Po sześciu godzinach lotu i męczącej odprawie, Meg czuła się wyczerpana. Bolały ją wszystkie kończyny i różnica ciśnienia dawała jej się we znaki. Ćmienie w głowie doprowadzało ją do szaleństwa na równi z hałasem typowym dla lotniska. Elektronicznie przetworzony, charczący głos człowieka z informacji mieszał się z głosami podnieconych podróżnych. Piski rzucających się w ramiona ukochanych dziewczyn wwiercały się w jej głowę jak wiertło. Miała ochotę krzyczeć na ludzi, którzy niestrudzenie ciągnęli swoje wielkie i ciężkie walizy, których turkające koła doprowadzały ją na kraniec wytrzymałości . Jej irytacji nie zmieniał fakt, że w San Francisco świeciło piękne słońce, a niebo było absolutnie przejrzyste. Ani jedna chmurka nie przesłaniała idealnie błękitnego nieba. Nawet w reklamach nie bywa ono tak piękne jak było tamtego dnia. Zamiast cieszyć się tym, że będzie mogła spędzać godziny relaksując się na plaży i opalać się na piękny brązowy kolor, dziękowała bogu w duchu, że lotnisko jest klimatyzowane.
- Och przestań. Wkurzasz mnie z tą miną. - Hope pochyliła się do przyjaciółki podając jej butelkę z zimną wodą, którą zakupiła w automacie.
- Moje życie to w tej chwili jedna wielka masakra. A jak ci się moja mina nie podoba to nie musisz na mnie patrzeć. – Meg wzruszyła ramionami i utkwiła wzrok w swoich stopach.
- Jesteś niemożliwa! - Hope tupnęła mocno nogą. Jej urocza anielska buźka wykrzywiła się w złości. Po chwili napięcie odpłynęło, a wagi wygięła w szelmowskim uśmiechu. Chwytając przyjaciółkę za kolana usiadła na podłodze obok jej nóg. Ciepło jej uścisku wyrwało Meg z jej otchłanni ponurych myśli. – Ok. Spróbujmy po twojemu.
- Czy jak, pani mądralińska.
- Ekonomicznie. – Brwi brunetki powędrowały w górę, jednak nic nie mówiła tylko czekała na dalszy ciąg wywodu przyjaciółki. – Zdefiniuj problem.
Głośny śmiech wypełnił lotniskową poczekalnie, gdy wybuchała śmiechem na teatralny gest Hope, która próbowała naśladować specyficzną gestykulacje jednego z jej profesorów. – Ok., ok., już… Ała. Uff…Problemem jest to, że moja reputacja jest zszargana i przez to moja praca naukowa nie będzie traktowana poważnie.
- Dobrze, dobrze. – Palec wskazujący obijał się o brodę blondynki, gdy nie wychodząc z roli cmokała z konsternacją. – Jak możesz temu zaradzić?
- Musze odbudować szacunek udowadniając, że te oskarżenia są nieprawdą. – Meg zamyśliła się na chwilę. – Albo mogę suce urwać łeb. Ale to chyba nie legalne. Hymm… zostańmy przy pierwszej odpowiedzi. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Powoli, małymi kroczkami jej dobry humor wracał, gdy dochodziło do niej co przyjaciółka próbuje jej uświadomić.
- Czy to działanie krótko czy długo falowe?
- Długo.
- Czy możesz zacząć działanie teraz?
- Nie.
- TO DO WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH SKOŃCZ JĘCZĘĆ I CIESZ SIĘ WAKACJAMI!!! – Kilka głów odwróciło się w kierunku dziewczyn. Nawet kilka matek wskazywało na nie szepcząc coś to swoich dzieci. Pewnie uczulały maluchy by się tak nie zachowywały publicznie. Hope, oprócz uroczej buźki, braku manier i długich, zgrabnych nóg mogła się pochwalić również doniosłym głosem. – Nie chcę słyszeć słowa na temat tego artykułu do końca wakacji. Czyli przez dwa miesiące masz trzymać na ten temat język za zębami. Rozumiesz? DWA. MIESIĄCE. ANI. SŁOWA.
Oburzenie z jakim Hope ją pouczała całkowicie wyprowadziło ją z równowagi i Meg zaczęła się już śmiać otwarcie, chwytając się pod boki. Nie musiała długo czekać by ta, która ją chwile wcześniej strofowała dołączyła do niej w równie wesołym tonie.
CZYTASZ
Last Direction
FanfictionKochała go nie dlatego, że jego słowa były muzyką dla jej uszu. Kochała go dlatego, że samo brzmienie jego imienia spychało wszystkie jej demony w mrok. Sukces nie może być miarą szczęścia. Oboje się o tym przekonali. Co przyjdzie ze spotkania Harr...