13, nie pechowa raczej....

111 5 2
                                    

Na moje urodziny, sprawy zaczęły się komplikować. Od rana wszystko mnie wkurzało. Sam fakt, że Alan coś szykował trochę mnie przerażał, ale dziękowałam mu za to, że pamiętał o tym. Chociaż sama chyba tego nie chciałam... Z godziny na godzinę robiłam się coraz bardziej przestraszona, co ten DJ wymyśli. Wiedziałam tylko, że będzie coś niesamowitego, jak to na niego przystało. Jego pomysły były często niewiarygodnie zakręcone, a czasami przechodziły ludzkie pojęcie. Czasami po prostu bałam się. Nazwijmy rzecz po imieniu, bałam się własnego chłopaka. Nie tyle jego, co tego, co on potrafi wymyślić. Ale teraz to mało istotne. Mimo, że nie chciałam urodzin, czekałam na Alana. Po kilku godzinach mozolnego czekania dostałam telefon. To był on. Ten, na którego czekałam i z którym miałam poważne plany. Kazał mi się zbierać i schodzić na dół. Dbał o mnie, ponieważ kazał mi nałożyć coś na długi rękaw, żebym się nie przeziębiła. To było miłe z jego strony. Po jakimś czasie drogi, znaleźliśmy się w punkcie, w którym to wszystko miało się odbyć. Tak poznawałam to teren. Miejsce naszej pierwszej randki. Kilka rzeczy się pozmieniało od tego czasu. Z miejsca, w którym siedzieliśmy widziałam całą Norwegię i Bramę do Fiordów. Najpiękniejsza w całym krajobrazie norweskim. Mój ulubiony obszar, do przebywania sam na sam. Byłam bardzo szczęśliwa, że zabrał mnie tu. To był najpiękniejszy i jedyny prezent tego dnia, a jednak on miał przygotowane coś jeszcze. Kolacja, którą zjedliśmy była bardzo dobra. Fakt, że nie żadne wyrafinowane jedzenia, a sama pizza, nic zmieniał, ponieważ oboje uwielbialiśmy ten smak. Jego obecność sprawiała, że czułam się magicznie. Zostaliśmy jeszcze chwilę po tym, by obejrzeć zachód słońca, położyłam się na nim i oglądaliśmy to zjawisko. Pojechaliśmy potem do mnie, napiliśmy się trochę wina i tak skończył się ten dzień, a Alan został na noc w moim domu. 

Im Faded.... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz