16. The truth.

1.1K 80 132
                                    

Poranek był naprawdę...ciężki. Dwójka mężczyzn wolała się pogrążyć bardziej w swoich myślach niż w rozmowie, nawet pomimo zapewnień, że wszystko jest w porządku. Wczorajsza noc była niczym punkt kulminacyjny w ich relacji, jednakże chyba nie do końca taki, na jaki oboje liczyli.

Podczas, gdy Harry wyszedł do kuchni, Tomlinson zdążył narzucić na siebie wczorajsze ubrania, po czym również ruszył w ślady zielonookiego, dzierżąc w dłoni tabletkę na ból głowy i żałując, że jej właściwością uboczną nie jest utrata pamięci.

Brunet stał do niego plecami, opierając się o blat i spoglądając za okno w totalnej ciszy. Jedynym dźwiękiem jaki ją przerywał, było uporczywe pikanie ekspresu do kawy.

Louis, widząc butelkę wody, stojącą na blacie, sięgnął po nią bez słowa i od razu wypił połowę jej zawartości, połykając tabletkę. Styles nie odezwał się do niego ani słowem, chociaż niewątpliwie zauważył jego przybycie, więc szatyn postanowił zrobić to za niego:

-Pójdę już.-mruknął jedynie, chociaż chciałby powiedzieć zdecydowanie więcej, powinien to zrobić, jednak mimo to zdołał wykrztusić z siebie tylko te dwa słowa, unikając rozmowy. Unikając problemów.

Młodszy jedynie spojrzał na niego przelotnie, skinając głową i nie patrząc mu w oczy, a więc szatyn opuścił jego mieszkanie, pozostawiając pustym nie tylko dom, ale i także serce zielonookiego bruneta, który powoli zaczynał się łamać, a słona łza, zaczęła sunąć w dół jego policzka.

Jedynymi pełnymi rzeczami w kuchni był umysł Harry'ego, przez który przewijały się tysiące myśli oraz pełny kubek, już zimnej, herbaty Yorkshire, stojący tuż obok również pełnego kubka świeżej, kawy z ekspresu.

Louis po wyjściu z mieszkania młodszego, łapczywie łapie chłodne, poranne powietrze w swoje płuca, po czym od razu odpala pierwszego papierosa. Pierwszego, bowiem w oczekiwaniu na taksówkę wypala aż i tylko trzy, ponieważ nie daje rady rozpocząć czwartego, gdyż pojawia się jego transport. Wsiada do środka, rzuca adres i opiera się z ulgą o siedzenie.

-Ciężka noc?-słyszy znajomy głos i jak tylko widzi, sugestywnie poruszającego brwiami blondyna, automatycznie zaczyna go mdlić.

-Powiedzmy.-chrypi.-Ale nie w takim sensie jakim myślisz...przynajmniej nie do końca..

-O stary, widzę, że to wymaga przyjacielskiej porady, opowiadaj. Coś się stało wczoraj na imprezie?

-Ta-czekaj, skąd wiesz o imprezie?-pyta nagle ożywiony szatyn. Jeszcze do kompletu brakuje mu tylko jakiegoś psychofana, który został kierowcą taksówki, tylko po to by go śledzić i odkryć jego tożsamość. No po prostu zajebiście.

-Byłem tam.-wzrusza ramionami blondyn.

-Jak to byłeś?-oburza się-To była impreza zamknięta, a skoro Ty tam byłeś to mógł tam być każdy i że mógł mi zrobić i-

-Despacito Louis. Zwolnij. Zayn to mój kumpel i zabrał mnie ze sobą, nikogo nie śledzę, chciałem tylko pójść i się upić.-śmieje się, rzucając mu spojrzenie przez ramię.-Ogólnie to byłem w tym samym klubie, ale jak Zayn mnie zobaczył to wziął mnie do waszej strefy, żebym poznał kilka osób w tym i Ciebie.-ponownie śmieje się blondyn.

-Mnie?

-Tak też myślałem, że nic nie będziesz pamiętał.-śmieje się blondyn.-Dokładniej mówiąc Ciebie i Harry'ego, ale zmyliście się wcześniej.

-Zmyliśmy się wcześniej?-zastanawia się na głos.

-Chyba muszę zacząć pokazywać Ci zdjęcia i objaśniać co po kolei się działo.-kręci głową w rozbawieniu.

Be enough || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz