Rozdział 18

334 24 0
                                    

Tracę grunt pod nogami i ląduje tylną częścią mojego ciała w ogromnej śnieżnej zaspie. Ze strachu zamykam oczy i mocniej ściskam aparat, który i tak ucieka mi z dłoni. Nie wiem z jakiego powodu, ale cała ta sytuacja okropnie mnie śmieszy. Jestem taką niezdarą... Otwieram oczy i wydaję z siebie głośne spazmy śmiechu. Nie mogę się opanować. Nadal leżę na zimnym śniegu i zachowuję się jak wariatka. Słyszę kroki, lecz nie przywiązuję do nich uwagi.
To znak, że pora wstać. Z uśmiechem na ustach uchylam powieki i widzę nad sobą najpiękniejsze niebieskie oczy, jakie mogłam sobie tylko wyobrazić. One tak bardzo analizują każdy szczegół mojej twarzy. Po początkowym otumanieniu dostrzegam oblicze mojego towarzysza. To Wellinger. Andreas Wellinger. Ten skoczek. Jeszcze bardziej uśmiecham się do niego i zatracam się w jego spojrzeniu. Mówię "cześć" a z jego ust padają dwa słowa:

- Pomogę ci.

Spuszczam głowę w dół, lecz podaję mu prawą dłoń. Lewą próbuję wymacać mój aparat. Nie potrafię oderwać od niego wzroku...

- Tego szukasz? - mówi. W jego dłoni dostrzegam moją ukochaną lustrzankę.

- Uhmm tak. Dziękuję Ci. I przepraszam, bo chyba oderwałam Cię od czegoś bardzo ważnego - zauważam ogromny tłum i chęć mordu na twarzach wielu zgromadzonych dziewczyn.

- Hej, to nic. Myślę, że to nic nadzwyczajnego. Każdy byłby skłonny tak postąpić. Zdradź mi swoje imię proszę.

- Jestem Ania, bardzo mi miło - uśmiecham się, bo nadal trzymam go za rękę, a jest to trochę krępujące.

- Skoro tu jesteś to powinnaś mnie kojarzyć. Jestem Andreas - podnosi moją dłoń do góry i składa na niej pocałunek, jednocześnie spoglądając mi w oczy.

- Och gratuluję Ci wygranej, to dla Ciebie udany konkurs - strzelam w myślach face palma.

- Dziękuję! Zdradzę Ci w sekrecie, że wyczuwałem jakąś niespodziankę. Los mnie nie zawiódł - pochyla się nade mną i szepta mi do ucha.

Na całym ciele czuję przechodzące mnie dreszcze. Cała ta sytuacja jest dla mnie krępująca. Odwracam głowę i widzę zezłoszczone twarze fanek Andiego. Ignoruję to jednak i znów patrzę w jego oczy.

- Haha, może to dar przewidywania? Och, ktoś na Ciebie czeka i chyba jest bardzo zły... - za Andreasem zauważam twarz jego trenera.

- Uuch tak.. to mój trener - odpowiada robiąc przy tym zabawną minę na co uśmiecham się szeroko.

- Sądzę, że powinieneś z nim porozmawiać zanim będzie krzyczał. Uciekaj już! Jeszcze raz dziękuję i było bardzo miło poznać - mówię.

- Tak, mi również, do zobaczenia. Mam nadzieję na następne spotkanie w bardziej komfortowych warunkach - przytula mnie mocno.

- Powodzenia Andi - teraz to ja szepczę mu do ucha, cicho chichocząc.

                                ***

- Dziękuję Ci, i mam prośbę... czy mogłabyś zapisać mi gdzieś swój...

Odwracam się, ale nigdzie nie ma śladu Ani. Orientuję się, że sekundy od jej odejścia były minutami. Jej obecność tak bardzo mnie otumaniła... przez chwilę zapomniałem jak się oddycha. Złowieszczy wzrok trenera przecina się z moim spojrzeniem. To chyba zwiastuje kłopoty.

- Czy możesz mi wyjaśnić co Ty wyprawiasz? - złość w jego głosie była wyczuwalna.

- J... ja przepraszam. Ona upadła, ja chciałem jej pomóc. Pan by jej nie pomógł? - próbowałem się usprawiedliwiać.

- Wellinger, sądzę że podanie dłoni i podniesienie osoby nie trwa 10 minut. A właśnie tyle czekają na Ciebie twoi fani. To skrajna ignorancja. Na miłostki przyjdzie jeszcze czas.

- Trenerze, ale...

- Kończysz to co zacząłeś? Czy chcesz już wracać do hotelu? - zapytał mnie trenejro.

- Chcę już wracać - zdecydowanie jestem zmęczony dzisiejszym dniem.

- Mam gdzieś kartki od sponsorów, rozdaj je tym ludziom. Wciąż na Ciebie czekają - podaje mi plik kartoników i wskazuje ręką tłum.

- Tak, już.

- Jakby co to zbieramy sprzęt i jesteśmy na parkingu.

- W porządku - chyba nadal nie ochłonąłem po spotkaniu. Nie ppotrafiłem skoncentorwać się na rozmowie. O Panie, wciąż przechodzą mnie dreszcze, kiedy o tym myślę. Szok!

Chwila, która miała upłynąć na rozdawaniu, zamieniła się w kilka minut. Po zaatakowaniu mnie przez małą napaloną blondi i jej próbie pocałunku, odpuściłem. Moja ekipa wciąż znajdowała się na parkingu. Kiedy byłem prawie przy aucie, moje buty postanowiły sprawić mi psikusa (chociaż może to kamień i trzy zaspy śniegu, których nikt nie sprzątnął). Podejmując próbę jakiejkolwiek asekuracji moimi nartami, rąbnąłem się i wpadłem twarzą w błoto. Mam nadzieję, że nikt tego nie widział.

- Buhahaha co za kaleka - nawet Wanki mnie wyśmiał.

- Błagam, zamknij się chociaż raz - odpowiedziałem.

- Wellinger, sorry. To zabawne - śmiechom nie było końca. 

- Andreas wstawaj. Chcesz chusteczki? - Freund zaproponował swoją pomoc.

- Daj. Przydadzą się.

Uniosłem dłonie i wstałem. Przed kolejną wywrotką uratowała mnie dłoń Markusa. Wytarłem twarz, poprawiłem fryzurę, obciągnąłem kurtkę. Odwróciłem głowę i ujrzałem rude włosy tej dziewczyny...  Wchodziła do kadrowego busa reprezentacji Polski. Ciekawe kim ona jest, co tam robi? Moje ciało przeszły dziwne dreszcze podniecenia, a ja kompletnie zatraciłem się w marzeniach. Mam nadzieję, że to nie jest ostatni raz, kiedy się widzimy. Bo ona... chyba straciłem dla niej głowę.

_______________________________________

Spotkali się... w końcu 😊

Pomogę Ci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz