Rozdział 6

659 40 0
                                    

Czwartkowy poranek zacząłem jak na mnie dość późno, bo przed 10:00. Nie chciało mi się wstawać z łożka ale jak mus to mus. Po południu czeka mnie podróż do Polski. Śmiać mi się chce na samą myśl. Praktycznie zawsze na zawody latamy samolotami a tym razem jest inaczej. Ktoś ze sztabu wpadł na pomysł abyśmy do Wisły pojechali autobusem. Jakieś plus minus dziewięć godzin ciągłej jazdy. Jestem skłonny powiedzieć, że ten który pomysł zaakceptował, zamienił się na rozumy z rolką papieru toaletowego. Żeby nie było, ja nie narzekam. Księciem nie jestem i wybrzydzać nie będę, ale to istna mordęga. Weź skocz po takich przeżyciach... Kości w tyłek wejdą ale trzeba będzie to jakoś przeżyć.

Wstałem i rozciągnąłem się po nocy. Wyjąłem z komody bieliznę i poszedłem pod prysznic. Przez bite 20 minut oblewałem się gorącą wodą. Moje myśli krążyły wokół wydarzeń z minionego weekendu. Myślałem co mogę jeszcze poprawić w moich skokach. Zdecydowanie muszę skonsultować się z trenerem i obgadać moją pozycję dojazdową. 

Wyszedłem z kabiny i wytarłem ciało. Ubrałem bokserki i wyszedłem z łazienki. Chwyciłem telefon i zaczytując się w jakimś dennym artykule zszedłem do kuchni.  Poczułem ochotę na tosty więc włączyłem opiekacz. Po kilku minutach wysiłku miałem na stole gorącą herbatę i pachnące tosty z dżemem.
Wszystko dobre szybko się kończy więc postanowiłem się ubrać. Jak na połowę stycznia jest nadzwyczaj mroźno więc ubranie się było konieczne. Zbyt długo nie pochodzę z gołą klatą. Wróciłem na górę. Wyjąłem z szafy niebieską, kadrową koszulkę i czarne jeansy. Ostatni raz przed wyjazdem podszedłem do walizki, aby skontrolować jej zawartość. Teoretycznie wszystko jest spakowane, ładowarkę do telefonu dorzucę później. Wróciłem do łazienki i umyłem zęby, ułożyłem włosy i chyba z dziesięć razy psiknąłem się perfumami.

Do wyjazdu miałem jeszcze dwie godziny. W pomyśle wyjazdu autobusem podobała mi się jedna rzecz. Podjadą po mnie aż pod same drzwi. Widząc która jest godzina, postanowiłem pograć trochę na playstation.

Zanim się obejrzałem pod mój dom podjechał bus, którym mieliśmy jechać do Wisły. Biegiem zniosłem walizkę na dół. Z wieszaka zdjąłem czarną kurtkę. Na uszy naciągnął fioletową czapkę z logo RedBull. W locie chwyciłem jeszcze rogaliki czekoladowe i trzy batony. Przy drzwiach czekały na mnie narty i pokrowiec z kombinezonem. ⁹Wziąłem do ręki rączkę walizki i wyszedłem na zewnątrz. Całe szczęście, że nie zapomniałem zamknąć za sobą drzwi, co niejednokrotnie mi się już zdarzało. Otworzyłem bagażnik i wsadziłem mój bagaż. Podszedłem do autobusu, a jego drzwi otworzyły się tuż przed twarzą. Wszedłem po schodach i zająłem miejsce obok najlepszego przyjaciela.

- Welli... Ty to masz ruchy... - Wank był na mnie zły. O co mu chodzi? Nigdy nie byłem szybszy.

- No co! Wcale nie jesteś lepszy. Na kogo czekaliśmy pół godziny, przed wyjazdem do Obersdorfu? - do końca życia będę mu o tym przypominać.
Dwa tygodnie temu przed wyjazdem na Turniej Czterech Skoczni, pewnego wieczoru postanowiliśmy pójść z ekipą do baru. Miało być jakieś piwko ewentualnie dwa, małe fryteczki i tyle. W przypadku Wanka skończyło się na pięciu piwach i ogromnym kebabie. Następstwem szaleństwa była biegunka.

- To była wyjątkowa sytuacja... - Andreas próbował się usprawiedliwić. 

- Taaa... Po co było żreć tyle kebabów, skoro wiedziałeś, że następnego dnia wyjeżdżamy? - nie mogłem się powstrzymać od przypomnienia sytuacji Wankowi.

- Daj mi spokój! - wkurzył się. Trudno, mógł nie komentować mojego lekkiego spóźnienia.

- Po co było zaczynać? Zapomnij.

- Dobra, słucham. Co z tym przeczuciem? - zapytał mnie brunet.

- No co. Nadal czuję coś dziwnego - to przeczucie ciągle gdzieś jest. nie potrafię o nim zapomnieć.

- Oby to było pozytywne, bo nie mam zamiaru zeskrobywać Cię z buli - powiedział Wank.

Ja się chyba przesłyszałem.

- Śmierci mi życzysz? Mądry jesteś? - byłem w szoku.

- Jasne że... NIE.

- Masz szczęście. Przed nami kilka godzin jazdy, więc radziłbym ci zamknąć paszczę. Daj mi spać - ciekawe czy ten debil wysłucha mojej prośby.

- Dobra. Milczę jak grób - Wanki przejechał palcem po swoich wargach.

- I prawidłowo.

Czekało nas ponad dziewięć godzin jazdy. Oczywiście doliczmy do tego ewentualne postoje na siku. Zamknąłem oczy i pozwoliłem poddać się przychodzącemu snu.

______________________________

Wellinger jest już w drodze. Za kilka godzin będzie w Wiśle. Coraz bliżej do konkursu!
Dziękuję wam za coraz więcej wyświetleń. Bardzo się cieszę, że ktoś czyta moje wypociny.
Miłej nocki moje gwiazdeczki.

Pomogę Ci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz