OctaviaPrzez operację, na którą postawiła Raven, dusza siedziała mi na ramieniu, a serce przy każdym uderzeniu niemal wyskakiwało z piersi. Przy zdrowych zmysłach trzymał mnie nie tylko Lincoln, który ciągle dawał mi siłę swą obecnością, ale również Bellamy. Tych dwóch mężczyzn znaczyło dla mnie najwięcej i przypomniałam sobie w danym momencie, ile walk stoczyłam właśnie dla nich, w imieniu naszego ponownego spotkania.
Sama nie wiedziałam, jakie myśli górowały. Czy te o mieszkaniu pod podłogą, gdzie kryłam się przed surowym, bezlitosnym Kanclerzem Jahą, czy o tym, jak po przylocie na ziemię stawałam się ziemianką. Czy może o tym, że lekarze dokładnie w tej chwili kroili moją przyjaciółkę.
Zadrżałam, gdy usłyszałam kolejny ze znajomych głosów.- Clarke! - bezzwłocznie rzuciłam się w kierunku drugiej z przyjaciółek, przytulając się doń najmocniej jak potrafiłam.
- Wszystko będzie dobrze, Blake. - zapewniła mnie, brzmiąc oschlej, niż mogłabym się spodziewać - Reyes wyjdzie z tego żywa, a potem stanie na nogi.
- Miejmy nadzieję, że masz rację. - szepnęłam, z powrotem zajmując plastikowe krzesło w szpitalnej poczekalni.
Po następnych dwóch godzinach, które z poprzednimi złączyły się w siedem godzin oczekiwania na wieści od chirurgów - z zamkniętego skrzydła budynku wyślizgnęła się Abby Gryffin.
O ile przed minutą całe towarzystwo próbowało nie zasnąć ze zmęczenia, po zauważeniu lekarki i matki Clarke, podnieśliśmy się do pionu. Otoczyliśmy kobietę, nie dając jej możliwości ucieczki, z której i tak by nie skorzystała.- Operacja przebiegła zgodnie z planem. - zaczęła ostrożnie, a na jej twarz wkradł się uśmieszek pełen satysfakcji - Wasza przyjaciółka powinna wybudzić się rano, a tymczasem...nie wszyscy musicie tu przebywać, więc proponuję pozostawić delegację dwóch osób.
Zgłosiłam się jako pierwsza, więc dołączył do mnie Lincoln, który nie chciał zostawiać mnie w ciemnym, ponurym szpitalu i samotności.
»»»°«««
Clarke
Wróciłam do domu razem z mamą. Podczas jazdy samochodem nie zamieniłyśmy ani słowa, ale inaczej podziało się, gdy przekroczyłyśmy próg naszego przybytku. W salonie czekał już na nas Kane, a obok niego, jakby uradowana moim widokiem Lexa. Dziewczyna ruszyła do mnie i po kilku sekundach trzymała w swoich silnych, ale szczupłych ramionach. Niespodziewałam się od niej tego typu nagłego wybuchu uczuć, tym bardziej przy Abby lub Marcusie, lecz zdecydowałam nie narzekać. Poza tym, były inne sprawy do omówienia, jak mogłam się domyślić.
- O co chodzi? - spytałam - Jest późno, padam z nóg, wolałabym położyć się do spania. Czemu nie mogę?
- Wybacz, córeczko. - odparła mama - Kane rozmawiał...
Spojrzała na mężczyznę i kiwnęła głową.
- Rozmawiałem z Montym. - odchrząknął - Zdaje się, że razem z Raven weszli w posiadanie pewnych nagrań, które utworzył Arhideon. Tak, twoja matka mi o nim opowiedziała.
- Krótka musiała być to opowieść, skoro niemal niczego o nim nie wiemy. - burknęłam - Jak zdobyli te videa?
- Masz wśród swych ludzi mechanika, który interesuje się inżynierią. - dodała Heda - Nawet mnie to nie dziwi.
- Masz słuszność. - przyznałam - I co chcemy zrobić, w związku z tym?
- Jutro. - oznajmiła matka - Jutro obejrzymy te nagrania, zobaczymy, co możemy z nich wyciągnąć.
CZYTASZ
Gdzieś pomiędzy
FanfictionŚmierć Komandor, stojącej na czele dwunastu klanów, nie nastąpiła. Zamiast tego, wszyscy ludzie zamieszkujący Ziemię, wysłani zostali do alternatywnej rzeczywistości przez wszechmocnego szamana. Zniknęli i Ziemianie, i Ludzie Lodu, i Ludzie z Nieba...