szybko zaczyna kaszlać ze względu na wszechobecne spaliny. Trzeba coś z tym w końcu zrobić, myśli gdy przemierza zatłoczone ulice.

Nikt z przechodniów go nie rozpoznaje, ponieważ tak naprawdę, nigdy nie promował swoich kolekcji, własnym wizerunkiem. Zawsze starał się trzymać na uboczu i rzadko kiedy udawał się na jakiekolwiek spotkania biznesowe. Jednak schlebiało mu to całe zainteresowanie i próba rozwiązania tajemnicy. Najbardziej w tym jednak bawiły go spekulacje, że ktoś inny projektuje te ubrania i dba o to jak wyglądają pokazy, ponieważ on sam nie jest na nich widywany. Chociaż tak naprawdę jest na każdym z nich, niezależnie od sytuacji i czuwa zza kulis, aby wszystko wypadło idealnie. No cóż, ludzie.

Podczas, gdy przemierza kolejne ulice w drodze do mieszkania przyjaciela, dalej rozmyśla nad tym co powinien zrobić. Żadne sensowne rozwiązanie, wciąż jednak do niego nie przychodzi. Ciągle pojawiają się coraz to nowe 'ale'.

Gdy dociera do mieszkania Liam'a jest już grubo po dziesiątej wieczorem i Louis ma nadzieję, że jego przyjaciel nigdzie nie wybył, ponieważ oczywiście nie zadzwonił do niego wcześniej żeby spytać czy jest w domu. Jeśli chodzi o pracę dbał o najmniejszy szczegół, jeśli chodzi o życie, spontaniczność była jego drugim imieniem.

Na całe szczęście, zaraz po tym jak niebieskooki nacisnął dzwonek w drzwiach ukazał się jego przyjaciel.

-Louis?-zadziwił się.

Be enough || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz