-Zamknij się Tommo, po prostu się zamknij. Nie jestem zakochany, więc możesz odetchnąć z ulgą. Nie jestem zakochany. - Powtórzył, a w myślach dodał: „CHYBA"
***
-Chyba.
Miała wrażenie, że się przesłyszała. Odsunęła telefon od ucha i spojrzała na wyświetlacz zdzwiona, tak jakby jej rozmówca mógł zobaczyć w ten sposób jej oburzenie. To było nie do uwierzenia. Facet sobie z niej chyba jaja robi. Co miało znaczy to „chyba"?
-Chyba? —powtórzyła jeszcze raz. Powoli, wymawiając dokładnie każdą sylabę tego słowa. Nie dając rozmówcy czasu na reakcję, kontynuowała: - Chyba macie wolną salę karaoke dzisiaj? CHYBA? Czyli chce mi pan powiedzieć, że jesteście tak poważnym klubem, że nawet nie orientujecie się we własnych terminach? —słysząc, że koleś próbuje protestować, jej irytacja wzrosła. - Niech się pan nie sili na wytłumaczenia - i tak odeszła mi chęć na wydanie swoich pieniędzy w waszym klubie. Do NIE zobaczenia.
Zmanierowanym gestem odrzuciła telefon na kołdrę. Potarła palce z obrzydzeniem. Nienawidziła niekompletnych bencfałów, którzy nie traktowali poważnie swojego biznesu, na tyle że pozwali pracować dla siebie nieudolnym pracownikom. Wiedziała, że mogłaby spuścić z tonu, bo to przecież wybrzeże i ludzie tu wiecznie mają wakacje, ale ekonomistka w niej nie mogła pozwolić na takie marnowanie zasobów.
Wypuszczała powoli powietrzę z nadętych policzków i uderzała wściekle w klawiaturę laptopa. Tak dawno, go nie używała, że palce rozbolały ją po kilku minutach. Nie była dobra w całym tym organizowaniu. Od tego byli Hope i Vega. Ona potrafiła analizować - na tym znała się dobrze. Organizowanie wymaga cierpliwości, staranności i przewidywania każdej niespodziewanej, a myślenie o przyszłości ją przerażało. Dość kłopotów przysparzała jej rzeczywistość.
-Kurwa mać, no!
Wściekła wyrzuciła ramiona w powietrze, gdy znikąd wyświetliła się jej neonowa reklama portalu plotkarskiego.
-„Największy brytyjski zespół zarobił na ostatniej trasie dziewięć milionów!" - przeczytała na głos.-NIC. MNIE. TO. NIE. OBCHODZI. - wysyczała przez zęby klikając z każdym słowem w krzyżyk zamykający reklamę.
Nie obchodziły ją jakieś tam plotki. Nie miała na to czasu. Musiała załatwić salę do karaoke, a kompletnie się na tym nie znała.
Pomysł kłębił się w jej głowie od kiedy Harry zdradził jej jak wielką rolę odgrywa w jego życiu muzyka Chciała mu się odwdzięczyć w jakiś sposób za znoszenie jej napadów złości i smutku. Za to, że niemal codziennie znajdował czas by wysłuchiwać jej bezsensownych koncepcji. Po prostu idea wpadła jej do głowy i musiała ją zrealizować. Ograniczyła zastanawianie się nad powodami tej nagłej potrzeby sprawienia mu przyjemności do minimum w obawie przed tym do jakich wniosków może doprowadzić ją głębsze analizowanie. Czuła, że jej serce próbuje wyrwać się z przyciasnej klatki żeber, ale nie było sensu wypuszczać go na wolność, skoro nie było nadziei na happy end.
Harry był przyjacielem. Tak jak Hope i Francesco, Brian, Biskup, Gaston i inni pracownicy kuchni z którymi się zaprzyjaźniła. I wszystkim im przyda się odrobina zabawy.
Poza tym, po porannym zawiłym wykładzie Biskupa postanowiła w końcu powiedzieć przyjaciołom, o konieczności stawienia się na przesłuchaniu z Keynesem. Na trzeźwo nie dała by rady, więc może kiedy wypije kilka głębszych, zaśpiewa kilka smutnych piosenek łatwiej jej będzie się przed nimi otworzyć bez tej cholernej maski obojętności, która i tak ostatnio zaczęła pękać.
Kiedy przeklęta reklama w końcu zniknęła, spisała dane kontaktowe obiecująco prezentującego się klubu niedaleko plaży. Sprawdziła na mapie, gdzie on się znajduje i z radością zacmokała odkrywając, że niedaleko znajduje się centrum handlowe Nie mogła przecież iść na imprezę nago, prawda?
CZYTASZ
Last Direction
Fiksi PenggemarKochała go nie dlatego, że jego słowa były muzyką dla jej uszu. Kochała go dlatego, że samo brzmienie jego imienia spychało wszystkie jej demony w mrok. Sukces nie może być miarą szczęścia. Oboje się o tym przekonali. Co przyjdzie ze spotkania Harr...