We wszystkich filmach, które widziała, płacz rozdzierał bohaterkę pod prysznicem. Kuliła się ona pod kroplami wody jak pod ostrzałem pocisków z karabinów maszynowych. Domyślała się, że reżyserzy próbowali stworzyć przenośnię – krople wody miały symbolizować problemy, z którymi postaci się zmagały. W jej opinii było to nadużycie. A nawet była zdania, że taka symbolika jest gówno warta. Gdyby kłopoty były jak krople wody, to z tą samą prędkością, z którą się pojawiały, znikałyby w odmętach niepamięci lub kanalizacji.
Po pięknych, białych kafelkach piął się abstrakcyjny, kwiatowy wzór. Liście zawijały się i zmieniały w łodygę, która później przekształcała się w pąki kwiatów. W przeciągu ostatniej godziny nauczyła się wzoru na pamięć. Subtelna linia, najpierw zmieniała się w szeroki liść, który czubkiem dotykał łodygi, aby się w nią wtopić i po chwili zmienić się w kwiat, którego jeden płatek był cieńszy niż z reszta i dawał początek kolejnej spirali liścia. Woda, w której była zanurzona, od dawna była zimna. Ceramiczna wanna pochłonęła ostatnie opary ciepła, a z premedytacją nie włączyła podgrzewania. Potrzebowała tego wszystkiego, by się uspokoić. Dlatego żadnym ruchem nie zmąciła spokoju wody, której powierzchnia była gładka jak lustro. Zanurzona po szyję patrzyła tępo w ścianę, mając nadzieje, że kłopoty wyschną i znikną, jak wyschła woda na jej twarzy. Że znikną tak, jak woda, którą niedługo spuści jednym prostym ruchem, jakim jest wyciągnięcie korka.
Ale wiedziała, że to rzeczywistość, a nie film i problemy nie rozwiązują się same.
W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin jej życie po raz kolejny obróciło się w jeden wielki chaos. Wiedziała w jaki sposób doprowadziła ponownie do tej sytuacji, ale nie potrafiła tego zmienić. Nie potrafiła ot tak uzewnętrznić swoich obaw i lęków. Za każdym razem coś ją powstrzymywało.
Największa samotność, z jaką przyszło jej się w życiu zmierzyć, była w niej samej. Tak szczelnie otoczyła się murem obronnym, by przypadkiem nie pozwolić innym dotknąć tego smutku, że stała się jego własnym więźniem. Krzyczała i drapała ściany, ale chociaż sama je zbudowała nie mogła ich zburzyć.
Szloch wyrwał się z jej ust, kiedy świadomość beznadziejności jej sytuacji ją dopadła. Najpierw jeden, niepewnie. Zaraz za nim podążył kolejny i następny. Łkała obejmują swoje własne kolana. Ale nie było nikogo, kto by ją utulił, otarł jej łzy, więc przestała i płacz zastąpiło otępienie. Trwała w bezruchu patrząc nieprzytomnie przed siebie, boleśnie świadoma, że nie ma nikogo, z kim mogła by podzielić się bólem.
Wszystkich odsunęła. Nie pozostała przy niej ani jedna osoba. Jej samotność odstraszyła wszystkich. Skutecznie.
I to sprawiło, że było jej samej siebie żal.
***
-Czy ona tak zawsze?
To pytanie wyrwało Hope z rozmyślań. Przez chwilę poczuł, że narusza jakąś świętą sferę intymną jej rozważań i chciał przeprosić za swoją impertynencję, ale szybko spłynęła na niego świadomość kim jest ta dziewczyna: Była przyjaciółką Meg, o której mówił, więc nie raz musiała być zaskakiwana takimi pytaniami „od czapy”.
-Co niby? – Siła z jaką odstawiła szklankę sprawiła, że połowa jej zawartości znalazła się na blacie. Przez chwilę wpatrywała się w rozlany płyn ze złością, po czym zrezygnowana, pokręciła głową i zwróciła się do niego. –Co niby miałaby Meg robić zawsze?
-To wszystko. – wskazał ręką na bar, gdzie ludzie bawili się na parkiecie, a Meg i Francesco masakrowali po raz kolejny Crazy in Love Beyonce.
Hope podążyła za jego wzrokiem, a jej czoło zmarszczyło się gwałtownie, gdy dostrzegła Meg przytulającą się do przyjaciela i szepczącą mu coś na ucho. Całe jej ciało się spięło. Harry nie był pewny, że powinien ją objąć i zapewnić pocieszenie, zwłaszcza, że po chwili, jej dłonie zacisnęły się w pięści i zaczęły drżeć pocieszanie Neumann było dla niego czymś normalnym, ale teraz, stojąc w obliczu roztrzęsienia emocjonalnego obcej mu osoby nie wiedział co ma robić. Na szczęcie niespełna kilka sekund później jej dłonie się rozluźniły i jedna z nich powędrowała do czoła, rozmasowując zmarszczki frustracji.
CZYTASZ
Last Direction
Hayran KurguKochała go nie dlatego, że jego słowa były muzyką dla jej uszu. Kochała go dlatego, że samo brzmienie jego imienia spychało wszystkie jej demony w mrok. Sukces nie może być miarą szczęścia. Oboje się o tym przekonali. Co przyjdzie ze spotkania Harr...