Rozdział 17 - Godna pożałowania

458 48 0
                                    


Finn Collins

Piwnica dawała mi tymczasowe schronienie przed chciwymi łapami i oczami osób, którym zalazłem za skórę bardziej niż odrobinę.
Pazernie zagarniałem każdą sekundę na zewnątrz, ostrożnie wychodząc z ciemnego pomieszczenia, jeszcze ciemniejszej nocy. Wtedy czerpałem haustami świeże powietrze, przyjemnie otulające skórę. Przecież nie mogłem oddać im się prędzej, aniżeli planowałem. Przede mną wciąż było sporo pracy, której wykonanie winno ułatwić dotarcie do wyznaczonego celu.
Wróciłem do starej, zamykanej na klucz piwniczki i zatrzasnąłem drzwi, zasuwając odpowiednie zamki, zamontowane tuż po ucieczce z lasu. Tamta opuszczona chata była o tyle lepsza, że dookoła było więcej natury, a tym samym więcej miejsca. Tutaj wszystko ograniczało, aczkolwiek do zalet należało to, że do tej pory nikt mnie nie zauważył ani nie schwytał. Na moją korzyść wpłynęła policja, która nie tylko nie robiła wszystkiego, co w ich mocy, kiedy porwałem Gryffin, ale także nie była realna.

Szykowałem coś naprawdę specjalnego dla pewnej osoby, która nieświadomie spoczywała na laurach. Nie miała pojęcia, jak niegdyś Clarke, że to, co tu się dzieje, jest zastępstwem za okrutną rzeczywistość. Prawda bolała najmocniej, więc żywiłem ogromne nadzieje, iż po tym, gdy zostanie wyjawiona, następny człowiek pogrąży się w chaosie. W końcu - blondynce zdołałem pomóc, zupełnie zgodnie z oczekiwaniami i zapowiedzią Arhideona. Misja, która miała na celu przypomnienie wybrańcom, o co chodzi, zyskała swój oficjalny początek.

Uśmiechnąłem się do siebie, niemal od ucha do ucha.

»»»°«««

Raven

Obudziłam się po wielu godzinach snów akurat, gdy zapadał mrok. Ucieszyłam się, bo uwielbiałam moment, w którym słońce świeżo ustępowało miejsca księżycowi. Równocześnie na płaski granat wstępowały najpierw pojedyńcze gwiazdy, które potem sprawiały wrażenie, jakby ktoś je tam rozsypał.

Wpatrywałam się w to fascynujące zjawisko natury jak zaczarowana, dopóki nie zadzwonił telefon. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni luźnych spodni, w których zwykłam chodzić po domu. Na małym, srebrnym, świetlanym ekraniku napisało się imię jednej z moich przyjaciółek. Octavia.

Czy ona w ogóle ma pojęcie, co jest grane w tym mieście?

Zawahałam się, ale odebrałam.

- Reyes, pora się zbierać. - rzuciła wesoło, nucąc po cichu nieznaną mi melodię.

- Gdzie niby? - otworzyłam usta ze zdziwienia, było późno, a ja nie miałam sił na żadne zabawy.

- Impreza, kochana, impreza! - krzyknęła, aż odsunęłam od siebie telefon - Będę za piętnaście minut.

Rozłączyła się, zołza. Nie zdążyłam nawet odmówić! Zrobiła to naumyślnie.
Właściwie Blake od zawsze należała do grona tych przebojowych i energicznych osób. Zresztą, ja tak samo, ale czasem wolałam pobyć w świętym spokoju, co dziś musiało mnie ominąć.

A może byłyśmy zupełnie odmienne niż teraz, na tej dziwnej, niedobrej ziemii?

Ubrałam jeansy, które wydały się adekwatne do wyjścia na cokolwiek, co szykowała czarnowłosa. Do tego dobrałam pasującą, opinającą piersi i brzuch koszulkę z długim rękawem. Mimo wszystko, nie było w moim zamiarze, by się przeziębić. Botki wydały się oczywistym elementem, który założyłam na stopy. Narzuciłam do tego czarną kurtkę, poprawiłam makijaż i mogłam ruszać.

Godzinę później

Zajęłam krzesło stojące w kącie i udawałam, że bawię się tak fajnie jak zazwyczaj podczas tego typu wyjść. Znużona, niemal przysypiałam, rozpaczliwie poszukując odpoczynku. Octavia, stety niestety, nie chciała mi go podarować. Nie wiem, czy byłam bardziej wściekła, czy uradowana, że nie daje mi okazji do odpłynięcia.

- Dziwna jesteś. - stwierdziła sucho, podstawiając mi pod brodę drinka, zamiast dłoni, na której się opierałam.

- Spadaj! - warknęłam za ostro.

- Nie bądź taka delikatna - rzuciła - moja mała księżniczko, złośnico.

- Odwal się. - burknęłam raz jeszcze, jednak nie zrozumiała prostego przekazu.

- Coś ty taka markotna dzisiaj? - spytała, upijając łyk swojego napoju - Coś się stało? Komu skopać tyłek?

- A ty jak zwykle w bojowym nastroju - zaświergotałam, co rozchmurzyło dziewczynę.

- To rozumiem - odparła radośnie.

Zaprosiła Lincolna do tańca, więc zostałam sama. Nagle, w przeciwległym rogu sali, która wypełniona była spoconymi ciałami, ciągle zmieniającymi miejsce, dostrzegłam dziwną postać.
Chłopak przeszywał mnie tajemniczym spojrzeniem i zdawało się, że starał się wyglądać zachęcająco. Miał długie, nieco przetłuszczone włosy, a jego zęby lśniły w zderzeniu z kolorowymi, dyskotekowymi światłami.
Podeszłam do niego, nadal patrząc mu prosto w dziwaczne oczy. Dopiero, kiedy chwycił mnie za nadgarstek, zorientowałam się, kim naprawdę jest.

- To ty zaatakowałeś Clarke. - syknęłam rozwścieczona.

Nie odpowiedział, zamiast tego pociągnął mnie za sobą, na zewnątrz. W porównaniu do tego, co odbywało się w lokalu, na dworze panowała grobowa cisza. Przerwał ją mój jęk, gdy upadałam na zimny asfalt.

- Tak, to ja. - oznajmił i to było ostatnie, co usłyszałam.

Świetnie, straciłam przytomność. A wcześniej straciłam zdolność do wyczuwania czającego się mroku, pomyślałam, powoli wznosząc powieki do góry. Sprawiały wrażenie ociężałych dokładnie tak, jak reszta części mojego ciała.
Upewniwszy się, że nie jestem naga ani półnaga, rozejrzałam się wokoło. Nie zobaczyłam nic, ale wiedziałam, że przebywam w niezidentyfikowanym pomieszczeniu. Było ciemniej, niż mroczna była noc.
Do nozdrzy docierał przykry zapach niemytego ciała, moczu oraz czegoś, czego nie umiałam nazwać. Zainteresowania jednak wcale nie wykazałam.
Niespodziewanie dla zmysłu wzroku, zaświeciło się jarzące światło. Naprzeciw mnie pojawił się sprawca mojego zniknięcia z imprezy oraz sprawca porwania Clarke w jednym.

- Czego ode mnie chcesz?

»»»°«««

Finn

Zaśmiałem się szyderczo na zadane przez latynoskę pytanie.

- Niczego wyjątkowego. - odparłem - Bo ty wcale nie jesteś wyjątkowa.

- Więc czemu mnie męczysz tak, jak męczyłeś Clarke? - wrzasnęła.

Ewidentnie się bała, co sprawiło, że byłem kontenty jak nigdy przedtem. Ciarki satysfakcji przebiegły mi wzdłuż kręgosłupa.

Zdecydowałem nie przeciągać, wdając się w bezsensowne rozmowy z gościem.
Z

e szmacianego plecaka wydobyłem malutkich rozmiarów czip, których zapasem obsypał mnie ojciec Reyes.


Ciekawe, co by powiedział o używaniu takich rzeczy na jego córce?

Clarke pytała mnie, jakim cudem zwróciłem jej wspomnienia. Oto jak się dowie. Gdy Reyes zdradzi, co zrobiłem. Za pomocą czego to osiągnąłem. Bo biedna, nieporadna, zapominalska Gryffin, okazała się taka słaba, że nie pamiętała danego momentu.

Wmusiłem Raven do otworzenia ust i ułożyłem kawałek "magicznego" plastiku na jej języku. Próbowała mnie ugryźć, ale mocno przytrzymałem jej szczękę i rzuchwę, zmuszając do połknięcia przedmiotu.
Na szczęście lub nieszczęście, nie udławiła się przy okazji.

- Jesteś godna pożałowania, kochanie. - oświadczyłem, gdy źrenice Reyes wyraźnie się rozszerzyły.








Gdzieś pomiędzy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz