Harry'ego, wbrew oczekiwaniom, nie budzi francuskie słońce, ale głośny dzwonek telefonu. Jęczy i naciska zieloną słuchawkę.
-Halo?
-Otwórz drzwi.-słyszy głos swojego szefa po drugiej stronie i z ociąganiem idzie do drzwi.Otwiera je i widzi ubranego i w pełni wyspanego Pana Tomlinson'a we własnej osobie.
-Masz pięć minut, żeby wrócić do świata żywych i być w pełni gotowym do wyjścia.-mówi zakładając ręce na piersi i nonszalancko opierając się o ścianę z małym uśmiechem.
-Pięć minut?!-obrusza się Harry.
-Już cztery.-niebieskooki unosi jeden kącik ust jeszcze wyżej.
Harry ignoruje go i idzie do łazienki, by wziąć szybki prysznic i ubrać się. Wraca po piętnastu minutach w pełni gotowy.
-Potrącę Ci to z pensji.-Tomlinson śmieje się na jego prychnięcie.-Chodź już królowo dramatu.
-I kto to mówi..-brunet szepcze pod nosem, a widząc karcące spojrzenie szefa w lustrzanej ścianie windy uśmiecha się słodko.
-Uprzedzam, że będziemy dzisiaj cały dzień poza domem i prawdopodobnie nie będziemy mieli czasu na zwiedzanie.-mówi Louis, gdy dochodzą do hotelowej restauracji.
-Nie brałem nawy tego pod uwagę. Chcę się skupić na pracy.-mówi Harry z dumą.
-Po prostu nie chcesz żebym potrącił Ci pensję za dodatkowe kilka minut prysznica.-chrząka i zerka w swoje menu.
-To też fakt.-śmieje się Harry.
Resztę poranka spędzają w przyjemnej ciszy.
❇
Około godziny dziesiątej wieczorem kończy się ostatni pokaz i są już wolni. Rezygnują z after party i udają się od razu do hotelu, z tymże Louis w ostatniej chwili skręca w inną uliczkę, ciągnąc młodszego za sobą.
-Um Panie Tomlinson? Gdzie idziemy?-pyta zaniepokojony.
-Chcę Ci coś pokazać.-odpowiada spokojnie i po drodze wciąga do jeszcze do sklepu z winami. Młodszy podąża za nim w milczeniu.
Szatyn bierze do ręki butelkę półsłodkiego białego wina, po czym z uśmiechem podąża do kasy.
-Excuzes moi.Est-ce que je vous connais?-pyta go sprzedawczyni. (od.aut. Nie znam francuskiego, więc ni cholery nie mam pojęcia czy to jest poprawne tłumaczenie haha Jeśli ktoś z was moje skarby uświadomi mnie o błędach będę mu dozgonnie wdzięczna).
-Um, Harry?-pyta szatyn niepewnie swojego towarzysza.-Znasz francuski?
Mężczyzna jednak, zamiast odpowiedzieć zaczyna się śmiać jak szaleniec i dopiero gdy się opanowuje posyła szefowi rozbawione spojrzenie i wdaje się w krótką rozmowę z kasjerką, po czym sam sam chce zapłacić za wino, Tomlinson jest jednak szybszy i podaje kasjerce pieniądze i zabiera wino, po czym oboje wychodzą.
-Jest Pan we Francji i ma Pan nawet pieprzone francuskie imię i nie zna pan francuskiego?-Harry ponownie wybucha śmiechem.
-Śmiej się śmiej. Poza tym nie wyrażaj się.-Tomlinson karci go, po czym odkorkowuje wino i bierze łyka, a jego wargi lśnią w świetle latarni.
-Je veux vous embrasser.-mówi mu Harry, a starszy udaje, że tego nie słyszy.
Później oboje idą w ciszy popijając wino, aż w końcu znajdują się (jak ocenia Harry) w pobliżu katedry Notre Dame. Louis ciągnie go na plac znajdujący się tuż obok. Na jego środku widnieje gwiazda, oświetlana przez blask tysiąca innych ponad ich głowami.
CZYTASZ
Be enough || Larry
FanfictionHarry poszukuje pracy, ale co się stanie gdy spotka na swojej drodze pewnego niebieskookiego szatyna? Czy ich 'współpraca' zaowocuje?