- Ślicznie wyglądasz. – Komplementował ją Brian nie odrywając od niej wzroku. Oczy skrzyły się wesoło i Meg zastanawiała się czy to efekt jej towarzystwa czy świec płonących w restauracji.
- Dziękuję. – Odpowiedziała przechylając głowę by odsłonić swoje lewe ramię. Jednocześnie bawiła się złotym łańcuszkiem na szyi. Gesty te dezorientowały chłopaka, który wyglądał jakby nie wiedział gdzie podziać oczy. Jego speszenie bawiło Meg, ale postanowiła zachować je dla siebie. – Powiedz mi, Brian. Jak to jest, że zapraszasz obcą dziewczynę na kolację?
- Jest wiele powodów. – Blondyn nie przestawał uśmiechać się kokieteryjnie. – Po pierwsze, jak już mówiłem, jesteś śliczna. Po drugie, to jak weszłaś do baru – taka pewna siebie, dumna, zdecydowana – odebrało mi mowę. Jesteś jak wyzwanie. A ja lubię wzywania.
Nie odpowiedziała, bo przeszkodziło jej nadejście kelnera. Brian zachowywał się przez cały wieczór jak wzorowy chłopak: zabawiał ją rozmową, słuchał uważnie, komplementował i całym sobą mówił jak bardzo jest nią zafascynowany. Jednak nie robiło to na Meg żadnego wrażenia. Był naprawdę przyjemny i polubiła go niemal natychmiast. Między nimi był dobry kontakt, ale dla niej oznaczał on zupełni co innego niż dla niego. Był taką prostolinijną osobą i szczerą, a zarazem był szarmancki i słodki zarazem, ale nie był osobą, z którą mogłaby się związać. Nigdy, chociaż widziała po nim, że miał nadzieje. Za bardzo przypominał jej człowieka z jej przeszłości. Kogoś o kim nie chciała pamiętać, a jednocześnie nie mogła zapomnieć. Za każdym razem, gdy spoglądała na siedzącego naprzeciwko niej chłopaka, przez jej myśli przelatywały wspomnienia sprzed lat i serce zaciskało się z bólu. Była już do niego przyzwyczajona. Ból był czymś co witała jak starego przyjaciela. I tylko dzięki temu przyzwyczajeniu mogła się uśmiechać, odpowiadać na żarty Briana, flirtować i kontynuować wieczór zachowując się jakby był najlepszą chwilą jej życia.
***
Drzwi windy zamknęły się z nimi z cichym trzaskiem, a Harry odwrócił się do dziewczyny. Chciałby móc powiedzieć, że pamięta jej imię, ale nie był nawet pewny czy się przedstawiła. Była taka sama jak wszystkie fanki: patrzyła na niego roziskrzonymi oczami, cała podniecona w oczekiwaniu na to co się wydarzy. Chociaż doskonale wiedziała jak się akcja rozwinie, gdy dotrą do jego pokoju. Najpierw ją rozbierze, potem siebie i będą uprawiać seks. Tylko tyle. Nic więcej.
Nie miał ochoty na rozmowy. Na udawane zainteresowanie i wymuszoną uprzejmość. Jedyne czego pragnął to się zatracić.
Wiedział, że następnego dnia będzie pluł sobie w brodę i wyzywał się od najgorszych, że dopadnie go poczucie winy i zacznie podgryzać moralny kac, ale w tym momencie w tej sterylnej, chromowanej windzie jego czuła strona została odsunięta na bok przez bestie, która żyje w każdym mężczyźnie i ta bestia domagała się spełnienia w kobiecie.
Brunetka naprzeciwko prężyła swoje ciało niecierpliwie próbując w jak najlepszym świetle ukazać swoje wdzięki. Nie uszło jego uwadze to, że całkiem „przypadkowo” ramiączko jej stanika się osunęło i odcinało się na tle jej smukłego ramienia. Pewnie jeszcze trzy lata temu uznałby to za cholernie seksowne, jednak od czasu, gdy na świat przyszło One Direction, takie obrazki oglądał niemal codziennie. I jeśli miałby być szczery to takie wdzięczenie się zaczynało go męczyć.
Przyglądał się jej znudzonym wzrokiem. Wodził oczyma od jej głowy do stóp w tę i z powrotem wyobrażając sobie co zobaczy, gdy pozbędzie się z niej tej przeklętej sukienki.
- Masz piękne oczy Harry. Takie seksowne. – Dziewczyna przygryzała wargę, usiłując z całych sił skupić na sobie jego uwagę. Siłą zdusił w sobie prychnięcie. Właśnie dlatego wolał starsze od siebie kobiety. Dziewczyny w jego wieku nie szanowały siebie za grosz.
CZYTASZ
Last Direction
FanfictionKochała go nie dlatego, że jego słowa były muzyką dla jej uszu. Kochała go dlatego, że samo brzmienie jego imienia spychało wszystkie jej demony w mrok. Sukces nie może być miarą szczęścia. Oboje się o tym przekonali. Co przyjdzie ze spotkania Harr...