4. Oj, biedne serce

137 21 16
                                    

— Carly, to boli — jęknęła Lily.

— Och, daj spokój — mruknęła skupiona Carlotta. Jakiś czas temu zaczęła palcem wklepywać korektor w zaczerwienione miejsce na skórze swojej przyjaciółki. Chciała udowodnić Lilianie, że w makijażu można wyglądać ładnie i nie koniecznie przypominać jakże uroczą lalkę Barbie.

— A co jak rozetrę szminkę? — spytała. Było to bardzo istotne pytanie, bo jednym z jej nawyków było uporczywe oblizywanie ust, a gdy w okolicy pojawiał się Owen, chęć zwilżenia spierzchniętych warg stawała się jeszcze silniejsza.

— Włożyłam ci ją do plecaka razem z lustereczkiem, najlepiej sprawdzaj jej stan na każdej przerwie — poleciła przyjaciółka. Po kilku minutach ponownie się odezwała. — Gotowe.

Blondynka pospiesznie przejrzała się w lustrze. Wyglądała naprawdę ładnie. Jej jasne włosy zostały zakręcone w delikatne fale, okalając uroczo zaokrągloną twarz. Koloryt jej cery nieco się wyrównał dzięki pomocy dobrze kryjącego korektora, a wąskie wargi zostały muśnięte matową szminką w odcieniu ziemnego różu, która wyglądała bardzo subtelnie i dziewczęco. Brunetka podkreśliła oczy swojej przyjaciółki maskarą wydłużającą rzęsy oraz kreskami wykonanymi eyelinerem. Lily podobała się sobie, jednak bała się, że w trakcie zajęć zapomni o makijażu i zacznie dotykać twarzy, przecierać oczy czy zagryzać wargi. Musiała jakoś sobie z tym poradzić, bo efekt był naprawdę oszałamiający i nie zamierzała świadomie zniszczyć takiego arcydzieła. Na ten szczególny dzień postanowiła przyodziać na swoje ciało białą, obcisłą bluzkę, czarne jeansy i pożyczoną dwa dni wcześniej od Carlotty purpurową bomberkę.

— Mogę cię spokojnie nazwać moją crushy — zaśmiała się Carly.

— Oby on o mnie tak kiedyś pomyślał — powiedziała wesoło dziewczyna. Obie wyszły z łazienki, wpuszczając do środka zniecierpliwioną Marnie.

— Radziłabym ci jeszcze włożyć bluzkę w spodnie, wtedy nie będziesz wydawać się krótka, chociaż taka jesteś w rzeczywistości — poleciła brunetka, zakładając buty. Liliana zmarszczyła brwi, ale wykonała polecenie towarzyszki, ignorując jej uszczypliwą uwagę. Pożegnała się z mamą i wraz z przyjaciółką ruszyła w stronę szkoły.

Droga była nieco przydługawa, zazwyczaj blondynka musiała wychodzić z domu czterdzieści minut przed rozpoczęciem pierwszej lekcji, aby mieć jeszcze czas na zostawienie niepotrzebnych książek w szafce.

Tego poranka wyczuć można było w powietrzu coś więcej niż zapach spalin samochodowych, wydawać by się mogło, że Lily roztaczała wokół siebie przyjazną aurę i każda przechodząca obok niej osoba odczuwała pozytywne wibracje bijące od jej drobnego ciała.

Słońce zostało częściowo zasłonięte przez białe, pierzaste chmury. Chłodny wietrzyk unosił włosy obu nastolatek, nieznacznie burząc ich idealnie wystylizowane fryzury, dzięki temu wyglądały bardziej naturalnie. Pogoda w miarę możliwości sprzyjała ich poczynaniom, z czego Liliana bardzo się cieszyła.

***

— Powodzenia na kółku — wyszeptała Carly, mocno do siebie przytulając niższą dziewczynę.

— Nie podziękuję — zaśmiała się Lily. Nogi jej się trzęsły, a nieprzyjemny ucisk w brzuchu narastał z każdą chwilą. Zawsze się stresowała, gdy znajdowała się blisko Owena. Świadomość rychłego spotkania z chłopakiem sprawiała, że nie potrafiła się na niczym skupić. Przez całą ostatnią lekcję nie zwracała najmniejszej uwagi na nauczyciela angielskiego, bo jej myślami zawładnął pewien ciemnowłosy buntownik.

Przyjaciółki rozdzieliły się. Blondynka z ciężkim sercem szła prosto do laboratorium. Z każdym kolejnym krokiem była coraz bliżej swojego celu. Mijała spieszących do swoich domów uczniów i w duchu im zazdrościła. Nie wiedziała, czego się spodziewać po dzisiejszych zajęciach dodatkowych i miała nadzieję, że się nie zawiedzie.

He's perfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz