Rozdział 10

11.5K 489 42
                                    

Alex

Kiedy ja straciłam rodziców, byłam załamana, długo nie mogłam podnieść się po tej stracie. Ciągle odczuwałam ból, chodziłam smutna, ale musiałam udawać i jakoś funkcjonować ze względu na Bena. On był młodszy, cierpiał jeszcze bardziej, nie mogłam pozwolić, by widział moje cierpienie, musiałam dać mu oparcie. To dzięki temu celowi, bycia podporą jakoś przetrwałam tamten okres, ale Lucas... jego historia było dużo gorsza. Nie byłam w stanie sobie wyobrazić tego co musiał czuć, gdy się obudził w szpitalu, gdy dowiedział się o tych wszystkich rzeczach. Na widok jego twarzy, gdy opowiadał mi o tym, czułam łzy w oczach. Całkowicie dał się pochłonąć wspomnieniom, przeniósł się kilka lat wstecz, czułam jego ból, był widzialny gołym okiem. Chciałam mu przerwać, moje serce pragnęło, by przestał mówić, by już nie cierpiał, ale nie umiałam wydobyć z siebie głosu. Kompletnie zamarłam, słuchałam każdego słowa, widziałam jak wiele znaczyła dla niego rodzina, była dla niego całym życiem, które zostało mu odebrane. Nie wiem co bym zrobiła na jego miejscu, nie wiem co bym zrobiła, gdybym straciła nie tylko rodziców, ale i Bena.

Został sam na świecie, ale poradził sobie, nie stoczył się na same dno. Starał się jakoś żyć dalej, miał jakieś cele. A to że czasem zboczył z drogi jest całkowicie normalne, wiele osób na jego miejscu żyło by z dnia na dzień, nie przejmowałoby się przyszłością. Próbowaliby zabić ból alkoholem, albo narkotykami, a on nawet nie pił. Zeszłego wieczoru, raczej pełnił role ochroniarza, nawet w jego mieszkaniu nie wiedziałam butelki po piwie. Patrząc na to jaka to tragedia, radził sobie świetnie. Ja ledwo wiązałam koniec z końcem, nie wpadając w długi, starając się, by w domu było wszystko co potrzebne, a także próbowałam zaliczyć studia, by mieć jakiś zawód. Wychodziło mi to średnio, miałam wrażenie, że Lucas radził sobie lepiej niż ja. Wydawało się jakby panował nad wszystkim, jakby nie miał problemu z codziennością, jakby miał jakiś plan tego, gdzie chce zajść.

Tymczasem ja czułam, że krążę w miejscu, kiedy robiłam krok w przód, zdarzało się coś, co mnie odpychało do tyłu. Miałam wrażenie, jakbym cały czas walczyła o to, by wyjść z dołka, by zacząć żyć tak, jak chciałam, gdy żyli jeszcze rodzice. Ale nic nie szło tak jak powinno, czułam, że wszystko mi się sypie, że nad niczym nie panuję, że zapadam się coraz bardziej. Ostatnie wydarzenia tylko potwierdzały to, że nie posuwam się do przodu, a coraz bardziej się cofam. Rzeczywistość wpychała mnie w głęboką dziurę, którą wykopało dla mnie okrutne przeznaczenie. A nikt nie chciał podstawić drabiny bym mogła z niej wyjść. Czułam, że nie dam rady, że jeszcze parę potknięć i się poddam, nie będę widziała sensu, by wyjść na prostą. Jeśli w ogóle istniało coś takiego...

Czułam, że tego uścisku potrzebował nie tylko on, ale i ja. Oboje straciliśmy w życiu bardzo wiele i nie wiedzieliśmy jak sobie z nim poradzić. Jednak musieliśmy ruszyć dalej, musieliśmy stanąć na wysokości zadania i zacząć postępować tak, by przyszłość była w lepszych barwach. Tylko, że nie zawsze nam to wychodziło. Czasem po prostu poddawaliśmy się smutkowi, który ukrywał się głęboko w nas. Czasami pozwalaliśmy mu wyjść z ukrycia i opanować nasze ciała na kilka minut, tylko po to, by przypomnieć sobie te wszystkie chwile z bliskimi. Do takich momentów właśnie zaliczało się jego wyznanie i mój uścisk. Musieliśmy sobie pozwolić na chwilę nostalgii.

– Dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś – wyszeptałam świadoma tego, że jeśli się odezwę to będzie koniec tej chwili, naszych ciał tak blisko siebie. Będziemy musieli przestać udawać, że życie nie biegnie za drzwiami tego mieszkania. Najbardziej mi było szkoda, że będzie musiał zabrać rękę z mojej talii, że nie będzie już przeczesywał mi włosów, że nie będę mogła bez podtekstów głaskać go po klatce piersiowej. – I naprawdę przepraszam, że traktowałam cię jak dupka.

NokautOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz