1. Chemia, chemia, chemia

311 35 24
                                    

Carlotta, nastolatka o gładkiej, oliwkowej cerze zerknęła z niepokojem wymalowanym na młodziutkiej twarzy w stronę swojej najlepszej przyjaciółki. Szare oczy uważnie przypatrywały się poczynaniom drobnej licealistki stającej na palcach i starającej się dopatrzeć w tłumie tak dobrze jej znanej ciemnej czupryny.

Liliana odwróciła się, a blond włosy podskoczyły, gdy gwałtownie przekręciła głowę. Na bladych policzkach pojawiły się delikatne rumieńce podekscytowania. Zwilżyła czubkiem języka wąskie usta i rozejrzała się dookoła.

— Co robisz? — spytała Carly.

Średniego wzrostu dziewczyna oderwała wzrok od chłopaka mijanego na korytarzu. W pierwszej chwili pomyślała, że to on. Jednak włosy nastolatka były o kilka tonów jaśniejsze od Owena. Lily chciała go zobaczyć. Potrzebowała widoku tych pięknych ust rozciągniętych w szerokim uśmiechu skierowanym do jednej z jego zdobyczy.

— Nic — odparła rozkojarzona.

— Nie ma go. — Carlotta zerknęła na swoją starszą przyjaciółkę z góry. Była od niej niewiele wyższa, ale i tak musiała spoglądać w dół, aby nawiązać z nią kontakt wzrokowy.

— Skąd wiesz? — zdziwiła się.

— Miałam teraz matematykę. Nie było go w sali obok, więc albo się zerwał, albo w ogóle nie przyszedł do szkoły.

— Och, no tak. Zapomniałam. — W pierwszej​ chwili pomyślała, że jej przyjaciółce również przypadł do gustu ten wspaniały chłopak. Niedorzeczne, prawda? Przecież ona nigdy by jej tego nie zrobiła, a Lily zbeształa się w myślach za sam pomysł.

— Domyśliłam się. Twoim priorytetem jest szukanie go na korytarzach — zaśmiała się brunetka.

— Przestań, jeszcze ktoś usłyszy — jęknęła, odwracając się, aby sprawdzić, czy Owen nie zszedł na parter po schodach, które właśnie minęły.

— Mówiłam ci, abyśmy wymyśliły mu jakąś ksywkę. Wtedy przynajmniej przestałabyś mnie uciszać.

— Ech, nie mam dzisiaj do tego głowy. — Kiedy dowiedziała się, że Owen był tego dnia nieobecny, straciła jakiekolwiek chęci do uczestniczenia w następnych zajęciach. Chciała go zobaczyć. Potrzebowała tego niezmiernie.

***

— Lily, twoje marzenie chyba się spełniło — szepnęła jej do ucha przyjaciółka na następnej przerwie.

Blondynka w błyskawicznym tempie odwróciła głowę i wbiła wzrok w swój osobisty obiekt westchnień. Czarne włosy delikatnie opadały na jego czoło, a błękitne oczy uważnie obserwowały każdy gwałtowniejszy ruch uczniów wokół niego zgromadzonych. Nie spoczęły one na Lily. Owen miał na sobie za dużą białą bluzę wciąganą przez głowę z jakimiś ciemnymi znaczkami i jasnoniebieskie jeansy. Jego ulubione spodnie, chodził w nich prawie każdego dnia, nawiasem mówiąc, wyglądał w nich nieziemsko. Dziewczyna jednak zawsze rozpoznawała go po plecaku z firmy Nike oraz charakterystycznych adidasach. Chłopak nie należał do osób wysokich, ale nie można go było nazwać niskim. Opalona skóra została naciągnięta na wydatne kości policzkowe i żuchwę, przez co blondynka miała jeszcze większą ochotę dotknąć opuszkami palców jego twarzy, aby sprawdzić, czy jest on człowiekiem z krwi i kości o cudownych genach, czy może jednak widmem, które rozpłynęłoby się w powietrzu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

— Owen! — wrzasnęła jakaś ciemnowłosa dziewczyna, której imienia Liliana nie znała. Była piękna. Jak każda osoba, w których towarzystwie się obracał.

Chłopak odwrócił się do niej i szeroko się uśmiechnął. Nastolatka pospiesznie zbliżyła się do Owena i złączyła ich usta w czułym pocałunku. Nawet stąd dziewczyna słyszała jęk, który wydobył się z gardła chłopaka.

He's perfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz