Rozdział 14

8.8K 454 43
                                    

Alex

Kelly Clarkson – Piece by Piece

Weszłam do domu, na plecach dźwigałam ciężki plecak z podręcznikami, a w lewej ręce trzymałam siatkę ze spoconymi ubraniami po ćwiczeniach. Byłam wykończona, całym dniem w szkole, a następnie po treningu biegaczy, marzyłam tylko o tym, by rzucić się na łóżku i już nic więcej tego dnia nie robić. Nie liczyły się lekcje, które musiałam zrobić, nie liczyło się spotkanie ze znajomymi, które mieliśmy zaplanowane, ani klasówki, na które miałam się pouczyć. Chciałam tylko moją poduszkę i rożek kocu pod policzek. Jednak kiedy weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi, poczułam jak w całym domu rozchodzi się cudowny, słodki zapach jabłek, cynamonu i pieczonego ciasta. Rzuciłam wszystko jak stałam i skierowałam się do kuchni, z której dochodziły te zapachy. Przy blacie zobaczyłam ojca, małą łyżeczką wybierał z brzegu blachy jabłka, wiedziałam, że tą scenę zapamiętam do końca życia, miałam ochotę zrobić zdjęcie. Stałam opierając się o futrynę i patrzyłam jak nachylał się nad blachą z lekko zmarszczonym czołem wybierał i podjadł ciasto. Chciał zrobić tak, by nie było widać, że ktoś to ruszał, byłam pewna, że to ciasto miało być dla nas na wieczór, po kolacji, ale mama popełniła błąd zostawiając je na wierzchu.

– Mama cię zabije wiesz o tym, prawda? – odezwałam się po kilku minutach. Musiał nie słyszeć jak weszłam, bo podskoczył do góry, a łyżeczka wypadła mu z ręki. Roześmiałam się na ten widok i weszłam głębiej, by usiąść obok niego.

– Oszalałaś? Chcesz żebym zszedł na zawał? Nie jestem już w tak młodym wieku i moje serce może nie wytrzymać takiego dużego stresu – powiedział z pretensją w głosie.

– Może nie wyjadaj cichaczem ciasta prosto z blachy, to nie będziesz się bał – zakpiłam podnosząc łyżkę i jak on wybierałam jabłka z brzegu.

Pod tym względem byliśmy bardzo podobni. Ben był zawsze podobny do mamy, lepiej się z nią dogadywał, rozumieli się, ale jeśli chodziło o mnie i ojca to byliśmy ulepieni z tej samej gliny. Kiedy wyczuwaliśmy ciasto lub inne słodycze, natychmiast zmienialiśmy się myśliwych, którzy nie spoczną dopóki nie dorwą się do wszystkich zapasów. Bawiły nas te same żarty i mieliśmy podobny gust muzyczny. Kiedy znajdowaliśmy się obok siebie, nie potrzebowaliśmy nikogo innego, byliśmy swoim uzupełnieniem. Gdy się urodziłam, stałam się jego małą córeczką i niezależnie od tego, jak moi rówieśnicy narzekali na swoich rodziców, ja nie mogłam. Zawsze stali obok mnie murem, niezależnie od tego co planowałam, jak bardzo podpadałam, zawsze mogłam na nich liczyć. Nasza rodzina była idealnym przykładem american dream – rodzice, którzy się kochali i wpatrywali się w siebie, niczym w obrazek, dwójka dzieci, które były przykładnym rodzeństwem. Mogliśmy na siebie liczyć i niczego się nie baliśmy dopóki wiedzieliśmy, że kryjemy własne plecy.

– A ty co robisz w tej chwili? – zakpił, podchodząc do szafek naprzeciw, wziął nową łyżeczkę i dołączył do mnie.

– Ja to robię bez skrępowania z świadomością, że wieczorem dostaniemy ścierą po łbach, za to, że zjedliśmy pół ciasta i nie poczekaliśmy na nich.

– Nie zjadłem pół ciasta – zaprotestował od razu, ale, gdy posłałam mu rozbawione spojrzenie, dodał. – Dobra, jeszcze nie zjadłem.

– Są lody? – spytałam z szerokim uśmiechem. W mojej głowie stworzył się plan idealnego podwieczorku na odzyskanie energii. Ciasto było jeszcze gorące i słodkie, do tego zimne lody waniliowe, na samą myśl na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech.

Tacie nie trzeba było mówić dwa razy. Roześmiał się głośno i podszedł do zamrażalnika, skąd wyciągnął lody. Nawet nie kłopotaliśmy się talerzykami, nabieraliśmy trochę ciasta, a następnie maczaliśmy je w zimnej słodkości. Kiedy to mieszało się na języku, kubki smakowe szalały, a człowiek miał wrażenie, że znajduje się w niebie. Nie potrzebowaliśmy nic więcej do szczęścia, nie musieliśmy mieć obiadu, nie spieszyło się nam nigdzie, po prostu cieszyliśmy się razem spędzonym czasem. Nawet groźba w postaci wściekłej mamy, która mogła pojawić się w każdej chwili nie była nam straszna. Wiedzieliśmy, że kara będzie dotyczyła nas obojga, dlatego nie przejmowaliśmy się tym, bo razem już z nie jednej opresji wychodziliśmy.

NokautOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz